Ładowanie stron...
Kuneczka obwąchała Kunka i zrobiła zdegustowaną minę.
- To nie ja, naprawdę! - zaczął zaprzeczać natychmiast Kunek - Ja nie puściłem żadnego skunksa...
Kuneczka nawet nie zwróciła uwagi na jego słowa.
- No tak - pisnęła cicho - To pewnie przez ten jabłkowy „aromat” twojego futerka. To on zbija wszystkie zapachy. Ale skup się i wciągnij głęboko w nozdrza powietrze...
- A, tttto dlatego pytałaś, czy coś czu... ję? - speszył się Kunek i, nie wiedzieć czemu, w środku poczuł wielki zawód.
- A ty myślałeś, że co? - zmarszczyła nos Kuneczka.
- Jjjja...-zająknął się Kunek i zamilkł.
Dopiero teraz zorientował się, że kiedy Kuneczka przysunęła się do niego tak blisko i zapytała go, czy coś czuje, a on rzeczywiście coś poczuł, coś jak lekkie łaskotanie jej futerka i muśnięcie jej oddechu, i dreszcze, i gorąc, i jeszcze coś
- To nie ja, naprawdę! - zaczął zaprzeczać natychmiast Kunek - Ja nie puściłem żadnego skunksa...
Kuneczka nawet nie zwróciła uwagi na jego słowa.
- No tak - pisnęła cicho - To pewnie przez ten jabłkowy „aromat” twojego futerka. To on zbija wszystkie zapachy. Ale skup się i wciągnij głęboko w nozdrza powietrze...
- A, tttto dlatego pytałaś, czy coś czu... ję? - speszył się Kunek i, nie wiedzieć czemu, w środku poczuł wielki zawód.
- A ty myślałeś, że co? - zmarszczyła nos Kuneczka.
- Jjjja...-zająknął się Kunek i zamilkł.
Dopiero teraz zorientował się, że kiedy Kuneczka przysunęła się do niego tak blisko i zapytała go, czy coś czuje, a on rzeczywiście coś poczuł, coś jak lekkie łaskotanie jej futerka i muśnięcie jej oddechu, i dreszcze, i gorąc, i jeszcze coś
201
dziwnego, czego wcześniej nigdy nie czuł… miała na myśli po prostu jakiś najzwyklejszy zapach.
Kunek dopiero teraz zapłonął, od ogona aż po same uszy. Ze wstydu.
- Ale się zbłaźniłem tym „mizokunistą” - pomyślał.
Wciągnął nosem powietrze i aż jęknął:
- O rrrany, co tttto tak pachnie?!
Rzeczywiście, zapach, który wniknął w jego ciało, wcale nie był zwykły! On był wręcz cudowny. Zresztą, trudno go było w ogóle nazwać zapachem. To była jakaś niezwykła woń. Cały bukiet najbardziej kuszących i smakowitych aromatów, jakie tylko można sobie wymarzyć będąc kuną. Kunkowi od razu zakręciło się we łbie i zatkało go, jakby wszystkie te zapachy, które w siebie właśnie wciągnął, utkwiły w nim i za nic nie chciały go teraz opuścić.
- To pieczyste - wyszeptała Kuneczka, przełykając z trudem ślinę - Stawiam na indyka. Mówię ci, pazurki lizać. Zaraz pewnie wyląduje
Kunek dopiero teraz zapłonął, od ogona aż po same uszy. Ze wstydu.
- Ale się zbłaźniłem tym „mizokunistą” - pomyślał.
Wciągnął nosem powietrze i aż jęknął:
- O rrrany, co tttto tak pachnie?!
Rzeczywiście, zapach, który wniknął w jego ciało, wcale nie był zwykły! On był wręcz cudowny. Zresztą, trudno go było w ogóle nazwać zapachem. To była jakaś niezwykła woń. Cały bukiet najbardziej kuszących i smakowitych aromatów, jakie tylko można sobie wymarzyć będąc kuną. Kunkowi od razu zakręciło się we łbie i zatkało go, jakby wszystkie te zapachy, które w siebie właśnie wciągnął, utkwiły w nim i za nic nie chciały go teraz opuścić.
- To pieczyste - wyszeptała Kuneczka, przełykając z trudem ślinę - Stawiam na indyka. Mówię ci, pazurki lizać. Zaraz pewnie wyląduje
202
na stole.
- Co wyląduje na stole? - zdziwił się Kunek.
- No, a o czym ja tu sobie strzępię język od pół godziny? O tym indyku, przecież. Zaraz ten bojler wyląduje na stole. No, oczywiście nie na skrzydłach, tylko na tacy - zaśmiała się cicho Kuneczka i łakomie oblizała wargi - Bo już będzie oskubany, upieczony i gotowy do spożycia.
- Ale... - Kunek był już całkowicie skołowany - co ma do tego wszystkiego stół?
- Czy ty w ogóle słuchasz, co się do ciebie mówi? - żachnęła się Kuneczka i zrobiła wielkie ślepia ze zdziwienia - Objaśniłam ci to na samym na początku, do czego służy ten stół. Przy nim ludzie właśnie żrą.
- Co?! A ja myślałem...
Kunek był wstrząśnięty. Stół, ten jego wyidealizowany ład, w który już zaczął wierzyć, i za którym tak zatęsknił... Ten wyższy porządek, okazał się tylko kolejnym ogniwem w łańcuchu pokarmowym! Zwykłym korytem. Żerowiskiem.
- Mam nadzieję, że całego indyka nie zeżrą
- Co wyląduje na stole? - zdziwił się Kunek.
- No, a o czym ja tu sobie strzępię język od pół godziny? O tym indyku, przecież. Zaraz ten bojler wyląduje na stole. No, oczywiście nie na skrzydłach, tylko na tacy - zaśmiała się cicho Kuneczka i łakomie oblizała wargi - Bo już będzie oskubany, upieczony i gotowy do spożycia.
- Ale... - Kunek był już całkowicie skołowany - co ma do tego wszystkiego stół?
- Czy ty w ogóle słuchasz, co się do ciebie mówi? - żachnęła się Kuneczka i zrobiła wielkie ślepia ze zdziwienia - Objaśniłam ci to na samym na początku, do czego służy ten stół. Przy nim ludzie właśnie żrą.
- Co?! A ja myślałem...
Kunek był wstrząśnięty. Stół, ten jego wyidealizowany ład, w który już zaczął wierzyć, i za którym tak zatęsknił... Ten wyższy porządek, okazał się tylko kolejnym ogniwem w łańcuchu pokarmowym! Zwykłym korytem. Żerowiskiem.
- Mam nadzieję, że całego indyka nie zeżrą
203
i zostanie coś dla nas. Mówię ci, czegoś takiego jeszcze nie jadłeś - trajkotała mu tymczasem do ucha Kuneczka, różowym języczkiem oblizując raz po raz ze smakiem wargi - To smakuje... No, nie wiem, jak... Właściwie, tego się nie da opowiedzieć. To trzeba skosztować. Ale powoli. Najpierw należy się napatrzyć. Na przyrumienioną, błyszczącą skórkę. Dymiące, białe mięsko… Następnie trzeba wciągnąć ten zapach głęboko w nozdrza. Dopiero kiedy zapach przeniknie do środka i dotrze do każdego zakamarka ciała, zatopić w tym kruchym mięsku zęby i wyszarpnąć kawałek, a potem żuć go bardzo, bardzo powoli. Tak, żeby na samym końcu poczuć, jak rozpływa się w pysku... A w ogóle, to jadalnia i kuchnia, to w domu ludzi dwa najważniejsze miejsca. Tam zawsze można znaleźć coś do jedzenia. Zapamiętaj to sobie na przyszłość.
- Nic nie będę zapamiętywał! - wybuchnął nagłą złością Kunek.
Był głodny i wkuniony. Dodatkowo zapach indyka podrażniał mu żołądek. A wiadomo,
- Nic nie będę zapamiętywał! - wybuchnął nagłą złością Kunek.
Był głodny i wkuniony. Dodatkowo zapach indyka podrażniał mu żołądek. A wiadomo,
204
że głodny Kunek, to zły Kunek.
- Po pierwsze - wycedził przez zęby - to nie jest dom ludzi, tylko nasz! A po drugie, moja kuchnia i jadalnia są w ogrodzie... I... tylko muszę mieć wreszcie trochę spokoju, żeby móc sobie tam coś upolować! Dlatego intruzi muszą się stąd wynieść. A zrobią to, jak tylko im czarno na białym zakomunikuję, że to gniazdo jest już zajęte i należy do nas, do kun. A wtedy cała ta twoja wiedza będzie mi zupełnie, ale to zupełnie do niczego nieprzydatna!
Kunek wypowiedział te wszystkie słowa jednym tchem i aż się zasapał. Od razu przestraszył się, że w złości zaczął piszczeć zbyt głośno i Gniada mogła go usłyszeć. A wtedy cały jego misterny plan weźmie w łeb. Wyjrzał z pudełka i rozejrzał się ostrożnie. Na szczęście, w tym momencie żadnego z intruzów nie było w pobliżu. Gniada akurat przeszła do sąsiedniego pomieszczenia, zwanego kuchnią, i tam tłukła się talerzami i garnkami. Z kolei Wąsal już od dłuższego czasu sztorcował na werandzie psa, który czując w domu kuny, ciągle ujadał
- Po pierwsze - wycedził przez zęby - to nie jest dom ludzi, tylko nasz! A po drugie, moja kuchnia i jadalnia są w ogrodzie... I... tylko muszę mieć wreszcie trochę spokoju, żeby móc sobie tam coś upolować! Dlatego intruzi muszą się stąd wynieść. A zrobią to, jak tylko im czarno na białym zakomunikuję, że to gniazdo jest już zajęte i należy do nas, do kun. A wtedy cała ta twoja wiedza będzie mi zupełnie, ale to zupełnie do niczego nieprzydatna!
Kunek wypowiedział te wszystkie słowa jednym tchem i aż się zasapał. Od razu przestraszył się, że w złości zaczął piszczeć zbyt głośno i Gniada mogła go usłyszeć. A wtedy cały jego misterny plan weźmie w łeb. Wyjrzał z pudełka i rozejrzał się ostrożnie. Na szczęście, w tym momencie żadnego z intruzów nie było w pobliżu. Gniada akurat przeszła do sąsiedniego pomieszczenia, zwanego kuchnią, i tam tłukła się talerzami i garnkami. Z kolei Wąsal już od dłuższego czasu sztorcował na werandzie psa, który czując w domu kuny, ciągle ujadał
205
przy drzwiach. Wreszcie, prześladowczyni Kunka, czyli córka Wąsala i Gniadej, siedziała zamknięta w swoim pokoju na górze.
- Ubezpieczaj mnie - rzucił cicho do Kuneczki.
- Chyba nie chcesz „tego” zrobić?! - syknęła Kuneczka z lękiem w ślepiach, kładąc akcent na słowo „tego”.
Usiłowała pochwycić go zębami za ogon i powstrzymać. Jej szczęki kłapnęły jednak tylko głucho w powietrzu. Bo Kunka, a co za tym idzie i jego ogona, w pudle już nie było. Kryjąc się za czym się tylko dało, mknął długimi susami w kierunku stołu.
- Wracaj! Nie rób tego! To tylko pogorszy sprawę... Zobaczysz, to się źle skończy! - posykiwała za nim Kuneczka.
Kunek jednak, wślepiony w leżące na stole talerze, nawet się nie odwrócił. Nie mógł więc widzieć, że Kuneczka wiedząc, że nie zdoła go już powstrzymać, postanowiła go ubezpieczać. Stanęła słupka i rozglądała się czujnie, czy przypadkiem z kuchni nie wraca Gniada, czy Wąsal nie ma zamiaru wtargnąć nagle z tarasu
- Ubezpieczaj mnie - rzucił cicho do Kuneczki.
- Chyba nie chcesz „tego” zrobić?! - syknęła Kuneczka z lękiem w ślepiach, kładąc akcent na słowo „tego”.
Usiłowała pochwycić go zębami za ogon i powstrzymać. Jej szczęki kłapnęły jednak tylko głucho w powietrzu. Bo Kunka, a co za tym idzie i jego ogona, w pudle już nie było. Kryjąc się za czym się tylko dało, mknął długimi susami w kierunku stołu.
- Wracaj! Nie rób tego! To tylko pogorszy sprawę... Zobaczysz, to się źle skończy! - posykiwała za nim Kuneczka.
Kunek jednak, wślepiony w leżące na stole talerze, nawet się nie odwrócił. Nie mógł więc widzieć, że Kuneczka wiedząc, że nie zdoła go już powstrzymać, postanowiła go ubezpieczać. Stanęła słupka i rozglądała się czujnie, czy przypadkiem z kuchni nie wraca Gniada, czy Wąsal nie ma zamiaru wtargnąć nagle z tarasu
206
do środka, albo wreszcie, czy ich młode nie zbiega niespodziewanie z góry po schodach.
Ledwo Kunek wskoczył na stół, wystraszył go głośny rumor i przejmujący pisk, który rozległ się gdzieś z boku. Obejrzał się szybko i kątem ślepia zauważył... Kuna. W mgnieniu ślepia domyślił się, co się stało. Ten łakomczuch, jego brat, zwabiony smakowitym zapachem zszedł na dół i zaczął przeciskać swoje tłuste cielsko pomiędzy poustawianymi jedno na drugim pudłami. Tyle, że tam, gdzie Kunek i Kuneczka z łatwością się mieścili, on od razu się zaklinował. Chciał się pewnie uwolnić i cała piramida pudeł zwaliła się na podłogę.
- Szkoda, że nie na niego - pomyślał wściekły Kunek i czmychnął za wazon z kwiatami, gdyż z kuchni wychyliła się zaniepokojona hałasem Gniada.
Na szczęście nie dostrzegła Kuna i uspokojona wróciła do kuchni. Niestety, tylko na krótką chwilę, gdyż zaraz z powrotem pojawiła się w drzwiach z łyżką i dużą metalową pokrywką w dłoniach.
Ledwo Kunek wskoczył na stół, wystraszył go głośny rumor i przejmujący pisk, który rozległ się gdzieś z boku. Obejrzał się szybko i kątem ślepia zauważył... Kuna. W mgnieniu ślepia domyślił się, co się stało. Ten łakomczuch, jego brat, zwabiony smakowitym zapachem zszedł na dół i zaczął przeciskać swoje tłuste cielsko pomiędzy poustawianymi jedno na drugim pudłami. Tyle, że tam, gdzie Kunek i Kuneczka z łatwością się mieścili, on od razu się zaklinował. Chciał się pewnie uwolnić i cała piramida pudeł zwaliła się na podłogę.
- Szkoda, że nie na niego - pomyślał wściekły Kunek i czmychnął za wazon z kwiatami, gdyż z kuchni wychyliła się zaniepokojona hałasem Gniada.
Na szczęście nie dostrzegła Kuna i uspokojona wróciła do kuchni. Niestety, tylko na krótką chwilę, gdyż zaraz z powrotem pojawiła się w drzwiach z łyżką i dużą metalową pokrywką w dłoniach.
207
- Kolacja! Wszyscy do stołu! - zawołała.
Zaczęła uderzać łyżką o pokrywkę i od razu cały dom wypełnił się rozsadzającym uszy metalicznym dźwiękiem.
- Ewcia! Kolacja na stole.
Rozległ się szczęk otwieranych drzwi na górze i gniewny głos Czerwonego Kapturka:
- Nie przeniosę się do innej szkoły!
- Nie mówię o szkole, tylko o stole. Na razie zejdź na kolację, bo wszystko zaraz wystygnie! Franciszku - Gniada pomachała łyżką do Wąsala-kolacja!
W odpowiedzi skrzypnęły tarasowe drzwi i pojawił się w nich Wąsal. Równocześnie na schodach rozległ się szybki tupot stóp Czerwonego Kapturka. Puste dotąd pomieszczenie znienacka zapełniło się intruzami. Wystraszona Kuneczka przycupnęła w pudle.
- Już po nim! - wyszeptała bladymi wargami.
Zabrała się na odwagę i ostrożnie wystawiła główkę z pudła. Szukała wzrokiem Kunka, ale nigdzie go nie było.
- Już po...
Zaczęła uderzać łyżką o pokrywkę i od razu cały dom wypełnił się rozsadzającym uszy metalicznym dźwiękiem.
- Ewcia! Kolacja na stole.
Rozległ się szczęk otwieranych drzwi na górze i gniewny głos Czerwonego Kapturka:
- Nie przeniosę się do innej szkoły!
- Nie mówię o szkole, tylko o stole. Na razie zejdź na kolację, bo wszystko zaraz wystygnie! Franciszku - Gniada pomachała łyżką do Wąsala-kolacja!
W odpowiedzi skrzypnęły tarasowe drzwi i pojawił się w nich Wąsal. Równocześnie na schodach rozległ się szybki tupot stóp Czerwonego Kapturka. Puste dotąd pomieszczenie znienacka zapełniło się intruzami. Wystraszona Kuneczka przycupnęła w pudle.
- Już po nim! - wyszeptała bladymi wargami.
Zabrała się na odwagę i ostrożnie wystawiła główkę z pudła. Szukała wzrokiem Kunka, ale nigdzie go nie było.
- Już po...
208
- No, zdążyłem w ostatniej chwili!
Sapanie Kunka rozległo się nad jej uchem tak niespodziewanie, że Kuneczka aż pisnęła z przestrachu. Zaraz potem jednak odetchnęła ulgą. Po pierwsze dlatego, że Kunek wrócił cały i zdrowy. A po drugie, bo była pewna, iż w tak krótkim czasie nie zdążył narozrabiać.
- Widziałaś? - Kunek był zziajany i ciężko dyszał - ten mój braciszek znowu omal mnie nie zgubił.
- Przeciwnie - zaprzeczyła energicznie Kuneczka - Twój odważny brat znowu cię uratował. Uratował nas wszystkich. Dobrze wiedział, jak sprowadzić tu ludzi, żebyś nie zdążył zrobić żadnego głupstwa...
- Głupstwa nie - przyznał Kunek - Ale zadanie udało mi się wykonać. Wywaliłem im wszystko prosto z... no... wiesz z czego - zająknął się - Jak się to mówi: „prosto z... mostu”. Więc wywaliłem im prosto z mostu, że „my tu są”! Krótko, zwięźle i treściwie - wyjaśnił z dumą - Chciałem jeszcze coś dodać specjalnie od siebie, tak prosto od serca, ale już nie zdążyłem... bo weszła Gniada,
Sapanie Kunka rozległo się nad jej uchem tak niespodziewanie, że Kuneczka aż pisnęła z przestrachu. Zaraz potem jednak odetchnęła ulgą. Po pierwsze dlatego, że Kunek wrócił cały i zdrowy. A po drugie, bo była pewna, iż w tak krótkim czasie nie zdążył narozrabiać.
- Widziałaś? - Kunek był zziajany i ciężko dyszał - ten mój braciszek znowu omal mnie nie zgubił.
- Przeciwnie - zaprzeczyła energicznie Kuneczka - Twój odważny brat znowu cię uratował. Uratował nas wszystkich. Dobrze wiedział, jak sprowadzić tu ludzi, żebyś nie zdążył zrobić żadnego głupstwa...
- Głupstwa nie - przyznał Kunek - Ale zadanie udało mi się wykonać. Wywaliłem im wszystko prosto z... no... wiesz z czego - zająknął się - Jak się to mówi: „prosto z... mostu”. Więc wywaliłem im prosto z mostu, że „my tu są”! Krótko, zwięźle i treściwie - wyjaśnił z dumą - Chciałem jeszcze coś dodać specjalnie od siebie, tak prosto od serca, ale już nie zdążyłem... bo weszła Gniada,
209
a potem pojawiła się reszta intruzów. Ale mam nadzieję, że to, co zdążyłem zrobić, wystarczy, żeby sobie poszli stąd na zawsze.
- O nie! - jęknęła Kuneczka i z najnieszczęśliwszym na świecie wyrazem pyska wyjrzała z pudła.
Chciała sprawdzić, czy nie dałoby się jakoś odkręcić tego, co zmajstrował Kunek. Ale nie było na to żadnej szansy. Co prawda Gniada wróciła do kuchni, ale Wąsal i Czerwony Kapturek zbliżali się już do stołu. Nagle Wąsal zatrzymał się, jakby zobaczył tam coś niepokojącego.
- To już koniec... - pisnęła głośno Kuneczka, ale jej pisk został zagłuszony podniesionym głosem Wąsala:
- Parówki?
Wąsal skrzywił się na widok zawartości swojego talerza.
- Nie lubię parówek - nadąsał się od razu Czerwony Kapturek.
- A mówiłaś, kochanie - Wąsal krzyknął w kierunku kuchni - że będzie pieczony
- O nie! - jęknęła Kuneczka i z najnieszczęśliwszym na świecie wyrazem pyska wyjrzała z pudła.
Chciała sprawdzić, czy nie dałoby się jakoś odkręcić tego, co zmajstrował Kunek. Ale nie było na to żadnej szansy. Co prawda Gniada wróciła do kuchni, ale Wąsal i Czerwony Kapturek zbliżali się już do stołu. Nagle Wąsal zatrzymał się, jakby zobaczył tam coś niepokojącego.
- To już koniec... - pisnęła głośno Kuneczka, ale jej pisk został zagłuszony podniesionym głosem Wąsala:
- Parówki?
Wąsal skrzywił się na widok zawartości swojego talerza.
- Nie lubię parówek - nadąsał się od razu Czerwony Kapturek.
- A mówiłaś, kochanie - Wąsal krzyknął w kierunku kuchni - że będzie pieczony
210
indyk! Przecież to nasza pierwsza kolacja w nowym domu...
- Nie musisz mi przypominać, że to pierwsza kolacja w tych wielce romantycznych ruinach-dobiegł zza drzwi kuchni sarkastyczny głos Gniadej - Wystarczą mi odpadające ze zmęczenia ręce. A poza tym, nie podałam żadnych parówek-dokończyła, wnosząc do pokoju półmisek z pieczonym indykiem - Właściwie, to jeszcze nic nie podałam...
- Tak? To w takim razie, co to ma być? - Wąsal wycelował oskarżycielsko wskazującym palcem w swój talerz.
- O nie! Nie mogę na to patrzeć! - Kuneczka skuliła się w pudle i zasłoniła sobie ślepia ogonem.
W przeciwieństwie do niej, Kunek nie mógł oderwać ślepiów od ludzi. Stali jak zaczadzeni i tępo wpatrywali się w swoje talerze.
Pierwsza otrząsnęła się córka Wąsala i Gniadej. Podeszła do stołu. Wzięła ze stołu widelec i ostrożnie nakłuła nim podłużnie obłą zawartość swojego talerza.
- Nie musisz mi przypominać, że to pierwsza kolacja w tych wielce romantycznych ruinach-dobiegł zza drzwi kuchni sarkastyczny głos Gniadej - Wystarczą mi odpadające ze zmęczenia ręce. A poza tym, nie podałam żadnych parówek-dokończyła, wnosząc do pokoju półmisek z pieczonym indykiem - Właściwie, to jeszcze nic nie podałam...
- Tak? To w takim razie, co to ma być? - Wąsal wycelował oskarżycielsko wskazującym palcem w swój talerz.
- O nie! Nie mogę na to patrzeć! - Kuneczka skuliła się w pudle i zasłoniła sobie ślepia ogonem.
W przeciwieństwie do niej, Kunek nie mógł oderwać ślepiów od ludzi. Stali jak zaczadzeni i tępo wpatrywali się w swoje talerze.
Pierwsza otrząsnęła się córka Wąsala i Gniadej. Podeszła do stołu. Wzięła ze stołu widelec i ostrożnie nakłuła nim podłużnie obłą zawartość swojego talerza.
211
- Błe! - skrzywiła się i z obrzydzeniem odwróciła głowę, kiedy nadłubany obiekt rozpadł się na dwie nierówne części - Cuchnie... i w dodatku dymi.
Wąsal podniósł swój talerz na wysokość oczu. Zaczął nim kręcić na wszystkie strony i uważnie analizować wzrokiem jego zawartość.
- Jeszcze ciepłe... i całkiem świeże jeszcze... jeśli można się tak wyrazić - mruknął do siebie.
- Ale... co to... jest? - wyjąkała niepewnie Gniada.
- To jest odchód - stwierdził autorytatywnie Wąsal.
- Że co? - najwyraźniej nie zrozumiała albo niedosłyszała Gniada.
- Odchód - powtórzył Wąsal głośniej i wyraźniej - To znaczy ekskrement... czyli fekalia...
- Nie możesz mówić po... ludzku? - zdenerwowała się Gniada.
- To znaczy kupa, po ludzku... kupa po prostu - uściślił Wąsal - Czyli, za przeproszeniem, gówienko.
Wąsal podniósł swój talerz na wysokość oczu. Zaczął nim kręcić na wszystkie strony i uważnie analizować wzrokiem jego zawartość.
- Jeszcze ciepłe... i całkiem świeże jeszcze... jeśli można się tak wyrazić - mruknął do siebie.
- Ale... co to... jest? - wyjąkała niepewnie Gniada.
- To jest odchód - stwierdził autorytatywnie Wąsal.
- Że co? - najwyraźniej nie zrozumiała albo niedosłyszała Gniada.
- Odchód - powtórzył Wąsal głośniej i wyraźniej - To znaczy ekskrement... czyli fekalia...
- Nie możesz mówić po... ludzku? - zdenerwowała się Gniada.
- To znaczy kupa, po ludzku... kupa po prostu - uściślił Wąsal - Czyli, za przeproszeniem, gówienko.
212
- Gó... gó... wien... - wyjąkała Gniada, jakby nadal nie docierało do niej o czym mówi jej mąż - Co to...
- To znaczy, że mamy tu intruza-podsumował Wąsal - A najpewniej i więcej intruzów.... - Intru... zów? - powtórzyła Gniada mechanicznie, po czym, nie wypuszczając z rąk naczynia z indykiem, wskoczyła na krzesło i zaczęła się wydzierać:
- Myszy! - krzyczała z zamkniętymi oczami - Tu są myszy!
Wąsal, nie tracąc spokoju, pokręcił sceptycznie głową.
- Na myszy, to te gówien... ekskrementy są chyba za duże - mruknął, dokładnie lustrując leżącą na swoim talerzu kupę - Jeśli już, to raczej szczury...
- Szczury! - wrzasnęła jeszcze głośniej Gniada i natychmiast z krzesła przeskoczyła wyżej, na blat stołu.
Co ciekawe, w dalszym ciągu kurczowo ściskała w dłoniach półmisek z indykiem.
Kunek zaczął szarpać Kuneczkę za futerko:
- Rozumiesz coś z tego, co ci intruzi do siebie
- To znaczy, że mamy tu intruza-podsumował Wąsal - A najpewniej i więcej intruzów.... - Intru... zów? - powtórzyła Gniada mechanicznie, po czym, nie wypuszczając z rąk naczynia z indykiem, wskoczyła na krzesło i zaczęła się wydzierać:
- Myszy! - krzyczała z zamkniętymi oczami - Tu są myszy!
Wąsal, nie tracąc spokoju, pokręcił sceptycznie głową.
- Na myszy, to te gówien... ekskrementy są chyba za duże - mruknął, dokładnie lustrując leżącą na swoim talerzu kupę - Jeśli już, to raczej szczury...
- Szczury! - wrzasnęła jeszcze głośniej Gniada i natychmiast z krzesła przeskoczyła wyżej, na blat stołu.
Co ciekawe, w dalszym ciągu kurczowo ściskała w dłoniach półmisek z indykiem.
Kunek zaczął szarpać Kuneczkę za futerko:
- Rozumiesz coś z tego, co ci intruzi do siebie
213
mówią?
- Nie jestem pewna - zawahała się Kuneczka - Ale…
Wciąż siedziała skulona w pudle i nawet nie patrzyła w stronę ludzi.
- Ale… oni myślą, że jesteśmy szczurami, chyba...
- Szczurami?!
Kunek wzdrygnął się z obrzydzeniem. Ostatnio ciągle był obrzucany tym obraźliwym i najbardziej znienawidzonym przez kuny wyzwiskiem.
- Może jednak zauważyli cię... to znaczy ten twój ogon... to znaczy - Kuneczka zaplątała się już zupełnie - No wiesz, może cię widzieli na tym stole?
Kunek nie odpowiedział. Schował czym prędzej za siebie ogon, zagryzł mocno szczęki i całą swoją uwagę skierował na ludzi.
- Ja nie zostanę w tej ruderze ani chwili dłużej! - rozkrzyczała się Ganiada - Ewcia, wracamy do naszego starego mieszkania! A ty - zwróciła się gniewnie do Wąsala - Ty sobie możesz tu zostać, na tej wykwintnej kolacji, w tych swoich
- Nie jestem pewna - zawahała się Kuneczka - Ale…
Wciąż siedziała skulona w pudle i nawet nie patrzyła w stronę ludzi.
- Ale… oni myślą, że jesteśmy szczurami, chyba...
- Szczurami?!
Kunek wzdrygnął się z obrzydzeniem. Ostatnio ciągle był obrzucany tym obraźliwym i najbardziej znienawidzonym przez kuny wyzwiskiem.
- Może jednak zauważyli cię... to znaczy ten twój ogon... to znaczy - Kuneczka zaplątała się już zupełnie - No wiesz, może cię widzieli na tym stole?
Kunek nie odpowiedział. Schował czym prędzej za siebie ogon, zagryzł mocno szczęki i całą swoją uwagę skierował na ludzi.
- Ja nie zostanę w tej ruderze ani chwili dłużej! - rozkrzyczała się Ganiada - Ewcia, wracamy do naszego starego mieszkania! A ty - zwróciła się gniewnie do Wąsala - Ty sobie możesz tu zostać, na tej wykwintnej kolacji, w tych swoich
214
romantycznych ruinach! Smacznego!
Cisnęła z hukiem tacę z indykiem na stół. Zeskoczyła na podłogę i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za sobą córkę. Gdy tak przedzierała się przez pokój, podskakiwała, komicznie unosząc nogi, jakby wszędzie czaiły się szczury i tylko czyhały, aby ją pokąsać.
- Mam nadzieję, że mój braciszek już dawno zwiał na górę i go nie zobaczą - przeleciało Kunkowi przez myśl.
Słysząc cały ten rejwach, Kuneczka nie mogła się już opanować i ostrożnie wyjrzała z pudła. Kiedy zobaczyła, jak wzburzona Gniada ciągnie za sobą w kierunku drzwi Czerwonego Kapturka, aż pisnęła ze zdumienia:
- No nie! Twój pomysł chyba naprawdę zadziałał!
Spojrzała na Kunka z uznaniem, a ten poczuł, jak rozpiera go prawdziwa duma. Tak się napompował, że w pudełku od razu zrobiło się ciaśniej.
- Ależ kochanie - rozległ się z głębi pomieszczenia głos Wąsala - przecież nie możemy już wrócić do tamtego mieszkania...
Cisnęła z hukiem tacę z indykiem na stół. Zeskoczyła na podłogę i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za sobą córkę. Gdy tak przedzierała się przez pokój, podskakiwała, komicznie unosząc nogi, jakby wszędzie czaiły się szczury i tylko czyhały, aby ją pokąsać.
- Mam nadzieję, że mój braciszek już dawno zwiał na górę i go nie zobaczą - przeleciało Kunkowi przez myśl.
Słysząc cały ten rejwach, Kuneczka nie mogła się już opanować i ostrożnie wyjrzała z pudła. Kiedy zobaczyła, jak wzburzona Gniada ciągnie za sobą w kierunku drzwi Czerwonego Kapturka, aż pisnęła ze zdumienia:
- No nie! Twój pomysł chyba naprawdę zadziałał!
Spojrzała na Kunka z uznaniem, a ten poczuł, jak rozpiera go prawdziwa duma. Tak się napompował, że w pudełku od razu zrobiło się ciaśniej.
- Ależ kochanie - rozległ się z głębi pomieszczenia głos Wąsala - przecież nie możemy już wrócić do tamtego mieszkania...
215
- A właśnie, że ja chcę wrócić! - krzyknął Czerwony Kapturek - Tylko wezmę z łazienki szczurka.
Na dźwięk słowa „szczurka”, Gniadej aż oczy wyszły z orbit. Widać było, że doszła już do kresu swojej wytrzymałości.
- Wszędzie szczury - jęknęła cicho i... bez słowa osunęła się na podłogę zemdlona.
Wąsal natychmiast rzucił się żonie na ratunek.
- Przecież stare mieszkanie jest już sprzedane... - perswadował jej łagodnie, wachlując nad nią jakimś znalezionym na podłodze skoroszytem.
- Sprzedane... - Gniada westchnęła z rezygnacją i otworzyła maślane oczy - Całe moje życie... sprzedane...
- Nasze życie… to jest mieszkanie jest teraz tutaj. Nie martw się, kochanie - kontynuował spokojnie Wąsal, kiedy Gniada doszła już do siebie i podtrzymywana przez niego stanęła na nogi - ja tę sprawę ze szczurami załatwię. Jestem na wszystko przygotowany. Gdzie to może być...
Wąsal zostawił Gniadą i zaaferowany zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Po chwili
Na dźwięk słowa „szczurka”, Gniadej aż oczy wyszły z orbit. Widać było, że doszła już do kresu swojej wytrzymałości.
- Wszędzie szczury - jęknęła cicho i... bez słowa osunęła się na podłogę zemdlona.
Wąsal natychmiast rzucił się żonie na ratunek.
- Przecież stare mieszkanie jest już sprzedane... - perswadował jej łagodnie, wachlując nad nią jakimś znalezionym na podłodze skoroszytem.
- Sprzedane... - Gniada westchnęła z rezygnacją i otworzyła maślane oczy - Całe moje życie... sprzedane...
- Nasze życie… to jest mieszkanie jest teraz tutaj. Nie martw się, kochanie - kontynuował spokojnie Wąsal, kiedy Gniada doszła już do siebie i podtrzymywana przez niego stanęła na nogi - ja tę sprawę ze szczurami załatwię. Jestem na wszystko przygotowany. Gdzie to może być...
Wąsal zostawił Gniadą i zaaferowany zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Po chwili
216
zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku największego z leżących na podłodze pudeł. Złapał je i podniósł wysoko, przekręcając je przy tym dnem do góry. Następnie potrząsnął kartonem tak energicznie, iż cała jego zawartość wsypała się z hukiem na podłogę. Od razu zaczął rozgrzebywać nogą rozsypane szpeja. Najwyraźniej jednak, nie znalazł wśród nich tego, czego szukał, gdyż to samo za chwilę uczynił z drugim pudłem, a potem z kilkoma następnymi. Z coraz mniej wyraźną miną Wąsal wywalał na podłogowe deski zawartość kolejnych pudeł, nieubłaganie zbliżając się do tego, w którym ukryły się kuny.
- Jak znam życie, to to, czego Wąsal szuka, jest akurat tutaj - westchnął Kunek, choć w głębi serca miał nadzieję, że choć raz się myli w swoich złych przeczuciach.
Jednak, kiedy na placu boju pozostało już tylko ich pudło i Wąsal właśnie na nie skierował swój wzrok, Dla Kunka stało się jasne, że jego złe przeczucie po raz kolejny się niestety sprawdziło.
- O nie, to koniec! - jęknęła przerażona
- Jak znam życie, to to, czego Wąsal szuka, jest akurat tutaj - westchnął Kunek, choć w głębi serca miał nadzieję, że choć raz się myli w swoich złych przeczuciach.
Jednak, kiedy na placu boju pozostało już tylko ich pudło i Wąsal właśnie na nie skierował swój wzrok, Dla Kunka stało się jasne, że jego złe przeczucie po raz kolejny się niestety sprawdziło.
- O nie, to koniec! - jęknęła przerażona
217
Kuneczka, kiedy Wąsal ruszył w ich kierunku - Zaraz nas odkryje. Teraz, to już na pewno nas wykurzą i złupią. I to wszystko przez ciebie. Ale ja nie zamierzam na to spokojnie czekać!
- Stój! - Kunek zdołał przytrzymać Kuneczkę zębami dosłownie w ostatniej chwili - Już za późno.
- To co? Może mamy tu zostać i dać się złupić? Tak? - trajkotała mu do ucha Kuneczka - Jak ty chcesz...
Kunek próbował coś na gorąco wymyślić. Jednak słowotok Kuneczki nie pozwalał mu się skupić. Dlatego wepchnął jej do pyszczka ogon i to tak głęboko, że omal się nim nie udławiła. Tym razem jednak Kunek nie popełnił tego samego błędu, co w grobie Babki Kuny i do zakneblowania Kuneczki użył jej własnego ogona.
Kuneczce ślepia wylazły na wierzch i z oburzenia podeszły krwią. Wypluła ogon i już chciała jeszcze bardziej się rozpiszczeć, ale Kunek ją uprzedził:
- Mam pomysł. Możemy się uratować -pisnął - Tylko rób to, co ja. O tak... zobacz...
- Stój! - Kunek zdołał przytrzymać Kuneczkę zębami dosłownie w ostatniej chwili - Już za późno.
- To co? Może mamy tu zostać i dać się złupić? Tak? - trajkotała mu do ucha Kuneczka - Jak ty chcesz...
Kunek próbował coś na gorąco wymyślić. Jednak słowotok Kuneczki nie pozwalał mu się skupić. Dlatego wepchnął jej do pyszczka ogon i to tak głęboko, że omal się nim nie udławiła. Tym razem jednak Kunek nie popełnił tego samego błędu, co w grobie Babki Kuny i do zakneblowania Kuneczki użył jej własnego ogona.
Kuneczce ślepia wylazły na wierzch i z oburzenia podeszły krwią. Wypluła ogon i już chciała jeszcze bardziej się rozpiszczeć, ale Kunek ją uprzedził:
- Mam pomysł. Możemy się uratować -pisnął - Tylko rób to, co ja. O tak... zobacz...
218
Zanim zdołał skończyć, pudło drgnęło i gwałtownie uniosło się w powietrze. Kunek dobrze wiedział, co to oznacza. Właśnie dostali się w łapy Wąsala.
Intruz odwrócił pudło do góry dnem. Potrząsnął nim energicznie i ze środka zaczęły wysypywać się najrozmaitsze przedmioty.
Najpierw wyleciał papier ścierny. Potem trzy wymiętolone koszulki. Wreszcie wypadły jakieś stare, zakurzone kasety wideo. Wszystko to, nie wiedzieć czemu, wysypywało się dość opornie. Dlatego Wąsal, dla lepszego skutku, parę razy mocno walnął pięścią w dno kartonu jak w bęben.
- Co jest? - wymruczał i zlustrował z niezadowoleniem niewielką kupkę przedmiotów pod swoimi stopami - Nigdzie tego nie ma...
Już miał odwrócić pudło i zajrzeć do środka, kiedy coś brzęknęło metalicznie i na podłogę wypadły dwa identyczne płaskie urządzenia. Wykonane były z blachy i stalowego drutu. Na ich widok na twarzy Wąsala zagościł szeroki uśmiech.
- Mam! Znalazłem - wykrzyknął zadowolony
Intruz odwrócił pudło do góry dnem. Potrząsnął nim energicznie i ze środka zaczęły wysypywać się najrozmaitsze przedmioty.
Najpierw wyleciał papier ścierny. Potem trzy wymiętolone koszulki. Wreszcie wypadły jakieś stare, zakurzone kasety wideo. Wszystko to, nie wiedzieć czemu, wysypywało się dość opornie. Dlatego Wąsal, dla lepszego skutku, parę razy mocno walnął pięścią w dno kartonu jak w bęben.
- Co jest? - wymruczał i zlustrował z niezadowoleniem niewielką kupkę przedmiotów pod swoimi stopami - Nigdzie tego nie ma...
Już miał odwrócić pudło i zajrzeć do środka, kiedy coś brzęknęło metalicznie i na podłogę wypadły dwa identyczne płaskie urządzenia. Wykonane były z blachy i stalowego drutu. Na ich widok na twarzy Wąsala zagościł szeroki uśmiech.
- Mam! Znalazłem - wykrzyknął zadowolony
219
i odrzucił pudło na bok.
Karton przeleciał przez pół pomieszczenia, przekoziołkował parę razy po podłodze, po czym odbił się od ściany i wylądował na podłodze, na boku.
Gdyby Wąsal spojrzał teraz w tamtą stronę, ujrzałby w środku pudła dwie wystraszone małe kuny. Wywalały z przerażenia ślepia i z całych sił zapierały się przednimi i tylnymi łapami o przeciwległe ścianki kartonu.
- Dłużej nie dam rady - pisnęła cichutko Kuneczka.
We łbie jej się kołowało i z nerwów zupełnie opadła z sił. Kunek, choć próbował nadrabiać miną, wcale nie czuł się lepiej. Obie kuny w tej samej chwili puścił się i równocześnie wyturlały się z pudła na podłogę.
- Udało się - odetchnął z ulgą Kunek, kiedy już zdołał stanąć na nieco chwiejne jeszcze łapy.
- Udało się? - wypaliła mu prosto w pysk Kuneczka - Omal nas nie złupili, a ty mówisz „udało się”? A uprzedzałam, żebyś nie fajdał ludziom do talerzy!
Karton przeleciał przez pół pomieszczenia, przekoziołkował parę razy po podłodze, po czym odbił się od ściany i wylądował na podłodze, na boku.
Gdyby Wąsal spojrzał teraz w tamtą stronę, ujrzałby w środku pudła dwie wystraszone małe kuny. Wywalały z przerażenia ślepia i z całych sił zapierały się przednimi i tylnymi łapami o przeciwległe ścianki kartonu.
- Dłużej nie dam rady - pisnęła cichutko Kuneczka.
We łbie jej się kołowało i z nerwów zupełnie opadła z sił. Kunek, choć próbował nadrabiać miną, wcale nie czuł się lepiej. Obie kuny w tej samej chwili puścił się i równocześnie wyturlały się z pudła na podłogę.
- Udało się - odetchnął z ulgą Kunek, kiedy już zdołał stanąć na nieco chwiejne jeszcze łapy.
- Udało się? - wypaliła mu prosto w pysk Kuneczka - Omal nas nie złupili, a ty mówisz „udało się”? A uprzedzałam, żebyś nie fajdał ludziom do talerzy!
220
- Przecież zwierzęta od zawsze tak oznaczają swój teren... - pisnął Kunek - i w ten sposób przekazują najważniejsze wiadomości...
- Ale ludzie tego nie rozumieją - odpisnęła mu Kuneczka - Kun miał rację. Jesteś nieodpowiedzialny i sprowadzasz na wszystkich same nieszczęścia. To dlatego chciał, żebym cię pilnowała...
- Pilno… co? A więc, to tak! Ja głupi myślałem, że chcesz mi pomóc... A ty... jesteś zwykłym szpiegiem tego... tchórza! Widzę, że cię zaraził swoim cykorem... Jeśli pękasz i strach cię obleciał i w ogóle... masz pełne futerko... to droga wolna! Wracaj do tego swojego Superkuna... od siedmiu boleści. Oboje jesteście siebie warci. A poza tym, już mam dość tych twoich histerycznych pisków. Zresztą, ja cię tu nie zapraszałem...
Kunek urwał, zaniepokojony grobową ciszą, jaka zapanowała za jego grzbietem. Obejrzał się za siebie, ale Kuneczki, do której tak gorąco przemawiał, już nie było. Od razu pożałował swoich słów, ale było już za późno.
- Ale ludzie tego nie rozumieją - odpisnęła mu Kuneczka - Kun miał rację. Jesteś nieodpowiedzialny i sprowadzasz na wszystkich same nieszczęścia. To dlatego chciał, żebym cię pilnowała...
- Pilno… co? A więc, to tak! Ja głupi myślałem, że chcesz mi pomóc... A ty... jesteś zwykłym szpiegiem tego... tchórza! Widzę, że cię zaraził swoim cykorem... Jeśli pękasz i strach cię obleciał i w ogóle... masz pełne futerko... to droga wolna! Wracaj do tego swojego Superkuna... od siedmiu boleści. Oboje jesteście siebie warci. A poza tym, już mam dość tych twoich histerycznych pisków. Zresztą, ja cię tu nie zapraszałem...
Kunek urwał, zaniepokojony grobową ciszą, jaka zapanowała za jego grzbietem. Obejrzał się za siebie, ale Kuneczki, do której tak gorąco przemawiał, już nie było. Od razu pożałował swoich słów, ale było już za późno.
221
- Już mi się dzisiaj odechciało jeść - dotarło do jego uszu westchnienie Gniadej - Jestem dziś zmęczona i idę spać.
- Mnie też się odechciało jeść - kwęknął Czerwony Kapturek i udał się za Gniadą schodami na górę - Mamusiu, czy mogę dzisiaj spać z wami? Sama będę się bała... Ciągle słyszę jakieś hałasy na strychu...
- Ewciu, jesteś już dużą dziewczynką i masz już swój pokój i swoje łóżko - dobiegł głos Gniadej z korytarza na piętrze - A te hałasy, to na pewno ci się przyśniły.
- To ja też już nie będę jadł - wykrzyknął w ślad za Gniadą i córką Wąsal - Zjemy to jutro na śniadanie... Zamiast uroczystej kolacji, będzie uroczyste śniadanie. A teraz jeszcze tylko coś tu zrobię - zagrzechotał złowieszczo metalowymi przyrządami - i też idę spać.
Obejrzał się na schody. Kiedy upewnił się, że nikogo tam nie ma, podszedł do stołu i odkroił kawałek pieczonego indyka. Już chciał nadziać go na jeden z trzymanych w ręce przyrządów,
- Mnie też się odechciało jeść - kwęknął Czerwony Kapturek i udał się za Gniadą schodami na górę - Mamusiu, czy mogę dzisiaj spać z wami? Sama będę się bała... Ciągle słyszę jakieś hałasy na strychu...
- Ewciu, jesteś już dużą dziewczynką i masz już swój pokój i swoje łóżko - dobiegł głos Gniadej z korytarza na piętrze - A te hałasy, to na pewno ci się przyśniły.
- To ja też już nie będę jadł - wykrzyknął w ślad za Gniadą i córką Wąsal - Zjemy to jutro na śniadanie... Zamiast uroczystej kolacji, będzie uroczyste śniadanie. A teraz jeszcze tylko coś tu zrobię - zagrzechotał złowieszczo metalowymi przyrządami - i też idę spać.
Obejrzał się na schody. Kiedy upewnił się, że nikogo tam nie ma, podszedł do stołu i odkroił kawałek pieczonego indyka. Już chciał nadziać go na jeden z trzymanych w ręce przyrządów,
222
ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Zamiast do urządzenia, włożył sobie kawałek mięsa do ust i błyskawicznie schrupał go ze smakiem. To samo uczynił z następnymi dwoma odkrojonymi kawałkami i dopiero czwartą porcję nadział na specjalny kolec w przyrządzie. Następnie odwiódł obręcz ze stalowego drutu i bardzo ostrożnie ustawił metalowe urządzenie na samym środku salonu.
Po tym, zaniósł półmisek z indykiem do kuchni i wsadził go do lodówki. W zamian jednak, wyciągnął stamtąd kawałek surowego mięsa i ten krwisty ochłap umocował w drugim z przyrządów.
- To - mruknął pod wąsem - na wypadek, gdybyście szczury nie poznały się na pieczystym-wymruczał i ostrożnie ustawił drugie urządzenie pod ścianą, w odpowiedniej odległości od pierwszego.
Kiedy skończył, zgasił światło i za przykładem Gniadej i córki udał się w kierunku sypialni na piętrze. W połowie schodów zatrzymał się jeszcze i omiótł wzrokiem pomieszczenie.
Cały dół tonął w mroku, oświetlony jedynie
Po tym, zaniósł półmisek z indykiem do kuchni i wsadził go do lodówki. W zamian jednak, wyciągnął stamtąd kawałek surowego mięsa i ten krwisty ochłap umocował w drugim z przyrządów.
- To - mruknął pod wąsem - na wypadek, gdybyście szczury nie poznały się na pieczystym-wymruczał i ostrożnie ustawił drugie urządzenie pod ścianą, w odpowiedniej odległości od pierwszego.
Kiedy skończył, zgasił światło i za przykładem Gniadej i córki udał się w kierunku sypialni na piętrze. W połowie schodów zatrzymał się jeszcze i omiótł wzrokiem pomieszczenie.
Cały dół tonął w mroku, oświetlony jedynie
223
tajemniczo bladym, wpadającym przez okna światłem księżyca.
Wąsal odszukał wzrokiem nastawione przez siebie pułapki i upewnił się, że wszystko jest z nimi w porządku. Stalowe obręcze były naciągnięte i gotowe do zlikwidowania problemu intruzów.
- No, jutro rano będzie już po kłopocie - rzucił do siebie uspokojony i sapiąc jak lokomotywa zniknął u szczytu schodów.
Kunek został sam. Opuszczony przez wszystkich, stał pośrodku prawdziwej dżungli, nieświadom, że w ciemnościach czają się na niego dwie śmiertelnie groźne, stalowe bestie.
Wąsal odszukał wzrokiem nastawione przez siebie pułapki i upewnił się, że wszystko jest z nimi w porządku. Stalowe obręcze były naciągnięte i gotowe do zlikwidowania problemu intruzów.
- No, jutro rano będzie już po kłopocie - rzucił do siebie uspokojony i sapiąc jak lokomotywa zniknął u szczytu schodów.
Kunek został sam. Opuszczony przez wszystkich, stał pośrodku prawdziwej dżungli, nieświadom, że w ciemnościach czają się na niego dwie śmiertelnie groźne, stalowe bestie.
224
Rozdział 7
ŚMIERĆ W PUŁAPCE NA SZCZURY
Kunek zadawał sobie sprawę, że poniósł totalną klęskę. Rozsadzała go złość. Więcej, wściekłość. W pierwszej kolejności była to wściekłość na ludzi. Nie dość, że wtargnęli do ich gniazda, to jeszcze okazali się głąbami, które nie
225
umiały odczytać prostej wiadomości z odchodów, wyłożonej im przecież na talerze czarno na białym. Dalej Kunek był wściekły na swoich rodziców. Najspokojniej w świecie wyjechali sobie i zostawili dzieci na pastwę intruzów. Na Kuneczkę z kolei Kunek wściekał się w duchu za to, że zdradziła go i szpiegowała na rzecz Kuna, na którego był rozwścieczony za... po prostu, za żywota. Ale najbardziej na świecie Kunek był jednak wkuniony na siebie. Spaprał wszystko, co tylko mógł spaprać. I nie miał żadnego pomysłu, co mógłby spaprać więcej...
- To znaczy - Kunek szybko poprawił się w myślach - co mógłbym więcej zdziałać. Może Kuneczka ma rację? - pomyślał z rezygnacją - Może trzeba się poddać... Zaszyć głęboko na strychu i żyć jak... mysz pod miotłą? I cieszyć się, gdy ludzie zostawią kunie jakiś ochłap...
Westchnął ciężko i... wtedy poczuł jakiś niesamowity zapach. Bukiet delikatnie łaskotał mu nozdrza i bez żadnych przeszkód wnikał do skręconego z głodu żołądka. Od razu zorientował
- To znaczy - Kunek szybko poprawił się w myślach - co mógłbym więcej zdziałać. Może Kuneczka ma rację? - pomyślał z rezygnacją - Może trzeba się poddać... Zaszyć głęboko na strychu i żyć jak... mysz pod miotłą? I cieszyć się, gdy ludzie zostawią kunie jakiś ochłap...
Westchnął ciężko i... wtedy poczuł jakiś niesamowity zapach. Bukiet delikatnie łaskotał mu nozdrza i bez żadnych przeszkód wnikał do skręconego z głodu żołądka. Od razu zorientował
226
się, że woń dochodzi od pozostawionego przez Wąsala na podłodze metalowego przyrządu.
- Pieczyste - westchnął marzycielsko i z trudem przełknął ślinę, która z siłą wiosennej burzy napłynęła mu do pyska.
Pragnienie mięska zawładnęło nim całkowicie i zupełnie zapomniał o swoich wcześniejszych rozterkach, na temat pożerania ochłapów l ludzkiego stołu. Uświadomił sobie, że nie pamięta nawet, kiedy ostatnio miał cośkolwiek w pysku. Cały przewód pokarmowy miał podrażniony i soki trawienne aż kipiały mu w żołądku. Przecież dzisiaj już dwa razy omal nie upolował sobie jedzonka, ale za każdym razem musiał obejść się smakiem. Raz, kiedy sprzed zębów zwiała mu, spłoszona przez Kuneczkę, mysz. A drugi raz, gdy sprzed jego pazurów wywinęła się ta bezczelna papuga.
- Na szczęście teraz nic takiego nie może się wydarzyć - pomyślał.
Podszedł powoli do przyrządu, który Wąsal ustawił na środku pomieszczenia i uważnie przyjrzał się kawałkowi pieczeni nabitej na
- Pieczyste - westchnął marzycielsko i z trudem przełknął ślinę, która z siłą wiosennej burzy napłynęła mu do pyska.
Pragnienie mięska zawładnęło nim całkowicie i zupełnie zapomniał o swoich wcześniejszych rozterkach, na temat pożerania ochłapów l ludzkiego stołu. Uświadomił sobie, że nie pamięta nawet, kiedy ostatnio miał cośkolwiek w pysku. Cały przewód pokarmowy miał podrażniony i soki trawienne aż kipiały mu w żołądku. Przecież dzisiaj już dwa razy omal nie upolował sobie jedzonka, ale za każdym razem musiał obejść się smakiem. Raz, kiedy sprzed zębów zwiała mu, spłoszona przez Kuneczkę, mysz. A drugi raz, gdy sprzed jego pazurów wywinęła się ta bezczelna papuga.
- Na szczęście teraz nic takiego nie może się wydarzyć - pomyślał.
Podszedł powoli do przyrządu, który Wąsal ustawił na środku pomieszczenia i uważnie przyjrzał się kawałkowi pieczeni nabitej na
227
metalowy kolec.
- Po pierwsze, to mięsko już nie żyje, a po drugie, jest upieczone i dobrze przymocowane. I teraz nic i nikt mi nie przeszkodzi w uczcie - ucieszył się.
Pochylił się nad urządzeniem i boski zapach ze zdwojoną siłą uderzył go w nozdrza. Kiedy poczuł, jak jego wąsiki delikatnie muskają przyrumienione mięsko, rozwarł szeroko szczęki. Już już miał wbić w pieczeń swoje kły, gdy nagle oślepił go ostry jak błyskawica snop światła.
Kunek odskoczył odruchowo w bok. W tej samej chwili uświadomił sobie jednak, że przecież w gnieździe jest bezpieczny i nie straszna mu żadna burza. Rozejrzał się ostrożnie, ale błyskawica wcale nie chciała zgasnąć. Wąski promień światła, dużo jaśniejszy, niż blade światło Księżyca, prześlizgiwał się powoli po podłodze i rozświetlał coraz to nowe przedmioty. Kiedy dotarł do ściany, zaczął pełznąć w górę, od czasu do czasu zatrzymując się na chwilę na wiszących na gwoździach obrazach. Tej dziwnej błyskawicy nie towarzyszyły jednak, jak to dzieje
- Po pierwsze, to mięsko już nie żyje, a po drugie, jest upieczone i dobrze przymocowane. I teraz nic i nikt mi nie przeszkodzi w uczcie - ucieszył się.
Pochylił się nad urządzeniem i boski zapach ze zdwojoną siłą uderzył go w nozdrza. Kiedy poczuł, jak jego wąsiki delikatnie muskają przyrumienione mięsko, rozwarł szeroko szczęki. Już już miał wbić w pieczeń swoje kły, gdy nagle oślepił go ostry jak błyskawica snop światła.
Kunek odskoczył odruchowo w bok. W tej samej chwili uświadomił sobie jednak, że przecież w gnieździe jest bezpieczny i nie straszna mu żadna burza. Rozejrzał się ostrożnie, ale błyskawica wcale nie chciała zgasnąć. Wąski promień światła, dużo jaśniejszy, niż blade światło Księżyca, prześlizgiwał się powoli po podłodze i rozświetlał coraz to nowe przedmioty. Kiedy dotarł do ściany, zaczął pełznąć w górę, od czasu do czasu zatrzymując się na chwilę na wiszących na gwoździach obrazach. Tej dziwnej błyskawicy nie towarzyszyły jednak, jak to dzieje
228
się zwykle podczas burzy, żadne groźne grzmoty, ale ciche szmery i dźwięki ludzkich odgłosów, które dochodziły z ogrodu.
Kunek szybko podskoczył do uchylonego okna. Ledwo jednak znalazł się na parapecie, za szybą ukazały się niespodziewanie dwa płaskie pyski, należące do całkowicie mu nieznanych ludzkich osobników. Natychmiast czmychnął za najbliższą doniczkę z jakąś rośliną. Na szczęście ludzie go nie zauważyli. On zaś, zdążył zauważyć, że pierwszy z nich miał pysk chudy, mocno wyliniały i cały poorany bliznami. Drugi, przeciwnie, gruby i tak zarośnięty, że zza gęstwiny czarnych włosów widać było tylko małe, rozbiegane ślepka i wystający nos. Narząd ten był wielki i obły jak kartofel, albo raczej, biorąc pod uwagę jego kolor, jak burak. Od obu intruzów dochodził wyraźnie wyczuwalny, intensywnie słodkawy zapaszek padliny.
- Patrz, uchylone okno - doszedł do jego uszu szept tego owłosionego, którego nazwał od razu w myślach Sierściuchem - Znaczy się, że co? No?
Kunek szybko podskoczył do uchylonego okna. Ledwo jednak znalazł się na parapecie, za szybą ukazały się niespodziewanie dwa płaskie pyski, należące do całkowicie mu nieznanych ludzkich osobników. Natychmiast czmychnął za najbliższą doniczkę z jakąś rośliną. Na szczęście ludzie go nie zauważyli. On zaś, zdążył zauważyć, że pierwszy z nich miał pysk chudy, mocno wyliniały i cały poorany bliznami. Drugi, przeciwnie, gruby i tak zarośnięty, że zza gęstwiny czarnych włosów widać było tylko małe, rozbiegane ślepka i wystający nos. Narząd ten był wielki i obły jak kartofel, albo raczej, biorąc pod uwagę jego kolor, jak burak. Od obu intruzów dochodził wyraźnie wyczuwalny, intensywnie słodkawy zapaszek padliny.
- Patrz, uchylone okno - doszedł do jego uszu szept tego owłosionego, którego nazwał od razu w myślach Sierściuchem - Znaczy się, że co? No?
229
- No, że mają duszności? - odezwał się drugi, ochrzczony przez Kunka Wyliniałym - I muszą wietrzyć?
Sierściuch spojrzał na Wyliniałego z wyraźną pogardą i sarknął:
- Nie mają alarmu... jołopie. Albo mają, ale nie włanczają go na noc.
- To się obłowimy - ucieszył się Wyliniały i skierował światło latarki na telewizor-Patrz, jaka plazma. O, i wideo jest..
- Co tam wideło... - prychnął Sierściuch lekceważąco i wysmarkał się na trawę - Jak kupili taką ruderę, to znaczy, że co? No?
- Mają mało siana? - zmartwił się wyraźnie Wyliniały.
- Jakigo siana, pacanie? - zdenerwował się Sierściuch - O gotówce trzeba z szacunem, bo się jeszcze obrazi i tyle ją będziesz widział. To znaczy, że mało za te ruderę zapłacili, a tera czeka ich solidny remont. A wiesz ile na to trza sian... pieniążków w gotówce na taki remont? Mogę się założyć o... „Merca”, że całą gotówkę trzymają gdzieś w szafie pod majtkami albo pod
Sierściuch spojrzał na Wyliniałego z wyraźną pogardą i sarknął:
- Nie mają alarmu... jołopie. Albo mają, ale nie włanczają go na noc.
- To się obłowimy - ucieszył się Wyliniały i skierował światło latarki na telewizor-Patrz, jaka plazma. O, i wideo jest..
- Co tam wideło... - prychnął Sierściuch lekceważąco i wysmarkał się na trawę - Jak kupili taką ruderę, to znaczy, że co? No?
- Mają mało siana? - zmartwił się wyraźnie Wyliniały.
- Jakigo siana, pacanie? - zdenerwował się Sierściuch - O gotówce trzeba z szacunem, bo się jeszcze obrazi i tyle ją będziesz widział. To znaczy, że mało za te ruderę zapłacili, a tera czeka ich solidny remont. A wiesz ile na to trza sian... pieniążków w gotówce na taki remont? Mogę się założyć o... „Merca”, że całą gotówkę trzymają gdzieś w szafie pod majtkami albo pod
230
materacem.
- Ty dobrze kombinujesz... Zaraz, zaraz - zawahał się Wyliniały - przecież ty nie masz „Mercedesa”, Stasiek...
- Tylko bez imion, jołopie jeden! - żachnął się Sierściuch - Nie mam, ale czuję, że już niedługo będę miał... Za twoją działkę, ha ha ha!
- To, na co czekamy? Kroimy?!
Wyliniały stęknął, próbując wspiąć się na parapet, lecz Sierściuch ściągnął go na ziemię tak gwałtownie, że tamten wywinął kozła.
- Chcesz wrócić na całe życie do wariatkowa, ośle jeden? Bo ja do mamra nie wrócę.. .- syknął - Przecież wszyscy są w domu. A, jak się który obudzi i narobi rabanu?! Albo jeszcze gorzej, zobaczy nas? A wiesz, że ja nie zostawiam świadków! Wiesz, co będę musiał wtedy zrobić?
Sierściuch przeciągnął brudnym paznokciem po zarośniętym gardle, a jego broda zaszeleściła złowieszczo.
- Obrobimy ten kwadrat, jak nikogo nie będzie - dodał po chwili - Ale najpierw trzeba ich, co? No?
- Zli... - zająknął się Wyliniały i głośno
- Ty dobrze kombinujesz... Zaraz, zaraz - zawahał się Wyliniały - przecież ty nie masz „Mercedesa”, Stasiek...
- Tylko bez imion, jołopie jeden! - żachnął się Sierściuch - Nie mam, ale czuję, że już niedługo będę miał... Za twoją działkę, ha ha ha!
- To, na co czekamy? Kroimy?!
Wyliniały stęknął, próbując wspiąć się na parapet, lecz Sierściuch ściągnął go na ziemię tak gwałtownie, że tamten wywinął kozła.
- Chcesz wrócić na całe życie do wariatkowa, ośle jeden? Bo ja do mamra nie wrócę.. .- syknął - Przecież wszyscy są w domu. A, jak się który obudzi i narobi rabanu?! Albo jeszcze gorzej, zobaczy nas? A wiesz, że ja nie zostawiam świadków! Wiesz, co będę musiał wtedy zrobić?
Sierściuch przeciągnął brudnym paznokciem po zarośniętym gardle, a jego broda zaszeleściła złowieszczo.
- Obrobimy ten kwadrat, jak nikogo nie będzie - dodał po chwili - Ale najpierw trzeba ich, co? No?
- Zli... - zająknął się Wyliniały i głośno
231
przełknął ślinę - zli... kwidować?
- Ech! - machnął z rezygnacją ręką Sierściuch-Poobserwować. Zaczaić się i poczekać, aż gdzieś wyjadą... Dobra, teraz spadamy. Zanim się ten kundel obudzi.
- Spokojna bańka - zachichotał Wyliniały - Po czterech valium pchlarz pośpi do południa...
Twarze ludzi rozpłynęły się w ciemności tak samo niespodziewanie, jak się pojawiły.
- No tak - pisnął Kunek pod nosem - Wiedziałem. Już się zaczynają odwiedziny. To pewnie jacyś krewni, którzy już się zwiedzieli i tylko przebierają nóżkami, żeby też się wprowadzić do naszego gniazda. A miejsca jest jeszcze sporo. Co będzie, jak tu się zlecą wszyscy wujkowie tych ludzi? Wszystkie pociotki, szwagrowie, teściowie i licho ich tam jeszcze wie, kto? I każdy z nich będzie miał szczeniaki? A jeśli w ogóle okaże się, że wszyscy ludzie, którzy żyją na świecie, są ze sobą spokrewnieni? - pomyślał ze zgrozą - W końcu wyglądają niemal identiko. Wszyscy na dwóch nogach, bez ogonów i futra na pyskach i całym
- Ech! - machnął z rezygnacją ręką Sierściuch-Poobserwować. Zaczaić się i poczekać, aż gdzieś wyjadą... Dobra, teraz spadamy. Zanim się ten kundel obudzi.
- Spokojna bańka - zachichotał Wyliniały - Po czterech valium pchlarz pośpi do południa...
Twarze ludzi rozpłynęły się w ciemności tak samo niespodziewanie, jak się pojawiły.
- No tak - pisnął Kunek pod nosem - Wiedziałem. Już się zaczynają odwiedziny. To pewnie jacyś krewni, którzy już się zwiedzieli i tylko przebierają nóżkami, żeby też się wprowadzić do naszego gniazda. A miejsca jest jeszcze sporo. Co będzie, jak tu się zlecą wszyscy wujkowie tych ludzi? Wszystkie pociotki, szwagrowie, teściowie i licho ich tam jeszcze wie, kto? I każdy z nich będzie miał szczeniaki? A jeśli w ogóle okaże się, że wszyscy ludzie, którzy żyją na świecie, są ze sobą spokrewnieni? - pomyślał ze zgrozą - W końcu wyglądają niemal identiko. Wszyscy na dwóch nogach, bez ogonów i futra na pyskach i całym
232
ciele... Nie, nie!
Wizja tych wszystkich ludzi zaludniających ich gniazdo, tłoczących się wszędzie i wrzeszczących, szarpiących, depczących sprawiła, że Kunek w jednej chwili poczuł mdłości i zawroty łba.
- Nie - zacisnął kurczowo szczęki - Nie mogę na to pozwolić. Nie poddam się. Będę walczyć. Skoro wiadomość w odchodach, czyli kulturalne metody pozbycia się intruzów zawiodły, będę musiał wymyślić coś innego. Bardziej... skutecznego, a tymczasem...
Kunek spojrzał łakomym zezem w kierunku pozostawionego przez Wąsala przyrządu z kawałkiem aromatycznego mięska. Wciągnął w nozdrza odurzający zapach pieczonego indyka i oblizał się ze smakiem. Wolno ruszył w kierunku przyrządu, pewny, że tym razem już nic mu nie przeszkodzi.
Szedł ze wzrokiem wbitym w pieczeń i nie patrzył pod łapy. To był błąd. Przy kolejnym kroku nadepnął na coś niechcący i całe pomieszczenie znów rozświetlił nagły błysk. Jednak tym razem
Wizja tych wszystkich ludzi zaludniających ich gniazdo, tłoczących się wszędzie i wrzeszczących, szarpiących, depczących sprawiła, że Kunek w jednej chwili poczuł mdłości i zawroty łba.
- Nie - zacisnął kurczowo szczęki - Nie mogę na to pozwolić. Nie poddam się. Będę walczyć. Skoro wiadomość w odchodach, czyli kulturalne metody pozbycia się intruzów zawiodły, będę musiał wymyślić coś innego. Bardziej... skutecznego, a tymczasem...
Kunek spojrzał łakomym zezem w kierunku pozostawionego przez Wąsala przyrządu z kawałkiem aromatycznego mięska. Wciągnął w nozdrza odurzający zapach pieczonego indyka i oblizał się ze smakiem. Wolno ruszył w kierunku przyrządu, pewny, że tym razem już nic mu nie przeszkodzi.
Szedł ze wzrokiem wbitym w pieczeń i nie patrzył pod łapy. To był błąd. Przy kolejnym kroku nadepnął na coś niechcący i całe pomieszczenie znów rozświetlił nagły błysk. Jednak tym razem
233
oprócz błysku grzmotnęło także potężnie. Kunek podskoczył z wrażenia i przerażony ukrył się za najbliższą walizką.
Dopiero po chwili zorientował się, że przyczyną tego zamieszania była jakaś podłużna, ciemna kostka z wieloma kolorowymi przyciskami, która wyleciała na podłogę z jednego z pudeł. Kiedy jego tylna łapa stanęła na niej, niespodziewanie ożywiła się duża płaska skrzynka, ta sama, o której wcześniej opowiadała mu Kuneczka. Ryknęła i błysnęła jak piorun, a wewnątrz niej pojawiły się małe ludzkie postacie. Robiły grymasy, wydawały różne odgłosy i wymachiwały łapami. A były przy tym tak głośne, że Kunkowi omal nie popękały uszy.
- Kuneczka mówiła prawdę - pisnął w myślach Kunek, wpatrując się czujnie w skrzynkę - rzeczywiście tam siedzą mali intruzi. Ale jak oni się tam mieszczą? A swoją drogą, gdyby to tacy mali ludzie zajęli nasze gniazdo, nie byłoby żadnych problemów. To moja waga. Pozagryzałbym ich jak indyki.
Ledwo to pomyślał, od razu zamiast małych
Dopiero po chwili zorientował się, że przyczyną tego zamieszania była jakaś podłużna, ciemna kostka z wieloma kolorowymi przyciskami, która wyleciała na podłogę z jednego z pudeł. Kiedy jego tylna łapa stanęła na niej, niespodziewanie ożywiła się duża płaska skrzynka, ta sama, o której wcześniej opowiadała mu Kuneczka. Ryknęła i błysnęła jak piorun, a wewnątrz niej pojawiły się małe ludzkie postacie. Robiły grymasy, wydawały różne odgłosy i wymachiwały łapami. A były przy tym tak głośne, że Kunkowi omal nie popękały uszy.
- Kuneczka mówiła prawdę - pisnął w myślach Kunek, wpatrując się czujnie w skrzynkę - rzeczywiście tam siedzą mali intruzi. Ale jak oni się tam mieszczą? A swoją drogą, gdyby to tacy mali ludzie zajęli nasze gniazdo, nie byłoby żadnych problemów. To moja waga. Pozagryzałbym ich jak indyki.
Ledwo to pomyślał, od razu zamiast małych
234
ludzików zobaczył w skrzynce oskubane i przypieczone indyki. Takie same, jak ten na tacy Gniadej. Podskakiwały równo, machając do niego zachęcająco szyjkami i kikutami oskubanych skrzydełek. Wrażenie było tak wyraziste, że Kunek ruszył nawet z wyszczerzonymi kłami w ich kierunku, ale powstrzymały go odgłosy z góry: trzask otwieranych drzwi i podniesiony głos Wąsala.
- Co tam się dzieje? Co to za hałasy?
Kunek spojrzał w stronę schodów i zbaraniał. Na ich stopniach pojawił się wielki dymiący indor. Schodził, kołysząc się niezdarnie na boki. Kiedy znalazł się na dole, zapalił światło i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Gdzie ten cholerny pilot... - mruknął indor głosem Wąsala.
Kunek przetarł łapami ślepia i smakowity tłusty indyk w jednej chwili przybrał postać łykowatego Wąsala. Intruz podrapał się po głowie, ziewnął, po czym machnął z rezygnacją ręką. Poczłapał bez pośpiechu do grającej skrzynki. Pochylił się nad nią i wcisnął jakiś przycisk na przedzie. W jednej
- Co tam się dzieje? Co to za hałasy?
Kunek spojrzał w stronę schodów i zbaraniał. Na ich stopniach pojawił się wielki dymiący indor. Schodził, kołysząc się niezdarnie na boki. Kiedy znalazł się na dole, zapalił światło i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Gdzie ten cholerny pilot... - mruknął indor głosem Wąsala.
Kunek przetarł łapami ślepia i smakowity tłusty indyk w jednej chwili przybrał postać łykowatego Wąsala. Intruz podrapał się po głowie, ziewnął, po czym machnął z rezygnacją ręką. Poczłapał bez pośpiechu do grającej skrzynki. Pochylił się nad nią i wcisnął jakiś przycisk na przedzie. W jednej
235
chwili skrzynka zgasła i zamilkła. Małe ludziki gdzieś zniknęły i w pomieszczeniu znów zrobiło się mrocznie i cicho. I pusto, gdy uspokojony Wąsal wrócił na górę.
- Może w końcu będzie tu, choć trochę spokoju - westchnął Kunek - Swoją drogą, ciekawe, czy intruzi są jadalni? Wąsal jest raczej nieapetyczny, poza tym pewnie łykowaty jak stara wrona.
Na myśl o tym wstrętnym ptaszysku, Kunek aż skrzywił się z obrzydzeniem.
- No, ale już ta jego córeczka, to deserek, że mniam mniam - Kunek oblizał się i rozmarzył.
Wtedy jednak przypomniał sobie, co się stało z wilkiem, gdy pożarł Czerwonego Kapturka. Ciarki przeszły mu po grzbiecie i mina mu zrzedła.
- Już raczej zostanę przy swoim menu! - postanowił.
Szerokim łukiem obszedł tajemniczą kostkę, która stała się przyczyną zamieszania ze skrzynką i ponownie zbliżył się do pozostawionego przez Wąsala metalowego przyrządu. Z otwartym pyskiem pochylił się nad
- Może w końcu będzie tu, choć trochę spokoju - westchnął Kunek - Swoją drogą, ciekawe, czy intruzi są jadalni? Wąsal jest raczej nieapetyczny, poza tym pewnie łykowaty jak stara wrona.
Na myśl o tym wstrętnym ptaszysku, Kunek aż skrzywił się z obrzydzeniem.
- No, ale już ta jego córeczka, to deserek, że mniam mniam - Kunek oblizał się i rozmarzył.
Wtedy jednak przypomniał sobie, co się stało z wilkiem, gdy pożarł Czerwonego Kapturka. Ciarki przeszły mu po grzbiecie i mina mu zrzedła.
- Już raczej zostanę przy swoim menu! - postanowił.
Szerokim łukiem obszedł tajemniczą kostkę, która stała się przyczyną zamieszania ze skrzynką i ponownie zbliżył się do pozostawionego przez Wąsala metalowego przyrządu. Z otwartym pyskiem pochylił się nad
236
przymocowanym doń kawałkiem indyka. Już miał go chapsnąć i pożreć, kiedy uświadomił sobie, że przecież nigdy nie widział jeszcze na własne ślepia upieczonego mięsa. Dlatego cofnął się i przed pożarciem tego kawałka, postanowił dokładniej mu się przyjrzeć.
Na pierwszy rzut ślepia, wyglądem, to to wcale mięsa nie przypominało. Zamiast, jak każdy normalny ochłap ociekać krwią, było jakieś suche i w środku blade. Na wierzchu za to miało brunatną, połyskującą tłuszczem skórkę. Nie pachniało też jak prawdziwe ścierwo. Trudno było sobie nawet wyobrazić, że to coś mogło kiedykolwiek biegać luzem po ogrodzie, dziobać ziemię i gulgotać idiotycznie po indyczemu.
Mimo to jednak, Kunek instynktownie czuł, że tu nie ma żadnego oszustwa. To bez wątpienia było najprawdziwsze mięso z krwi i kości. Tylko w jakiś specjalny sposób zostało spreparowane. Dlatego spodziewał się wyjątkowych wrażeń smakowych, jakich nie dostarczył mu dotąd żaden najpyszniejszy nawet deserek. Już miał porwać w zęby ten aromatyczny
Na pierwszy rzut ślepia, wyglądem, to to wcale mięsa nie przypominało. Zamiast, jak każdy normalny ochłap ociekać krwią, było jakieś suche i w środku blade. Na wierzchu za to miało brunatną, połyskującą tłuszczem skórkę. Nie pachniało też jak prawdziwe ścierwo. Trudno było sobie nawet wyobrazić, że to coś mogło kiedykolwiek biegać luzem po ogrodzie, dziobać ziemię i gulgotać idiotycznie po indyczemu.
Mimo to jednak, Kunek instynktownie czuł, że tu nie ma żadnego oszustwa. To bez wątpienia było najprawdziwsze mięso z krwi i kości. Tylko w jakiś specjalny sposób zostało spreparowane. Dlatego spodziewał się wyjątkowych wrażeń smakowych, jakich nie dostarczył mu dotąd żaden najpyszniejszy nawet deserek. Już miał porwać w zęby ten aromatyczny
237
kawałek, kiedy za jego grzbietem rozległ się głośny łomot i Kunek wzdrygnął się gwałtownie.
- No nie, znowu? - jęknął z rozpaczą - To w tym gnieździe już nie będzie chwili spokoju? Jacyś kolejni krewni, czy co?
Obejrzał się i w jednym z okien zauważył... Kuneczkę. Stała słupka na tylnych łapkach, a przednimi z całych sił łomotała w szybę jak w bęben. Otwierała przy tym pyszczek, jakby coś chciała mu wypiszczeć. Ponieważ jednak tłukła się przy tym dosyć głośno, a w dodatku okno, za którym stała, było zamknięte, Kunek w ząb nic nie mógł zrozumieć.
- Cały czas mnie śledzi... - pomyślał z wściekłością - Choć nie - zreflektował się - Przecież, gdyby mnie śledziła, to by się tak nie tłukła. Wiem! - skrzywił się z przekąsem - sama chce się załapać na pieczeń. Nie, drugi raz już mi nie odbierze jedzonka!
Postanowił udawać, że w ogóle jej nie widzi, ani nie słyszy. Dlatego najspokojniej w świecie zaczął pochylać się nad przyrządem. Kiedy jednak już miał zatopić zęby w pieczeni, rozległa się nowa
- No nie, znowu? - jęknął z rozpaczą - To w tym gnieździe już nie będzie chwili spokoju? Jacyś kolejni krewni, czy co?
Obejrzał się i w jednym z okien zauważył... Kuneczkę. Stała słupka na tylnych łapkach, a przednimi z całych sił łomotała w szybę jak w bęben. Otwierała przy tym pyszczek, jakby coś chciała mu wypiszczeć. Ponieważ jednak tłukła się przy tym dosyć głośno, a w dodatku okno, za którym stała, było zamknięte, Kunek w ząb nic nie mógł zrozumieć.
- Cały czas mnie śledzi... - pomyślał z wściekłością - Choć nie - zreflektował się - Przecież, gdyby mnie śledziła, to by się tak nie tłukła. Wiem! - skrzywił się z przekąsem - sama chce się załapać na pieczeń. Nie, drugi raz już mi nie odbierze jedzonka!
Postanowił udawać, że w ogóle jej nie widzi, ani nie słyszy. Dlatego najspokojniej w świecie zaczął pochylać się nad przyrządem. Kiedy jednak już miał zatopić zęby w pieczeni, rozległa się nowa
238
seria jeszcze bardziej hałaśliwych łomotów w szybę.
- Ale natrętna... - skrzywił się z niechęcią Kunek-A może... - zawahał się - pokazać jej ten uchylony lufcik obok, żeby sobie weszła i... odpalić jej gryza? W końcu, to ona pierwsza opowiedziała mi tak apetycznie o tej pieczeni...
Kunek zmierzył krytycznym wzrokiem cały kawałek pieczystego i natychmiast uznał swój pomysł za bardzo głupi. Był on zdecydowanie zbyt mizernych rozmiarów, żeby go dzielić.
- Kuneczka pewnie jednym kęsem pożre od razu całe mięsko i dla mnie już nic nie zostanie. Nie, nie, nie! - zaczął sobie wbijać do łba - Najpierw sam wszystko zjem, a dopiero wtedy ją wpuszczę - zdecydował i na wszelki wypadek od razu usprawiedliwił się w myślach - To prawda, że to ona opowiedziała mi o pieczeni, ale to ja sam sobie ją teraz upolowałem!
Chciał się zabrać do pożarcia mięska, jednak świadomość, że Kuneczka stoi za oknem i wślepia się w niego, psuła mu apetyt.
- Dlaczego sobie nie pójdzie?! - zirytował
- Ale natrętna... - skrzywił się z niechęcią Kunek-A może... - zawahał się - pokazać jej ten uchylony lufcik obok, żeby sobie weszła i... odpalić jej gryza? W końcu, to ona pierwsza opowiedziała mi tak apetycznie o tej pieczeni...
Kunek zmierzył krytycznym wzrokiem cały kawałek pieczystego i natychmiast uznał swój pomysł za bardzo głupi. Był on zdecydowanie zbyt mizernych rozmiarów, żeby go dzielić.
- Kuneczka pewnie jednym kęsem pożre od razu całe mięsko i dla mnie już nic nie zostanie. Nie, nie, nie! - zaczął sobie wbijać do łba - Najpierw sam wszystko zjem, a dopiero wtedy ją wpuszczę - zdecydował i na wszelki wypadek od razu usprawiedliwił się w myślach - To prawda, że to ona opowiedziała mi o pieczeni, ale to ja sam sobie ją teraz upolowałem!
Chciał się zabrać do pożarcia mięska, jednak świadomość, że Kuneczka stoi za oknem i wślepia się w niego, psuła mu apetyt.
- Dlaczego sobie nie pójdzie?! - zirytował
239
się i natychmiast zaczęły mu nerwowo podrygiwać wąsiki - Zresztą, w sumie... Jak sobie chce, to niech patrzy. I niech jej ślinka cieknie. Tak jak mnie pociekła, kiedy spłoszyła mi do mysiej dziury mój desere...
Urwał, zaskoczony nagłą ciszą, jaka zapanowała w pomieszczeniu. Łypnął ślepiem w kierunku okna w nadziei, że Kuneczka sobie poszła. Niestety, okazało się, iż ta tkwiła tam nadal i kiedy tylko zauważyła, że Kunek odwrócił łeb w jej stronę, od razu znowu zaczęła bębnić w szybę i pomieszczenie wypełniła nowa, jeszcze głośniejsza kanonada. Kunek przestraszył się, że ten hałas obudzi intruzów i sprowadzi Wąsala na dół. W konsekwencji czego, on nie zdąży pożreć pieczeni. Postanowił więc, nie zwlekać. Rozwarł szeroko szczęki, aż chrupnęło mu w zawiasach.
- Mam nadzieję, że już nic mi nie przeszkodzi - pomyślał.
Już miał capnąć mięso, kiedy coś gwałtownie szarpnęło go za ogon. Poleciał do tyłu i przekoziołkował parę razy przez
Urwał, zaskoczony nagłą ciszą, jaka zapanowała w pomieszczeniu. Łypnął ślepiem w kierunku okna w nadziei, że Kuneczka sobie poszła. Niestety, okazało się, iż ta tkwiła tam nadal i kiedy tylko zauważyła, że Kunek odwrócił łeb w jej stronę, od razu znowu zaczęła bębnić w szybę i pomieszczenie wypełniła nowa, jeszcze głośniejsza kanonada. Kunek przestraszył się, że ten hałas obudzi intruzów i sprowadzi Wąsala na dół. W konsekwencji czego, on nie zdąży pożreć pieczeni. Postanowił więc, nie zwlekać. Rozwarł szeroko szczęki, aż chrupnęło mu w zawiasach.
- Mam nadzieję, że już nic mi nie przeszkodzi - pomyślał.
Już miał capnąć mięso, kiedy coś gwałtownie szarpnęło go za ogon. Poleciał do tyłu i przekoziołkował parę razy przez
240
pomieszczenie. Zatrzymał się dopiero, i to boleśnie, na nodze od kanapy.
- Szczurek! - rozległ się za nim sepleniący głos Kuna - Czy ty nie masz przypadkiem szlabanu na deserki?! Poza tym ja, jako starszy brat, mam chyba prawo pierwszego kęsa, no nie? A w przypadku takiego małego kawałeczka, pierwszego i zarazem ostatniego, ha ha ha!
Kun zarechotał tak, że zatrzęsło mu się brzuszysko, podgardle i cała reszta jego galaretowatego ciała. Kiedy skończył, oblizał się i łakomie zerknął na jedzonko.
Tego już było Kunkowi za wiele. Nie dość, że ciągle mu ktoś przeszkadzał i z głodu miał już żarciowe omamy, to jeszcze został teraz upokorzony przed stojącą za oknem i przypatrującą się wszystkiemu Kuneczką.
- To moja zdobycz! - krzyknął, zgrzytając zębami i błyskając pazurami.
Jego krzyk miał zabrzmieć stanowczo i groźnie. Jednak ze zdenerwowania głos mu się załamał i wyszło cośkolwiek piskliwie i żałośnie.
- Szczurek! - rozległ się za nim sepleniący głos Kuna - Czy ty nie masz przypadkiem szlabanu na deserki?! Poza tym ja, jako starszy brat, mam chyba prawo pierwszego kęsa, no nie? A w przypadku takiego małego kawałeczka, pierwszego i zarazem ostatniego, ha ha ha!
Kun zarechotał tak, że zatrzęsło mu się brzuszysko, podgardle i cała reszta jego galaretowatego ciała. Kiedy skończył, oblizał się i łakomie zerknął na jedzonko.
Tego już było Kunkowi za wiele. Nie dość, że ciągle mu ktoś przeszkadzał i z głodu miał już żarciowe omamy, to jeszcze został teraz upokorzony przed stojącą za oknem i przypatrującą się wszystkiemu Kuneczką.
- To moja zdobycz! - krzyknął, zgrzytając zębami i błyskając pazurami.
Jego krzyk miał zabrzmieć stanowczo i groźnie. Jednak ze zdenerwowania głos mu się załamał i wyszło cośkolwiek piskliwie i żałośnie.
241
Kuna w pierwszej chwili zatkało z wrażenia. Potem jednak parsknął niepohamowanym śmiechem. A to wszystko na szeroko otwartych ślepiach Kuneczki.
To przepełniło czarę goryczy. Kunek rzucił się na swojego brata z zębami i pazurami.
Gdyby przedtem zastanowił się, choć przez ułamek sekundy i ocenił swoje położenie, najpewniej zawczasu by zrezygnował z tego samobójczego ataku. Normalnie przecież nie miał w tym starciu żadnych szans. Kun był wyższy, a przede wszystkim ze dwa, trzy razy od niego cięższy. Mógł rozgnieść Kunka swoim nafaszerowanym deserkami brzuszyskiem jak pluskwę. Tak jak zresztą czynił to już wiele razy przedtem, w różnych conocnych potyczkach i przepychankach.
Jednak obecna sytuacja różniła się zdecydowanie od poprzednich. Głód, drażniący zapach pieczeni, a przede wszystkim przyklejone do okna ślepia Kuneczki dopingowały Kunka. Sprawiały, że był on, jak nigdy dotąd, ekstremalnie wściekły i zdesperowany. Z drugiej strony,
To przepełniło czarę goryczy. Kunek rzucił się na swojego brata z zębami i pazurami.
Gdyby przedtem zastanowił się, choć przez ułamek sekundy i ocenił swoje położenie, najpewniej zawczasu by zrezygnował z tego samobójczego ataku. Normalnie przecież nie miał w tym starciu żadnych szans. Kun był wyższy, a przede wszystkim ze dwa, trzy razy od niego cięższy. Mógł rozgnieść Kunka swoim nafaszerowanym deserkami brzuszyskiem jak pluskwę. Tak jak zresztą czynił to już wiele razy przedtem, w różnych conocnych potyczkach i przepychankach.
Jednak obecna sytuacja różniła się zdecydowanie od poprzednich. Głód, drażniący zapach pieczeni, a przede wszystkim przyklejone do okna ślepia Kuneczki dopingowały Kunka. Sprawiały, że był on, jak nigdy dotąd, ekstremalnie wściekły i zdesperowany. Z drugiej strony,
242
rozbestwiony i pewny siebie Kun, był zupełnie nieprzygotowany na atak. Nie wiadomo więc, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie to, że Kunek pośliznął się przy wyskoku na jednej z porzuconych przez intruzów na podłodze foliowych torebek. To zakłóciło mu wybicie i skróciło lot. Zamiast wbić się więc zębami i pazurami w futro Kuna, zarył pyskiem w podłogę tuż pod jego łapami.
Kun zapiszczał wprost z uciechy, a ze ślepiów trysnęły mu fontanny łez. O dziwo, zapomniał nawet na chwilę o mięsku i zaczął się tarzać ze śmiechu po podłodze.
Kunek postanowił wykorzystać moment nieuwagi brata i sprzątnąć mu pieczeń sprzed nosa. Wyciągnął jak tylko mógł najdalej w kierunku przyrządu szyję i rzucił się, by porwać mięso w zęby.
Od tego momentu wypadki potoczyły się błyskawicznie. Kun, wykazując się zadziwiającą jak na niego czujnością i sprawnością, uprzedził atak Kunka. Przycisnął młodszego braciszka swoim cielskiem do podłogi i sam wyciągnął
Kun zapiszczał wprost z uciechy, a ze ślepiów trysnęły mu fontanny łez. O dziwo, zapomniał nawet na chwilę o mięsku i zaczął się tarzać ze śmiechu po podłodze.
Kunek postanowił wykorzystać moment nieuwagi brata i sprzątnąć mu pieczeń sprzed nosa. Wyciągnął jak tylko mógł najdalej w kierunku przyrządu szyję i rzucił się, by porwać mięso w zęby.
Od tego momentu wypadki potoczyły się błyskawicznie. Kun, wykazując się zadziwiającą jak na niego czujnością i sprawnością, uprzedził atak Kunka. Przycisnął młodszego braciszka swoim cielskiem do podłogi i sam wyciągnął
243
pysk do mięsa. Zamiast jednak zacisnąć szczęki na pieczystym, rozwarł je jeszcze szerzej. Zaniósł się przy tym żałosnym piskiem, gdyż chwilę wcześniej, ostre zęby Kunka zatopiły się w jego ogonie. Kun skręcił się z bólu tak, że uwolnił przy tym od swojego ciężaru Kunka. Ten z kolei wypuścił z zębów ogon Kuna, po to, by mieć wolny pysk do ponownego ataku na mięsko.
Obaj bracia równocześnie rzucili się w kierunku metalowego przyrządu i wtedy wydarzyła się rzecz nieoczekiwana. Coś błysnęło, świsnęło i podrzuciło przyrząd z przytwierdzonym doń mięsem na wysokość kunich nosów. Przed ślepiami kun przemknęła z olbrzymią prędkością sztywna, metalowa obręcz. Rozległ się głuchy trzask i Kunek poczuł ból. Pisnął przeraźliwie, zaciskając ze strachu mocno powieki. Zdążył jeszcze tylko usłyszeć rozpaczliwy pisk Kuna, po czym wszystko ucichło nagle i wokół zapanowała martwa cisza.
Kiedy po dłuższej otworzył ślepia, ujrzał niewyraźnie leżące u swoich łap urządzenie. Oprócz mięsa tkwił w nim teraz także potrzaskany
Obaj bracia równocześnie rzucili się w kierunku metalowego przyrządu i wtedy wydarzyła się rzecz nieoczekiwana. Coś błysnęło, świsnęło i podrzuciło przyrząd z przytwierdzonym doń mięsem na wysokość kunich nosów. Przed ślepiami kun przemknęła z olbrzymią prędkością sztywna, metalowa obręcz. Rozległ się głuchy trzask i Kunek poczuł ból. Pisnął przeraźliwie, zaciskając ze strachu mocno powieki. Zdążył jeszcze tylko usłyszeć rozpaczliwy pisk Kuna, po czym wszystko ucichło nagle i wokół zapanowała martwa cisza.
Kiedy po dłuższej otworzył ślepia, ujrzał niewyraźnie leżące u swoich łap urządzenie. Oprócz mięsa tkwił w nim teraz także potrzaskany
244
kawałek jakiegoś patyka. W odległości ogona od niego spoczywało wyciągnięte bezwładnie na podłodze ciało Kuna. Jego starszy brat nie dawał żadnych oznak życia. Nad Kunkiem stała dygocąc i głośno dysząc Kuneczka, a z jej warg sączyła się cienka stróżka purpurowej krwi.
- Zdechłeś go - wyszeptała do Kunka drżącym głosem - Zdechłeś swojego brata!
Kunek był oszołomiony. Nie miał pojęcia, co się stało.
- Zdechłe... ja... ja nie... - język plątał mu się w pysku - nie chcia... łem.
- To moja wina - wybuchnęła nagłym szlochem Kuneczka - To ja mu powiedziałam, żeby tu zszedł i ratował cię! Przed... samym... tobą.
Kunek podźwignął się z podłogi z największym trudem. Świadomość, że to przez niego zginął jego brat powodowała, że łapy miał miękkie jak z trawy i ledwo mógł się na nich utrzymać.
Ileż to razy życzył Kunowi zdechu. Ile to razy wyobrażał sobie, że to jego braciszek leży sztywny na katafalku... zamiast Babki Kuny! Ile razy wreszcie upewniał się, że Kun,
- Zdechłeś go - wyszeptała do Kunka drżącym głosem - Zdechłeś swojego brata!
Kunek był oszołomiony. Nie miał pojęcia, co się stało.
- Zdechłe... ja... ja nie... - język plątał mu się w pysku - nie chcia... łem.
- To moja wina - wybuchnęła nagłym szlochem Kuneczka - To ja mu powiedziałam, żeby tu zszedł i ratował cię! Przed... samym... tobą.
Kunek podźwignął się z podłogi z największym trudem. Świadomość, że to przez niego zginął jego brat powodowała, że łapy miał miękkie jak z trawy i ledwo mógł się na nich utrzymać.
Ileż to razy życzył Kunowi zdechu. Ile to razy wyobrażał sobie, że to jego braciszek leży sztywny na katafalku... zamiast Babki Kuny! Ile razy wreszcie upewniał się, że Kun,
245
jako ten starszy brat zdechnie wcześniej i wtedy on, Kunek, będzie dostawał wszystkie deserki... swoje i swojego brata.
Ale teraz, kiedy to się właśnie stało i ciało Kuna leżało bez ruchu na podłodze, Kunkowi zrobiło się strasznie wstyd tamtych myśli. Wszystkie upokorzenia, jakich przez całe życie doznawał od swojego braciszka, w jednej chwili stały się zupełnie nieistotne. Dopiero po śmierci brata zdał sobie sprawę z tego, jak Kun był mu drogi. Teraz wolałby samemu być na jego miejscu, ale było już za późno. Do ślepiów napłynęły mu łzy.
- Ccco to było? - wyjąkał łamiącym się głosem.
- Ccco too było? - rozległ się w pomieszczeniu jak echo głos... Kuna.
Kuneczka aż podskoczyła z radości i od razu się rozpiszczała:
- Ty żyjesz! Ty żyjesz!
Kunek usiadł z wrażenia. Był już tak skołowany, że nawet nie mógł okazać radości, jaką poczuł z ożycia swojego brata. Pomyślał, że później będzie musiał mu powiedzieć o swoich
Ale teraz, kiedy to się właśnie stało i ciało Kuna leżało bez ruchu na podłodze, Kunkowi zrobiło się strasznie wstyd tamtych myśli. Wszystkie upokorzenia, jakich przez całe życie doznawał od swojego braciszka, w jednej chwili stały się zupełnie nieistotne. Dopiero po śmierci brata zdał sobie sprawę z tego, jak Kun był mu drogi. Teraz wolałby samemu być na jego miejscu, ale było już za późno. Do ślepiów napłynęły mu łzy.
- Ccco to było? - wyjąkał łamiącym się głosem.
- Ccco too było? - rozległ się w pomieszczeniu jak echo głos... Kuna.
Kuneczka aż podskoczyła z radości i od razu się rozpiszczała:
- Ty żyjesz! Ty żyjesz!
Kunek usiadł z wrażenia. Był już tak skołowany, że nawet nie mógł okazać radości, jaką poczuł z ożycia swojego brata. Pomyślał, że później będzie musiał mu powiedzieć o swoich
246
uczuciach.
- To jest pułapka na szczury - wyjaśniła im Kuneczka, kiedy już doszli jako tako do siebie - Gdybym nie zauważyła, że okno obok jest otwarte i nie dostała się do środka... byłoby już po was. Na szczęście, dosłownie w ostatniej chwili, złapałam w zęby patyk i dźgnęłam nim to mięso... Gdybym nie zdążyła... i gdybyście wsadzili w to urządzenie swoje pyski, wasze nosy wyglądałyby teraz tak, jak to.
Kuneczka pyskiem wskazała na kawałki zgruchotanego kijka. Jeden z nich tkwił zmiażdżony w potrzasku pułapki, a drugi leżał na podłodze w otoczeniu drobniejszych drzazg.
- Tylko, że wy - dokończyła - nie moglibyście już tego zobaczyć.
- Co?! Jak?! - jęknął żałośnie Kun, dźwigając się niepewnie na łapy.
- Omal nie wyrwało mi razem z tym patykiem wszystkich zębów - pisnęła na koniec Kuneczka i końcem cienkiego języczka zlizała z dolnej wargi lekko już zakrzepłą krew.
- K... k... krew! - wycharczał na ten widok Kun
- To jest pułapka na szczury - wyjaśniła im Kuneczka, kiedy już doszli jako tako do siebie - Gdybym nie zauważyła, że okno obok jest otwarte i nie dostała się do środka... byłoby już po was. Na szczęście, dosłownie w ostatniej chwili, złapałam w zęby patyk i dźgnęłam nim to mięso... Gdybym nie zdążyła... i gdybyście wsadzili w to urządzenie swoje pyski, wasze nosy wyglądałyby teraz tak, jak to.
Kuneczka pyskiem wskazała na kawałki zgruchotanego kijka. Jeden z nich tkwił zmiażdżony w potrzasku pułapki, a drugi leżał na podłodze w otoczeniu drobniejszych drzazg.
- Tylko, że wy - dokończyła - nie moglibyście już tego zobaczyć.
- Co?! Jak?! - jęknął żałośnie Kun, dźwigając się niepewnie na łapy.
- Omal nie wyrwało mi razem z tym patykiem wszystkich zębów - pisnęła na koniec Kuneczka i końcem cienkiego języczka zlizała z dolnej wargi lekko już zakrzepłą krew.
- K... k... krew! - wycharczał na ten widok Kun
247
i zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, z powrotem runął z hukiem na podłogę.
Kunek spojrzał najpierw na niego, potem przeniósł spojrzenie na śmiercionośne urządzenie z wystającą zeń złowrogo listewką, by na koniec skierować wzrok na Kuneczkę. Powoli zaczęło do niego docierać, że ta, którą podejrzewał o wszystko, co najgorsze, właśnie uratowała mu życie.
- Uratowałaś mnie - wyszeptał - dziękuję.
- Podziękuj swojemu bratu - prychnęła w odpowiedzi Kuneczka i pochyliła się nad Kunem - To tylko dzięki niemu jeszcze żyjesz. To on cię uratował, choć sam mógł przez ciebie zginąć!
- On? Przeze mnie?! - Kunkowi aż opadła szczęka ze zdumienia.
- Przez twoje łakomstwo i nieodpowiedzialność - wybuchnęła wzburzona Kuneczka - Dobrze widziałam przez okno, jak rzuciłeś się na niego, kiedy usiłował odciągnąć cię od tej śmiertelnej pułapki.
Kunek spojrzał najpierw na niego, potem przeniósł spojrzenie na śmiercionośne urządzenie z wystającą zeń złowrogo listewką, by na koniec skierować wzrok na Kuneczkę. Powoli zaczęło do niego docierać, że ta, którą podejrzewał o wszystko, co najgorsze, właśnie uratowała mu życie.
- Uratowałaś mnie - wyszeptał - dziękuję.
- Podziękuj swojemu bratu - prychnęła w odpowiedzi Kuneczka i pochyliła się nad Kunem - To tylko dzięki niemu jeszcze żyjesz. To on cię uratował, choć sam mógł przez ciebie zginąć!
- On? Przeze mnie?! - Kunkowi aż opadła szczęka ze zdumienia.
- Przez twoje łakomstwo i nieodpowiedzialność - wybuchnęła wzburzona Kuneczka - Dobrze widziałam przez okno, jak rzuciłeś się na niego, kiedy usiłował odciągnąć cię od tej śmiertelnej pułapki.
248
- On? Odciągnąć?! - Kunek zakrztusił się z oburzenia - przecież on chciał... - zaczął, ale Kuneczka nie pozwoliła mu dokończyć:
- Uratować ci życie! - pisnęła - A ty w podzięce omal nie wepchnąłeś mu pyska w tę pułapkę. Jeszcze moment i udałoby ci się! - kontynuowała z wyrzutem - Dobrze wiem, że kiedy tłukłam się w okno widziałeś mnie i słyszałeś. Zobacz jakiego mam od tego walenia guza. Omal sobie łba nie rozwaliłam. Gdyby nie twój brat, już dawno gryzł byś ziemię, a ściślej, zimny metal tej pułapki. On... naprawdę jest... jak Superkun!
Na zakończenie tej tyrady Kuneczka westchnęła czule i spojrzała na leżącego bez tchu Kuna z podziwem. Pochyliła się nad nim i zaczęła go cucić delikatnymi ukąszeniami i lekkimi szarpnięciami za futerko. Po kilku takich zabiegach Kun otworzył ślepia i nie podnosząc pyska rozejrzał się wpółprzytomnym wzrokiem.
- Czy ja już jestem w krainie wiecznych łowów? - jęknął cieniutkim głosikiem - O! Manna z nieba - westchnął na widok pieczonego indyka
- Uratować ci życie! - pisnęła - A ty w podzięce omal nie wepchnąłeś mu pyska w tę pułapkę. Jeszcze moment i udałoby ci się! - kontynuowała z wyrzutem - Dobrze wiem, że kiedy tłukłam się w okno widziałeś mnie i słyszałeś. Zobacz jakiego mam od tego walenia guza. Omal sobie łba nie rozwaliłam. Gdyby nie twój brat, już dawno gryzł byś ziemię, a ściślej, zimny metal tej pułapki. On... naprawdę jest... jak Superkun!
Na zakończenie tej tyrady Kuneczka westchnęła czule i spojrzała na leżącego bez tchu Kuna z podziwem. Pochyliła się nad nim i zaczęła go cucić delikatnymi ukąszeniami i lekkimi szarpnięciami za futerko. Po kilku takich zabiegach Kun otworzył ślepia i nie podnosząc pyska rozejrzał się wpółprzytomnym wzrokiem.
- Czy ja już jestem w krainie wiecznych łowów? - jęknął cieniutkim głosikiem - O! Manna z nieba - westchnął na widok pieczonego indyka
249
tkwiącego tuż przed jego nosem na kolcu rozbrojonej pułapki.
Zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, Kun wyciągnął szyję i nie wstając nawet na łapy, jednym kłapnięciem szczęk pochłonął całe mięsko. Następnie oblizał się ze smakiem i beknął głośno. Po pomieszczeniu rozszedł się powalający aromat pieczystego.
- Niebo w gębie. Mniam mniam - westchnął-szkoda, że tak mało. A ty, domyślam się - zwrócił się cicho do Kuneczki i rozciągnął wargi w grymasie błogiego uśmiechu-jesteś moją kurysą? A gdzie są koleżanki? Inne kurysy? Przecież miało być was tu więcej. Całe stada kurys.
- Kurysy... czekają... na górze - wystękała Kuneczka.
Bezskutecznie usiłowała dźwignąć Kuna z podłogi i postawić go na łapy.
- Tysiąc, dziesięć tysięcy... milion kurys-sapała z wysiłku - Tylko wstań i idź.
- Och, tak? To chodźmy. Chodźmy tam jak najszybciej - westchnął tęsknie Kun.
Zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, Kun wyciągnął szyję i nie wstając nawet na łapy, jednym kłapnięciem szczęk pochłonął całe mięsko. Następnie oblizał się ze smakiem i beknął głośno. Po pomieszczeniu rozszedł się powalający aromat pieczystego.
- Niebo w gębie. Mniam mniam - westchnął-szkoda, że tak mało. A ty, domyślam się - zwrócił się cicho do Kuneczki i rozciągnął wargi w grymasie błogiego uśmiechu-jesteś moją kurysą? A gdzie są koleżanki? Inne kurysy? Przecież miało być was tu więcej. Całe stada kurys.
- Kurysy... czekają... na górze - wystękała Kuneczka.
Bezskutecznie usiłowała dźwignąć Kuna z podłogi i postawić go na łapy.
- Tysiąc, dziesięć tysięcy... milion kurys-sapała z wysiłku - Tylko wstań i idź.
- Och, tak? To chodźmy. Chodźmy tam jak najszybciej - westchnął tęsknie Kun.
250
Z pomocą Kuneczki stanął wreszcie niepewnie na łapy. Następnie, podpierany przez swoją kurysę, schodek po schodku, chwiejąc się, zataczając i pojękując z wysiłku, wspiął się na strych.
Kunek znowu został sam. Stał przez chwilę nieruchomo w ciemnym, zagraconym pomieszczeniu i nie miał nawet siły się poruszyć. Czuł się nieszczęśliwy, upokorzony i przegrany na całej linii. Ale przede wszystkim potwornie głodny. Momentalnie powróciło do niego uczucie nienawiści do wszystkiego i wszystkich, a zwłaszcza do swojego starszego brata.
Kunek po raz kolejny tak wyraźnie odczuł niesprawiedliwość świata. Do tej pory nawet nie zastanawiał się poważniej nad sensem życia. W zasadzie, to nie tylko poważniej. Wcale się nad tym nie zastanawiał. Prawdę mówiąc, myślenie nie było jego najmocniejszą stroną. Do myślenia potrzeba przecież trochę spokoju, najkrótszej choćby chwili zatrzymania. A on ciągle był w ruchu i wszystko w jego życiu było
Kunek znowu został sam. Stał przez chwilę nieruchomo w ciemnym, zagraconym pomieszczeniu i nie miał nawet siły się poruszyć. Czuł się nieszczęśliwy, upokorzony i przegrany na całej linii. Ale przede wszystkim potwornie głodny. Momentalnie powróciło do niego uczucie nienawiści do wszystkiego i wszystkich, a zwłaszcza do swojego starszego brata.
Kunek po raz kolejny tak wyraźnie odczuł niesprawiedliwość świata. Do tej pory nawet nie zastanawiał się poważniej nad sensem życia. W zasadzie, to nie tylko poważniej. Wcale się nad tym nie zastanawiał. Prawdę mówiąc, myślenie nie było jego najmocniejszą stroną. Do myślenia potrzeba przecież trochę spokoju, najkrótszej choćby chwili zatrzymania. A on ciągle był w ruchu i wszystko w jego życiu było
251
pędem i chaosem.
Kunek od urodzenia pędził i gnał. Gnał i pędził. I zapamiętywał się w tym pędzie. Byle do przodu. Byle zostawić w tyle swój ogon i nie widzieć go na ślepia. Gdyż jego opalony z włosów ogon przypominał mu ciągle o czymś strasznym, przerażającym, chwytającym go za gardło. O czymś, przed czym właśnie tak zapamiętale uciekał.
Do tej pory ta ucieczka udawała mu się. Ale przeczuwał, że kiedyś przyjdzie taki czas, że będzie musiał się zatrzymać. I ta świadomość przerażała go najbardziej. Najgorsze, że ta chwila właśnie w tej chwili nadeszła.
Siedział nieruchomo i czuł jak te wszystkie myśli, umiejscowione w jego ogonie, osaczają go. Czuł coraz większy lęk. Spojrzał z nienawiścią na swoją wyciągniętą na podłodze wyłysiałą końcówkę i szybko schował ją za siebie. Jednak, choć ogon zniknął mu ze ślepiów, paraliżujący lęk nie ustępował.
- Przecież to ja za pomocą numeru z klapą przepędziłem intruzów z gniazda. To ja
Kunek od urodzenia pędził i gnał. Gnał i pędził. I zapamiętywał się w tym pędzie. Byle do przodu. Byle zostawić w tyle swój ogon i nie widzieć go na ślepia. Gdyż jego opalony z włosów ogon przypominał mu ciągle o czymś strasznym, przerażającym, chwytającym go za gardło. O czymś, przed czym właśnie tak zapamiętale uciekał.
Do tej pory ta ucieczka udawała mu się. Ale przeczuwał, że kiedyś przyjdzie taki czas, że będzie musiał się zatrzymać. I ta świadomość przerażała go najbardziej. Najgorsze, że ta chwila właśnie w tej chwili nadeszła.
Siedział nieruchomo i czuł jak te wszystkie myśli, umiejscowione w jego ogonie, osaczają go. Czuł coraz większy lęk. Spojrzał z nienawiścią na swoją wyciągniętą na podłodze wyłysiałą końcówkę i szybko schował ją za siebie. Jednak, choć ogon zniknął mu ze ślepiów, paraliżujący lęk nie ustępował.
- Przecież to ja za pomocą numeru z klapą przepędziłem intruzów z gniazda. To ja
252
wymyśliłem później jak im oznajmić, że to gniazdo jest już zajęte. I udało się! No prawie... Obie intruzki omal się nie wyniosły. A teraz to ja, jakby na to nie patrzeć, uratowałem Kuna przed śmiercią w pułapce. I co? To mój braciszek po raz drugi zostaje Superkunem - zgrzytnął zębami Kunek - Następnym razem sam mu wepchnę pysk do pułapki i jak go pułapka zdechnie, będzie miał przynajmniej nauczkę na przyszłość.
Kunek spojrzał z żalem na leżącą nieopodal pułapkę. Jeszcze przed chwilą leżał w niej pyszny i aromatyczny kawałek pieczeni.
Na widok pustego teraz urządzenia poczuł ze zdwojoną siłą bolesne ssanie w żołądku. Wtedy przypomniał sobie o drugim urządzeniu, pozostawionym przez Wąsala pod ścianą. Choć w tamtej pułapce, zamiast pieczeni, tkwiło surowe mięso, postanowił nie wybrzydzać. Unoszący się wciąż w powietrzu zapach indyka tak podrażniał mu żołądek, że głód, jaki teraz odczuwał, był silniejszy od lęku przed morderczym urządzeniem.
Chwycił w pyszczek kawałek roztrzaskanego
Kunek spojrzał z żalem na leżącą nieopodal pułapkę. Jeszcze przed chwilą leżał w niej pyszny i aromatyczny kawałek pieczeni.
Na widok pustego teraz urządzenia poczuł ze zdwojoną siłą bolesne ssanie w żołądku. Wtedy przypomniał sobie o drugim urządzeniu, pozostawionym przez Wąsala pod ścianą. Choć w tamtej pułapce, zamiast pieczeni, tkwiło surowe mięso, postanowił nie wybrzydzać. Unoszący się wciąż w powietrzu zapach indyka tak podrażniał mu żołądek, że głód, jaki teraz odczuwał, był silniejszy od lęku przed morderczym urządzeniem.
Chwycił w pyszczek kawałek roztrzaskanego
253
patyka z podłogi i niemal szorując brzuchem po deskach podkradł się pod drugą pułapkę. W celu jej rozbrojenia, postanowił użyć sposobu Kuneczki. Jednak w momencie, kiedy już pochylał się nad krwistym ochłapem, by dźgnąć go trzymanym w zębach kijkiem, coś pisnęło mu cicho nad uchem:
-„Smacznego”.
Z wrażenia aż wypuścił kijek z pyska. Obejrzał się, ale ze zdumieniem stwierdził, że nikogo obok niego nie było.
- Dziwne - zdziwił się - Jestem pewny, że ktoś do mnie coś pisnął.
Rozejrzał się uważnie wokół siebie. Kiedy jednak upewnił się, że jest w pomieszczeniu zupełnie sam, na powrót chwycił kijek w zęby i pochylił się nad pułapką. Jednak nie zdążył nawet dotknąć mięska kijkiem, gdy tajemniczy pisk rozległ się ponownie. Tym razem jednak brzmiał nieprzyjemnie i chrapliwie:
- „Tak nisko upadłeś, że obżerasz się ochłapami intruzów? Tych samych, którzy zajęli twoje gniazdo i zastawili na ciebie pułapkę,
-„Smacznego”.
Z wrażenia aż wypuścił kijek z pyska. Obejrzał się, ale ze zdumieniem stwierdził, że nikogo obok niego nie było.
- Dziwne - zdziwił się - Jestem pewny, że ktoś do mnie coś pisnął.
Rozejrzał się uważnie wokół siebie. Kiedy jednak upewnił się, że jest w pomieszczeniu zupełnie sam, na powrót chwycił kijek w zęby i pochylił się nad pułapką. Jednak nie zdążył nawet dotknąć mięska kijkiem, gdy tajemniczy pisk rozległ się ponownie. Tym razem jednak brzmiał nieprzyjemnie i chrapliwie:
- „Tak nisko upadłeś, że obżerasz się ochłapami intruzów? Tych samych, którzy zajęli twoje gniazdo i zastawili na ciebie pułapkę,
254
żeby przenieść cię na tamten świat? I to w dodatku pułapkę na szczury”?!
Kunek aż podskoczył na czterech łapach. Jeszcze w górze zaczął rozglądać się nerwowo, ale tak jak i poprzednio, nikogo nie zauważył. Mimo to, powtórnie usłyszał ten pierwszy, łagodny pisk:
- „Przecież nikt cię teraz nie widzi, a drobna przekąska ci się należy jak lisowi zdech w męczarniach. Zasłużyłeś. Tyle się naharowałeś... Kto wie, co cię jeszcze czeka. Dlatego musisz mieć więcej sił. No, śmiało”!
- „Chcesz się stać taki sam, jak ta... Kuneczka”? - zapiszczało mu znowu coś opryskliwie - „Zaprzedać swoją wolność? Żreć obcym z łapy i oddać im swoje gniazdo? Swoje pogonie, podchody i wyprawy w tajemne zakamarki? Nocne polowanka po całym ogrodzie, hasanie po gałęziach drzew o poranku? Za byle ochłap”?
- O rany... - pomieszczenie zawirowało Kunkowi przed ślepiami - Z tego wszystkiego już mi się wszystko miesza w ogonie...
Uderzyło go to, że choć jeden pisk brzmiał
Kunek aż podskoczył na czterech łapach. Jeszcze w górze zaczął rozglądać się nerwowo, ale tak jak i poprzednio, nikogo nie zauważył. Mimo to, powtórnie usłyszał ten pierwszy, łagodny pisk:
- „Przecież nikt cię teraz nie widzi, a drobna przekąska ci się należy jak lisowi zdech w męczarniach. Zasłużyłeś. Tyle się naharowałeś... Kto wie, co cię jeszcze czeka. Dlatego musisz mieć więcej sił. No, śmiało”!
- „Chcesz się stać taki sam, jak ta... Kuneczka”? - zapiszczało mu znowu coś opryskliwie - „Zaprzedać swoją wolność? Żreć obcym z łapy i oddać im swoje gniazdo? Swoje pogonie, podchody i wyprawy w tajemne zakamarki? Nocne polowanka po całym ogrodzie, hasanie po gałęziach drzew o poranku? Za byle ochłap”?
- O rany... - pomieszczenie zawirowało Kunkowi przed ślepiami - Z tego wszystkiego już mi się wszystko miesza w ogonie...
Uderzyło go to, że choć jeden pisk brzmiał
255
łagodnie a drugi odpychająco, były do siebie bardzo podobne. Ale co najgorsze, zdał sobie sprawę, że oba piski były podobne również do jego własnego pisku. A skoro tak, i skoro w pobliżu nikogo nie ma, a on mimo to słyszy ciągle jakiś pisk, to to jest na pewno jego własny, wewnętrzny pisk.
- A jeśli tak - doszedł dalej do wniosku, kiedy już trochę ochłonął-to muszę go uważnie słuchać. Bo przecież, jeśli to mój wewnętrzny pisk, to musi mi mieć na pewno do powiedzenia coś bardzo ważnego!
Jakby na potwierdzenie tego odkrycia, wewnętrzny pisk Kunka znów się do niego odezwał nieprzyjemnie:
- „Śmiertelnym wrogom nie żre się z łapy! To śmiertelnych wrogów się pożera z łapami”!
- Święta prawda! - ucieszył się Kunek, ale zaraz mina mu zrzedła - Łatwo powiedzieć, „pożera”. Już o tym przecież myślałem. Ale można pożreć mysz, ptaka, wiewiórkę, nawet szczura, tfu tfu tfu! Ale jak pożreć takiego olbrzyma? Jak w ogóle go upolować?
- A jeśli tak - doszedł dalej do wniosku, kiedy już trochę ochłonął-to muszę go uważnie słuchać. Bo przecież, jeśli to mój wewnętrzny pisk, to musi mi mieć na pewno do powiedzenia coś bardzo ważnego!
Jakby na potwierdzenie tego odkrycia, wewnętrzny pisk Kunka znów się do niego odezwał nieprzyjemnie:
- „Śmiertelnym wrogom nie żre się z łapy! To śmiertelnych wrogów się pożera z łapami”!
- Święta prawda! - ucieszył się Kunek, ale zaraz mina mu zrzedła - Łatwo powiedzieć, „pożera”. Już o tym przecież myślałem. Ale można pożreć mysz, ptaka, wiewiórkę, nawet szczura, tfu tfu tfu! Ale jak pożreć takiego olbrzyma? Jak w ogóle go upolować?
256
Kunek spojrzał mimowolnie padł na pułapkę na szczury, a potem jego wzrok prześliznął się po podłodze i zatrzymał się na stole, przy którym jeszcze niedawno, w celu żarciowym, gromadzili się ludzie. I wtedy go olśniło!
- Kto pułapką wojuje, od pułapki ginie...-wyszeptał przez zaciśnięte zęby - Teraz zobaczymy, kto tu jest szczurem. To dopiero Kuneczka otworzy pysk ze zdumienia...
Wiedział, że musi działać bardzo ostrożnie. Pomysł, na który wpadł, wymagał od niego rozwagi i precyzji. A przecież u niego nie było o to wcale łatwo. Przede wszystkim jednak, musiał wykazać dużo ostrożności. Najmniejszy nawet nieostrożny ruch mógł doprowadzić do prawdziwej tragedii.
Ostrożnie złapał w zęby kijek i delikatnie trącił nim pułapkę, po czym błyskawicznie odskoczył na bezpieczną odległość. Zamarł, jakby na coś czekał w napięciu, ale nic złego się nie wydarzyło. Nie było świstu, ani trzasku, i żadna błyskawica nie przeleciała mu przed pyskiem. Mordercze urządzenie przesunęło się tylko po podłodze
- Kto pułapką wojuje, od pułapki ginie...-wyszeptał przez zaciśnięte zęby - Teraz zobaczymy, kto tu jest szczurem. To dopiero Kuneczka otworzy pysk ze zdumienia...
Wiedział, że musi działać bardzo ostrożnie. Pomysł, na który wpadł, wymagał od niego rozwagi i precyzji. A przecież u niego nie było o to wcale łatwo. Przede wszystkim jednak, musiał wykazać dużo ostrożności. Najmniejszy nawet nieostrożny ruch mógł doprowadzić do prawdziwej tragedii.
Ostrożnie złapał w zęby kijek i delikatnie trącił nim pułapkę, po czym błyskawicznie odskoczył na bezpieczną odległość. Zamarł, jakby na coś czekał w napięciu, ale nic złego się nie wydarzyło. Nie było świstu, ani trzasku, i żadna błyskawica nie przeleciała mu przed pyskiem. Mordercze urządzenie przesunęło się tylko po podłodze
257
o długość połowy jego łysego ogona.
Zaaferowany Kunek podszedł do pułapki i znowu ją trącił kijkiem, tym razem już śmielej. Podobnie jak i poprzednio, pułapka przesunęła się tylko trochę w kierunku stołu.
Kiedy po raz trzeci uniósł kijek, głośno zaburczało mu w brzuchu i coś boleśnie ścisnęło mu żołądek. Spojrzał łakomie na przyczepiony do urządzenia kawałek surowizny i przełknął ślinę.
- Przecież... żeby upolować takiego dużego intruza, trzeba mieć dużo sił. W sumie - oblizał się łakomie - nie muszę polować o pustym żołądku. To nawet nie wskazane. Gdy coś zjem, będę miał więcej sił na zemstę. Zresztą, jeśli się nie mylę, coś takiego piszczał też przed chwilą mój wewnętrzny pisk...
Kunka zastanowiło to, że mimo, iż coraz mocniej trącał kijkiem pułapkę, ta nie zatrzaskiwała się. Kiedy więc kolejny raz dźgnął mięsko i pułapka znowu nie zadziałała, utwierdził się w swoich podejrzeniach:
- Ta pułapka jest zepsuta. A skoro jest zepsuta, to...
Zaaferowany Kunek podszedł do pułapki i znowu ją trącił kijkiem, tym razem już śmielej. Podobnie jak i poprzednio, pułapka przesunęła się tylko trochę w kierunku stołu.
Kiedy po raz trzeci uniósł kijek, głośno zaburczało mu w brzuchu i coś boleśnie ścisnęło mu żołądek. Spojrzał łakomie na przyczepiony do urządzenia kawałek surowizny i przełknął ślinę.
- Przecież... żeby upolować takiego dużego intruza, trzeba mieć dużo sił. W sumie - oblizał się łakomie - nie muszę polować o pustym żołądku. To nawet nie wskazane. Gdy coś zjem, będę miał więcej sił na zemstę. Zresztą, jeśli się nie mylę, coś takiego piszczał też przed chwilą mój wewnętrzny pisk...
Kunka zastanowiło to, że mimo, iż coraz mocniej trącał kijkiem pułapkę, ta nie zatrzaskiwała się. Kiedy więc kolejny raz dźgnął mięsko i pułapka znowu nie zadziałała, utwierdził się w swoich podejrzeniach:
- Ta pułapka jest zepsuta. A skoro jest zepsuta, to...
258
Kunek nie mógł już dłużej wytrzymać. Wypluł patyk i pochylił się nad pułapką. Najostrożniej, jak tylko mógł, chwycił mięso w zęby i bardzo delikatnie zaczął ciągnąć je w swoją stronę.
- Udało się! - odetchnął, widząc jak ochłap powoli zsuwa się z metalowego haczyka...
I wtedy huknęło. Oślepiający błysk uderzył go w ślepia, a łeb rozerwał mu potężny wybuch. Kunek zdążył jeszcze tylko poczuć, jak metalowa obręcz miażdży mu nos. Po czym padł bez czucia, ze zdruzgotaną czaszką, w wielką kałużę własnej krwi.
- Udało się! - odetchnął, widząc jak ochłap powoli zsuwa się z metalowego haczyka...
I wtedy huknęło. Oślepiający błysk uderzył go w ślepia, a łeb rozerwał mu potężny wybuch. Kunek zdążył jeszcze tylko poczuć, jak metalowa obręcz miażdży mu nos. Po czym padł bez czucia, ze zdruzgotaną czaszką, w wielką kałużę własnej krwi.
259
Rozdział 8
POLOWANIE NA INTRUZA
Cały zlany był potem. Jego futerko było mokre i zmierzwione jak po jakiś torturach. Powiódł dookoła błędnym wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że wcale nie został zdechnięty przez morderczą pułapkę na
260
Rozdział 8
POLOWANIE NA INTRUZA
Cały zlany był potem. Jego futerko było mokre i zmierzwione jak po jakiś torturach. Powiódł dookoła błędnym wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że wcale nie został zdechnięty przez morderczą pułapkę na szczury.
260
szczury.
Nie leżał też w żadnej kałuży krwi. Ani własnej, ani cudzej. To tylko był kolejny z jego koszmarnych snów. I to najkoszmarniejszy!
Był już ranek. Zwykle o tej porze cały strych wypełniały radosne ćwierkania ptaków dochodzące z ogrodu. Spośród tych śpiewów, jego uszy potrafiły zawsze wyłowić trele smakowitego słowika, towarzyszący mu świergot kruchutkich wróbelków, popiskiwania tłuściutkich sikorek, czy wreszcie, zagłuszające wszystko, natarczywe skrzeczenie łykowatych srok.
Ale teraz Kunek ze zdziwieniem stwierdził, że nic takiego nie słyszy. Uspokoił sam siebie, że to zapewne z powodu dzwonienia w uszach, które rozlegało mu się od chwili przebudzenia.
W miarę, jak dochodził do siebie, przypominały mu się coraz to nowe szczegóły nocnego koszmaru. Aż wzdrygnął się na to wspomnienie. Początek snu był naprawdę straszny, ale potem było już tylko coraz gorzej.
Śniło mu się mianowicie, że do ich gniazda wprowadzili się ludzie. Dwa dorosłe osobniki
Nie leżał też w żadnej kałuży krwi. Ani własnej, ani cudzej. To tylko był kolejny z jego koszmarnych snów. I to najkoszmarniejszy!
Był już ranek. Zwykle o tej porze cały strych wypełniały radosne ćwierkania ptaków dochodzące z ogrodu. Spośród tych śpiewów, jego uszy potrafiły zawsze wyłowić trele smakowitego słowika, towarzyszący mu świergot kruchutkich wróbelków, popiskiwania tłuściutkich sikorek, czy wreszcie, zagłuszające wszystko, natarczywe skrzeczenie łykowatych srok.
Ale teraz Kunek ze zdziwieniem stwierdził, że nic takiego nie słyszy. Uspokoił sam siebie, że to zapewne z powodu dzwonienia w uszach, które rozlegało mu się od chwili przebudzenia.
W miarę, jak dochodził do siebie, przypominały mu się coraz to nowe szczegóły nocnego koszmaru. Aż wzdrygnął się na to wspomnienie. Początek snu był naprawdę straszny, ale potem było już tylko coraz gorzej.
Śniło mu się mianowicie, że do ich gniazda wprowadzili się ludzie. Dwa dorosłe osobniki
261
Nie leżał też w żadnej kałuży krwi. Ani własnej, ani cudzej. To tylko był kolejny z jego koszmarnych snów. I to najkoszmarniejszy!
Był już ranek. Zwykle o tej porze cały strych wypełniały radosne ćwierkania ptaków dochodzące z ogrodu. Z pośród tych śpiewów, jego uszy potrafiły zawsze wyłowić trele smakowitego słowika, towarzyszący mu świergot kruchutkich wróbelków, popiskiwania tłuściutkich sikorek, czy wreszcie, zagłuszające wszystko, natarczywe skrzeczenie łykowatych srok.
Ale teraz Kunek ze zdziwieniem stwierdził, że nic takiego nie słyszy. Uspokoił sam siebie, że to zapewne z powodu dzwonienia w uszach, które rozlegało mu się od chwili przebudzenia.
W miarę, jak dochodził do siebie, przypominały mu się coraz to nowe szczegóły nocnego koszmaru. Aż wzdrygnął się na to wspomnienie. Początek snu był naprawdę straszny, ale potem było już tylko coraz gorzej.
Śniło mu się mianowicie, że do ich gniazda wprowadzili się ludzie. Dwa dorosłe osobniki z jednym młodym. A właściwie młodą, bo to była
Był już ranek. Zwykle o tej porze cały strych wypełniały radosne ćwierkania ptaków dochodzące z ogrodu. Z pośród tych śpiewów, jego uszy potrafiły zawsze wyłowić trele smakowitego słowika, towarzyszący mu świergot kruchutkich wróbelków, popiskiwania tłuściutkich sikorek, czy wreszcie, zagłuszające wszystko, natarczywe skrzeczenie łykowatych srok.
Ale teraz Kunek ze zdziwieniem stwierdził, że nic takiego nie słyszy. Uspokoił sam siebie, że to zapewne z powodu dzwonienia w uszach, które rozlegało mu się od chwili przebudzenia.
W miarę, jak dochodził do siebie, przypominały mu się coraz to nowe szczegóły nocnego koszmaru. Aż wzdrygnął się na to wspomnienie. Początek snu był naprawdę straszny, ale potem było już tylko coraz gorzej.
Śniło mu się mianowicie, że do ich gniazda wprowadzili się ludzie. Dwa dorosłe osobniki z jednym młodym. A właściwie młodą, bo to była
261
z jednym młodym. A właściwie młodą, bo to była samiczka, ich córka, Czerwony Kapturek. No i była tam jeszcze z nimi krzykliwa pstrokata papuga i groźny pies na dodatek.
Sen był tak wyrazisty, że Kunkowi na samo jego wspomnienie ścierpła na grzbiecie skóra. Miał wrażenie, jakby to wszystko działo się naprawdę. Na przykład to, że spotkał w ogrodzie samiczkę, która wabiła się Kuneczka. Albo choćby to, że intruzi, którzy opanowali ich gniazdo, zastawili na niego morderczą pułapkę na szczury.
- Jak to dobrze, że to był tylko sen - wzdrygnął się i odetchnął z ulgą.
Dzwonienie w uszach powoli ustępowało i zaczynał nawet coś niecoś słyszeć. W międzyczasie zrobiło się już jasno i jak zawsze o tej porze, gdy kuny normalnie śpią, w gnieździe rozlegało się głośne chrapanie.
Spojrzał na Babkę Kunę. Leżała sztywno wyciągnięta na katafalku, na który już na stałe przeniosła się ze swojego dawnego legowiska. Właśnie skończyła wciągać ze świstem powietrze i zastygła w bezdechu z otwartą
Sen był tak wyrazisty, że Kunkowi na samo jego wspomnienie ścierpła na grzbiecie skóra. Miał wrażenie, jakby to wszystko działo się naprawdę. Na przykład to, że spotkał w ogrodzie samiczkę, która wabiła się Kuneczka. Albo choćby to, że intruzi, którzy opanowali ich gniazdo, zastawili na niego morderczą pułapkę na szczury.
- Jak to dobrze, że to był tylko sen - wzdrygnął się i odetchnął z ulgą.
Dzwonienie w uszach powoli ustępowało i zaczynał nawet coś niecoś słyszeć. W międzyczasie zrobiło się już jasno i jak zawsze o tej porze, gdy kuny normalnie śpią, w gnieździe rozlegało się głośne chrapanie.
Spojrzał na Babkę Kunę. Leżała sztywno wyciągnięta na katafalku, na który już na stałe przeniosła się ze swojego dawnego legowiska. Właśnie skończyła wciągać ze świstem powietrze i zastygła w bezdechu z otwartą
262
paszczą.
Obok niej, na wymoszczonym szmatami barłogu, podrygiwał i przewracał się z boku na bok Kun. Ciamkał przy tym głośno i mlaskał przez sen.
- Jak smacznie sobie śpi. Pewnie śni mu się jakiś deserek. I to na pewno, któryś z moich deserków! A żeby się tak udławił - zgrzytnął zawistnie zębami Kunek.
Jednak Kun, jak na złość, nie tylko, że się nie udławił, to jeszcze oblizał smakowicie wargi mięsistym jęzorem, jakby zlizywał z nich pyszne żółtko kurzego jaja.
- A ja oczywiście znów miałem same koszmary. Brrr! - wzdrygnął się Kunek - Jak to dobrze, że to był tylko sen.
Aby jak najszybciej otrząsnąć się do końca ze złego snu, postanowił dobrze się zabawić.
- Ale na początek upoluję sobie pyszne pierzaste śniadanko. A potem wybiorę się na kolejną wyprawę po gnieździe. Może uda mi się odkryć jakieś nowe, tajne zakamarki?
Już na samą myśl o zabawie, pysk Kunka rozciągnął się od ucha do ucha w radosnym
Obok niej, na wymoszczonym szmatami barłogu, podrygiwał i przewracał się z boku na bok Kun. Ciamkał przy tym głośno i mlaskał przez sen.
- Jak smacznie sobie śpi. Pewnie śni mu się jakiś deserek. I to na pewno, któryś z moich deserków! A żeby się tak udławił - zgrzytnął zawistnie zębami Kunek.
Jednak Kun, jak na złość, nie tylko, że się nie udławił, to jeszcze oblizał smakowicie wargi mięsistym jęzorem, jakby zlizywał z nich pyszne żółtko kurzego jaja.
- A ja oczywiście znów miałem same koszmary. Brrr! - wzdrygnął się Kunek - Jak to dobrze, że to był tylko sen.
Aby jak najszybciej otrząsnąć się do końca ze złego snu, postanowił dobrze się zabawić.
- Ale na początek upoluję sobie pyszne pierzaste śniadanko. A potem wybiorę się na kolejną wyprawę po gnieździe. Może uda mi się odkryć jakieś nowe, tajne zakamarki?
Już na samą myśl o zabawie, pysk Kunka rozciągnął się od ucha do ucha w radosnym
263
grymasie. Jednak, mimo tych zachęcających planów, wciąż nie mógł się pozbyć jakiegoś wewnętrznego niepokoju. Cały czas wydawało mu się, że coś jest nie tak. Był pewny, że działo się tu coś dziwnego, ale kiedy się nad tym zastanawiał, zupełnie nie wiedział, co...
Z ociąganiem podźwignął się na łapy. Przeciągnął się, po czym wolno ruszył przed siebie. Cały czas był jednak spięty i szedł na sztywnych łapach. Kiedy znalazł się na środku strychu, rozejrzał się jeszcze raz podejrzliwie. Coś przykuło jego wzrok i nagle poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła i nie może złapać oddechu.
- Klapa! - zacharczał gardłowym głosem - Klapa na strych... Jest otwarta!
W pierwszej chwili miał naturalny odruch, by dać nogę. Wrodzona ciekawość wzięła jednak górę. Zamiast uciec i zaszyć się w najciemniejszym kącie strychu, zaczął ostrożnie podkradać się do klapy. Doczołgał się pod sam otwór, wychylił się i spojrzał w dół. Od razu rzuciła mu się w ślepia wielka góra
Z ociąganiem podźwignął się na łapy. Przeciągnął się, po czym wolno ruszył przed siebie. Cały czas był jednak spięty i szedł na sztywnych łapach. Kiedy znalazł się na środku strychu, rozejrzał się jeszcze raz podejrzliwie. Coś przykuło jego wzrok i nagle poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła i nie może złapać oddechu.
- Klapa! - zacharczał gardłowym głosem - Klapa na strych... Jest otwarta!
W pierwszej chwili miał naturalny odruch, by dać nogę. Wrodzona ciekawość wzięła jednak górę. Zamiast uciec i zaszyć się w najciemniejszym kącie strychu, zaczął ostrożnie podkradać się do klapy. Doczołgał się pod sam otwór, wychylił się i spojrzał w dół. Od razu rzuciła mu się w ślepia wielka góra
264
najróżniejszych szpejów, które musiały zwalić się ze strychu i teraz leżały w nieładzie u stóp schodów.
- Zupełnie jak w moim śnie - uświadomił sobie i przez grzbiet przeleciał mu lodowaty dreszcz - A może ja się jeszcze nie obudziłem? A w ogóle... - zamyślił się - to właściwie, co to znaczy śnić? Skąd wiadomo, że coś jest snem, a coś innego nie? I jak długo może trwać taki sen? Bo może - spojrzał mimowolnie na swój ogon - tamten pożar też był tylko złym snem? A jeśli tak, to w takim razie, jak długo ja już śpię? I czy można we śnie śnić, że się śni? Tylko, co wtedy jest snem, a co nie?
Od roztrząsania tych kwestii, aż mu się zakręciło w ogonie. Postanowił jak najszybciej odetchnąć świeżym powietrzem i otrząsnąć się z tego sennego koszmaru.
- Właśnie! Zbiegnę do ogrodu. Parę głębokich wdechów od razu mnie obudzi - pomyślał - A wtedy sobie coś smacznego upoluję i to już na pewno postawi mnie na łapy.
Nie zwlekając, ruszył przed siebie.
- Zupełnie jak w moim śnie - uświadomił sobie i przez grzbiet przeleciał mu lodowaty dreszcz - A może ja się jeszcze nie obudziłem? A w ogóle... - zamyślił się - to właściwie, co to znaczy śnić? Skąd wiadomo, że coś jest snem, a coś innego nie? I jak długo może trwać taki sen? Bo może - spojrzał mimowolnie na swój ogon - tamten pożar też był tylko złym snem? A jeśli tak, to w takim razie, jak długo ja już śpię? I czy można we śnie śnić, że się śni? Tylko, co wtedy jest snem, a co nie?
Od roztrząsania tych kwestii, aż mu się zakręciło w ogonie. Postanowił jak najszybciej odetchnąć świeżym powietrzem i otrząsnąć się z tego sennego koszmaru.
- Właśnie! Zbiegnę do ogrodu. Parę głębokich wdechów od razu mnie obudzi - pomyślał - A wtedy sobie coś smacznego upoluję i to już na pewno postawi mnie na łapy.
Nie zwlekając, ruszył przed siebie.
265
Wydawałoby się, że mógłby po prostu zejść schodami. Ale on wolał trzymać się z dala od podejrzanej klapy.
Przecież był pewny, że to, iż jest ona otwarta, było częścią jego snu, z którego chciał się właśnie wybudzić.
- Gdybym w nią wszedł - pomyślał - zagłębiłbym się jeszcze głębiej w ten sen i już bym się z niego wcale nie obudził?
Na wszelki wypadek wybrał więc zwykłą drogę, przez dziurę obok strychowego okienka. Przecisnął się przez nią na drugą stronę, to znaczy na dach. Następnie wykonał kilka skoków w dół po pniu bzu i już był na trawie. Teraz wystarczyło kilka głębokich wdechów i podskoków, by poczuć jak opuszczają go ostatnie strzępki złego snu.
- No! - odetchnął na koniec głośno i swobodnie - O to chodziło. A teraz jakaś przekąseczka.
Nastawił uszu w nadziei, że teraz już bez problemu namierzy furkot ptasich skrzydeł albo jakieś odgłosy wydawane przez ptaki dziobami, czyli trele i inne ćwierkania. Mimo jednak, iż był już dzień, wokół panowała niezmącona cisza.
Przecież był pewny, że to, iż jest ona otwarta, było częścią jego snu, z którego chciał się właśnie wybudzić.
- Gdybym w nią wszedł - pomyślał - zagłębiłbym się jeszcze głębiej w ten sen i już bym się z niego wcale nie obudził?
Na wszelki wypadek wybrał więc zwykłą drogę, przez dziurę obok strychowego okienka. Przecisnął się przez nią na drugą stronę, to znaczy na dach. Następnie wykonał kilka skoków w dół po pniu bzu i już był na trawie. Teraz wystarczyło kilka głębokich wdechów i podskoków, by poczuć jak opuszczają go ostatnie strzępki złego snu.
- No! - odetchnął na koniec głośno i swobodnie - O to chodziło. A teraz jakaś przekąseczka.
Nastawił uszu w nadziei, że teraz już bez problemu namierzy furkot ptasich skrzydeł albo jakieś odgłosy wydawane przez ptaki dziobami, czyli trele i inne ćwierkania. Mimo jednak, iż był już dzień, wokół panowała niezmącona cisza.
266
Dokładnie ta sama, która tak już go zaniepokoiła, kiedy jeszcze był na strychu.
Zadarł pysk i zaczął się przyglądać gałęziom drzew. Mimo jednak, że wślepiał się bardzo uważnie, nie zauważył ani pół ptaka. Ulotniły się gdzieś nawet wszędobylskie wrony i nachalne sroki, których zawsze pełno. Wtedy coś go tknęło.
- Dziwne - pomyślał z niepokojem - Jakby coś je wszystkie nagle wypłoszyło.
W gardle od razu zrobiło mu się sucho, jak na pustyni. Lęk, który odczuwał wcześniej, powrócił i to ze zdwojoną mocą. Naraz usłyszał za sobą jakiś szelest. Odwrócił się szybko i kątem ślepia zauważył jakiś ruch w krzewach agrestu. Po chwili też coś brązowego błysnęło wyraźnie pomiędzy liśćmi.
- Wiewiórka - ucieszył się - Dobra nasza, nie jest źle.
Co prawda, miał ochotę na coś lżejszego, to znaczy pierzastego, czyli na jakiegoś delikatnego ptaszka, ale...
- Ale, czy to, że te niewdzięczne ptaszyska gdzieś wywiało - zapytał sam siebie - ma
Zadarł pysk i zaczął się przyglądać gałęziom drzew. Mimo jednak, że wślepiał się bardzo uważnie, nie zauważył ani pół ptaka. Ulotniły się gdzieś nawet wszędobylskie wrony i nachalne sroki, których zawsze pełno. Wtedy coś go tknęło.
- Dziwne - pomyślał z niepokojem - Jakby coś je wszystkie nagle wypłoszyło.
W gardle od razu zrobiło mu się sucho, jak na pustyni. Lęk, który odczuwał wcześniej, powrócił i to ze zdwojoną mocą. Naraz usłyszał za sobą jakiś szelest. Odwrócił się szybko i kątem ślepia zauważył jakiś ruch w krzewach agrestu. Po chwili też coś brązowego błysnęło wyraźnie pomiędzy liśćmi.
- Wiewiórka - ucieszył się - Dobra nasza, nie jest źle.
Co prawda, miał ochotę na coś lżejszego, to znaczy pierzastego, czyli na jakiegoś delikatnego ptaszka, ale...
- Ale, czy to, że te niewdzięczne ptaszyska gdzieś wywiało - zapytał sam siebie - ma
267
oznaczać, że muszę chodzić głodny?
Odpowiedź oczywiście mogła być tylko jedna:
- Zdecydowanie nie!
Postanowił zaatakować jak najszybciej, zanim dostrzeżona właśnie przez niego ofiara zauważy go lub wyczuje i czmychnie. Przyczaił się więc i czekał na znak. Kiedy tylko brązowy błysk się powtórzył, Kunek wybił się z całych sił i z wyciągniętymi przed siebie łapami, poszybował jak strzała w kierunku krzaków. Pochwycił swoją ofiarę w ostre pazury i potoczył się z nią po trawie, aż pod samą siatkę ogrodzenia. Już miał wgryźć się wiewiórce w gardło, kiedy tuż przed jego nosem rozległ się wściekły pisk:
- Złaź ze mnie!
Kunek zesztywniał i wybałuszył ze zdziwienia ślepia. W jednej chwili rozpoznał ten głosik.
- Tttoo ttty?! - wyjąkał.
Zamiast wiewiórki trzymał w objęciach Kuneczkę, samiczkę ze swojego koszmarnego snu! Przerażony zerwał się na równe łapy i odskoczył jak oparzony.
- Ja jeszcze śpię! Świeże powietrze nic nie
Odpowiedź oczywiście mogła być tylko jedna:
- Zdecydowanie nie!
Postanowił zaatakować jak najszybciej, zanim dostrzeżona właśnie przez niego ofiara zauważy go lub wyczuje i czmychnie. Przyczaił się więc i czekał na znak. Kiedy tylko brązowy błysk się powtórzył, Kunek wybił się z całych sił i z wyciągniętymi przed siebie łapami, poszybował jak strzała w kierunku krzaków. Pochwycił swoją ofiarę w ostre pazury i potoczył się z nią po trawie, aż pod samą siatkę ogrodzenia. Już miał wgryźć się wiewiórce w gardło, kiedy tuż przed jego nosem rozległ się wściekły pisk:
- Złaź ze mnie!
Kunek zesztywniał i wybałuszył ze zdziwienia ślepia. W jednej chwili rozpoznał ten głosik.
- Tttoo ttty?! - wyjąkał.
Zamiast wiewiórki trzymał w objęciach Kuneczkę, samiczkę ze swojego koszmarnego snu! Przerażony zerwał się na równe łapy i odskoczył jak oparzony.
- Ja jeszcze śpię! Świeże powietrze nic nie
268
pomogło... Gimnastyka też nic nie dała. Wcale się nie obudziłem...-mamrotał pod nosem.
Cofał się przy tym w panice i wodził wokół błędnym wzrokiem.
- A jeśli już nigdy się nie obudzę i na zawsze pozostanę uwięziony w tym swoim koszmarnym śnie? A kysz! Sio koszmarze! - wykrzyknął do Kuneczki, która akurat dziwnie wygięła ciało, by otrzepać futerko z ziemi, trawy i liści.
- Co?! Koszmarze?!
Kuneczkę zamurowało.
- Sam jesteś koszmarny! I w ogóle... - wyjąkała - Ttto nie ja, tylko to ty się na mnie rzuciłeś! Cała teraz jestem wypaprana i obolała.
Na dźwięk ostatniego słowa, Kunek doznał nagłego olśnienia. Był pewien, że właśnie odkrył najprostszy i najpewniejszy sposób na to, by się obudzić. I to w trybie natychmiastowym.
- Ukłuj mnie, ukłuj - zaczął powtarzać jak w gorączce, zbliżając się krok po kroku do Kuneczki - Wbij mi pazury w futro. Ale tak głęboko! Do bólu!
- Co?
Cofał się przy tym w panice i wodził wokół błędnym wzrokiem.
- A jeśli już nigdy się nie obudzę i na zawsze pozostanę uwięziony w tym swoim koszmarnym śnie? A kysz! Sio koszmarze! - wykrzyknął do Kuneczki, która akurat dziwnie wygięła ciało, by otrzepać futerko z ziemi, trawy i liści.
- Co?! Koszmarze?!
Kuneczkę zamurowało.
- Sam jesteś koszmarny! I w ogóle... - wyjąkała - Ttto nie ja, tylko to ty się na mnie rzuciłeś! Cała teraz jestem wypaprana i obolała.
Na dźwięk ostatniego słowa, Kunek doznał nagłego olśnienia. Był pewien, że właśnie odkrył najprostszy i najpewniejszy sposób na to, by się obudzić. I to w trybie natychmiastowym.
- Ukłuj mnie, ukłuj - zaczął powtarzać jak w gorączce, zbliżając się krok po kroku do Kuneczki - Wbij mi pazury w futro. Ale tak głęboko! Do bólu!
- Co?
269
Kuneczka wywaliła na Kunka gały i zaczęła się z lękiem wycofywać. Kiedy poczuła za grzbietem ścianę krzaków, krzyknęła:
- Nie zbliżaj się... Bo... bo zawołam Kuna!
Kunek zatrzymał się. Uprzytomnił sobie, że przecież, kto jak kto, ale Kuneczka na pewno nie zechce pomóc mu się obudzić.
- No bo, jaki miałaby mieć w tym interes? - pomyślał - Przecież gdy ja się obudzę, ona przestanie istnieć. Zniknie, rozpłynie się w powietrzu równocześnie z końcem mojego snu. Tak, mogę liczyć tylko na siebie!
Skręcił ciało, rozwarł szczęki i z całych sił, jakby atakował prawdziwą wiewiórkę, ugryzł się w koniec swojego ogona. Sposób okazał się na tyle skuteczny, że z bólu momentalnie pociemniało mu w ślepiach. I to tak, że od razu przestał cokolwiek widzieć, w tym także i Kuneczkę, koszmar ze swojego snu. To mogłoby świadczyć o tym, że odniósł sukces i udało mu się samemu siebie obudzić. Niestety, to było tylko złudzenie, gdyż wcale nie przestał jej słyszeć:
- Nie zbliżaj się... Bo... bo zawołam Kuna!
Kunek zatrzymał się. Uprzytomnił sobie, że przecież, kto jak kto, ale Kuneczka na pewno nie zechce pomóc mu się obudzić.
- No bo, jaki miałaby mieć w tym interes? - pomyślał - Przecież gdy ja się obudzę, ona przestanie istnieć. Zniknie, rozpłynie się w powietrzu równocześnie z końcem mojego snu. Tak, mogę liczyć tylko na siebie!
Skręcił ciało, rozwarł szczęki i z całych sił, jakby atakował prawdziwą wiewiórkę, ugryzł się w koniec swojego ogona. Sposób okazał się na tyle skuteczny, że z bólu momentalnie pociemniało mu w ślepiach. I to tak, że od razu przestał cokolwiek widzieć, w tym także i Kuneczkę, koszmar ze swojego snu. To mogłoby świadczyć o tym, że odniósł sukces i udało mu się samemu siebie obudzić. Niestety, to było tylko złudzenie, gdyż wcale nie przestał jej słyszeć:
270
- Ta papuga miała rację - całkiem wyraźnie dotarł do jego uszu jej świdrujący pisk - Ty naprawdę jesteś jakimś... zboczeńcem!
Kunka zaczęły nachodzić wątpliwości.
- O rany! - jęknął Kunek każdą komórką swego kuniego ciała, kiedy ból w ogonie przeszedł mu już na tyle, iż powróciła mu jako taka jasność myślenia - Czyżby ta Kuneczka, co tu stoi przede mną, była... jednak prawdziwa?! I to nie był wcale sen, tylko to wszystko wydziało się naprawdę? Inwazja intruzów. Wyjazd rodziców. Spotkanie z Kuneczką. Wreszcie śmierć w pułapce na szczury. Śmierć? Śmierć! - wrzasnął Kunek, kiedy dotarł do niego prawdziwy sens ostatnich słów - Ja już nie żyję! Zginąłem w pułapce jak szczur!
Kunek podskoczył raptownie, a potem zaczął spazmatycznie podrygiwać. Zachowywał się tak, jakby nagle oblazł go batalion pcheł i w jednej chwili wszystkie te insekty postanowiły zatopić w jego ciele swoje szczęki i wychłeptać mu z żył całą krew. Przynajmniej tak mu się wydawało, że tak mógłby się wtedy zachowywać,
Kunka zaczęły nachodzić wątpliwości.
- O rany! - jęknął Kunek każdą komórką swego kuniego ciała, kiedy ból w ogonie przeszedł mu już na tyle, iż powróciła mu jako taka jasność myślenia - Czyżby ta Kuneczka, co tu stoi przede mną, była... jednak prawdziwa?! I to nie był wcale sen, tylko to wszystko wydziało się naprawdę? Inwazja intruzów. Wyjazd rodziców. Spotkanie z Kuneczką. Wreszcie śmierć w pułapce na szczury. Śmierć? Śmierć! - wrzasnął Kunek, kiedy dotarł do niego prawdziwy sens ostatnich słów - Ja już nie żyję! Zginąłem w pułapce jak szczur!
Kunek podskoczył raptownie, a potem zaczął spazmatycznie podrygiwać. Zachowywał się tak, jakby nagle oblazł go batalion pcheł i w jednej chwili wszystkie te insekty postanowiły zatopić w jego ciele swoje szczęki i wychłeptać mu z żył całą krew. Przynajmniej tak mu się wydawało, że tak mógłby się wtedy zachowywać,
271
bo przecież w życiu nie miał jeszcze żadnej pchły.
Dla Kuneczki, jego konwulsje wyglądały tak, jakby usiłował strząsnąć z siebie coś strasznego. Coś, co siedziało mu na karku, czego ona jednak, choć wpatrywała się w niego usilnie, nie mogła dostrzec. Już zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście nie powinna pobiec po pomoc do Kuna, kiedy Kunek znieruchomiał.
- Chwilunia, chwilunia... - pisnął - Babka Kuna, jak się budzi, to zawsze powtarza, że jak ją wszystko boli, to znaczy, że jeszcze żyje... A mnie przecież boli... - ucieszył się - Boli! Booooliiiiii! - wykrzykiwał uradowany.
Nie zwlekając, wepchał sobie do pyska prawie cały ogon, omal się nie udławił. Z całych sił zacisnął na nim szczęki i od razu zobaczył gwiazdy. Zabłysły i zaraz zgasły z sykiem, zalane fontannami łez. Tylko, że tym razem były to łzy szczęścia.
Tak, Kunek był w tej chwili najszczęśliwszą kuną na świecie. Przecież, skoro tak go bolało, to znaczyło, że on był całkowicie żywy. Nie zginął w żadnej pułapce na szczury. Kuneczka,
Dla Kuneczki, jego konwulsje wyglądały tak, jakby usiłował strząsnąć z siebie coś strasznego. Coś, co siedziało mu na karku, czego ona jednak, choć wpatrywała się w niego usilnie, nie mogła dostrzec. Już zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście nie powinna pobiec po pomoc do Kuna, kiedy Kunek znieruchomiał.
- Chwilunia, chwilunia... - pisnął - Babka Kuna, jak się budzi, to zawsze powtarza, że jak ją wszystko boli, to znaczy, że jeszcze żyje... A mnie przecież boli... - ucieszył się - Boli! Booooliiiiii! - wykrzykiwał uradowany.
Nie zwlekając, wepchał sobie do pyska prawie cały ogon, omal się nie udławił. Z całych sił zacisnął na nim szczęki i od razu zobaczył gwiazdy. Zabłysły i zaraz zgasły z sykiem, zalane fontannami łez. Tylko, że tym razem były to łzy szczęścia.
Tak, Kunek był w tej chwili najszczęśliwszą kuną na świecie. Przecież, skoro tak go bolało, to znaczyło, że on był całkowicie żywy. Nie zginął w żadnej pułapce na szczury. Kuneczka,
272
intruzi i te wszystkie inne rzeczy, przydarzyły mu się naprawdę. Ale śmierć w pułapce na szczury była tylko snem. I to najstraszniejszym koszmarem, z którego na szczęście właśnie się obudził.
- Pra... wdziwy zbocze... niec - wydukała Kuneczka.
Przez cały ten czas wpatrywała się w podrygi Kunka szeroko rozszerzonymi ślepiami. Kiedy zobaczyła, jak usiłował odgryźć sobie ogon, omal nie zemdlała. A gdy już wyszła z pierwszego szoku i mogła wydać z siebie jakikolwiek głos, pisnęła:
- Ttty nie jesteś żaden mizokunista... Ty jesteś... masokunista!
- Nic nie rozumiesz - odpisnął Kunek trochę do niej, a trochę do samego siebie.
Właśnie wszystko sobie przypomniał.
- Wcale nie zginąłem w pułapce! Nie zostałem upolowany... Przeciwnie, przecież to ja wpadłem na pomysł, jak upolować intruza. O rany! - wykrzyknął nerwowo - Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno!
- Pra... wdziwy zbocze... niec - wydukała Kuneczka.
Przez cały ten czas wpatrywała się w podrygi Kunka szeroko rozszerzonymi ślepiami. Kiedy zobaczyła, jak usiłował odgryźć sobie ogon, omal nie zemdlała. A gdy już wyszła z pierwszego szoku i mogła wydać z siebie jakikolwiek głos, pisnęła:
- Ttty nie jesteś żaden mizokunista... Ty jesteś... masokunista!
- Nic nie rozumiesz - odpisnął Kunek trochę do niej, a trochę do samego siebie.
Właśnie wszystko sobie przypomniał.
- Wcale nie zginąłem w pułapce! Nie zostałem upolowany... Przeciwnie, przecież to ja wpadłem na pomysł, jak upolować intruza. O rany! - wykrzyknął nerwowo - Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno!
273
- Na co nie jest za późno? - zaniepokoiła się jeszcze bardziej Kuneczka.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Po Kunku nie było już śladu, jeśli nie liczyć oczywiście drgających nerwowo gałązek agrestu, które potrącił, kiedy odwrócił się na pięcie i puścił jak szalony w kierunku domu.
Kunek pędził jak wiatr. Już po chwili dotarł do miejsca, gdzie pod ścianą leżały złożone jedne na drugich długie, nieheblowane deski. Sterta była dość wysoka i sięgała aż pod samo okno. Kunek sprawnie wskakiwał na coraz to wyżej leżące deski i szybko znalazł się na samym ich szczycie. Stąd, już tylko krok dzielił go od okiennego parapetu. Nie zdążył się tam jeszcze dobrze usadowić, kiedy dołączyła do niego zasapana Kuneczka.
- A ty co? - prychnął nieprzyjaźnie - Znowu na przeszpiegi? Zresztą, to nawet dobrze się składa. Będziesz świadkiem. Tylko nie wychylaj się za bardzo, bo znowu wszystko zepsujesz.
Kuneczka nie mogła pohamować ciekawości. Ostrożnie wysunęła pyszczek i zajrzała do środka.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Po Kunku nie było już śladu, jeśli nie liczyć oczywiście drgających nerwowo gałązek agrestu, które potrącił, kiedy odwrócił się na pięcie i puścił jak szalony w kierunku domu.
Kunek pędził jak wiatr. Już po chwili dotarł do miejsca, gdzie pod ścianą leżały złożone jedne na drugich długie, nieheblowane deski. Sterta była dość wysoka i sięgała aż pod samo okno. Kunek sprawnie wskakiwał na coraz to wyżej leżące deski i szybko znalazł się na samym ich szczycie. Stąd, już tylko krok dzielił go od okiennego parapetu. Nie zdążył się tam jeszcze dobrze usadowić, kiedy dołączyła do niego zasapana Kuneczka.
- A ty co? - prychnął nieprzyjaźnie - Znowu na przeszpiegi? Zresztą, to nawet dobrze się składa. Będziesz świadkiem. Tylko nie wychylaj się za bardzo, bo znowu wszystko zepsujesz.
Kuneczka nie mogła pohamować ciekawości. Ostrożnie wysunęła pyszczek i zajrzała do środka.
274
Zobaczyła kwiaty, tacę z indykiem i czyste talerze. Zorientowała się, że okno, przez które patrzyła, znajdowało się w pobliżu stołu. Ale, choć stół wyglądał tak samo jak wczoraj, w dzień nie odczuwało się już wokół niego takiej samej uroczystej atmosfery.
Przy stole siedziała już Gniada z córką, czyli Czerwonym Kapturkiem. Wąsal stał na środku pomieszczenia w kapciach i pidżamie i z wyraźnie zaskoczoną miną przyglądał się pustej pułapce na szczury.
- A ty tato, nie widziałeś mojego szczura? - dotarło do kun przez uchylone okno pytanie Czerwonego Kapturka.
- A ty nie widziałaś mojego? - odpowiedział pytaniem na pytanie córki Wąsal.
Był całkowicie zaabsorbowany oglądaniem pułapki.
- Przynajmniej przy śniadaniu nie wymawiajcie nazwy tych potwornych gryzoni! - jęknęła Gniada.
Wąsal jednak zdawał się jej nie słuchać. Odwracał na wszystkie strony pułapkę i kręcąc z niedowierzaniem głową,
Przy stole siedziała już Gniada z córką, czyli Czerwonym Kapturkiem. Wąsal stał na środku pomieszczenia w kapciach i pidżamie i z wyraźnie zaskoczoną miną przyglądał się pustej pułapce na szczury.
- A ty tato, nie widziałeś mojego szczura? - dotarło do kun przez uchylone okno pytanie Czerwonego Kapturka.
- A ty nie widziałaś mojego? - odpowiedział pytaniem na pytanie córki Wąsal.
Był całkowicie zaabsorbowany oglądaniem pułapki.
- Przynajmniej przy śniadaniu nie wymawiajcie nazwy tych potwornych gryzoni! - jęknęła Gniada.
Wąsal jednak zdawał się jej nie słuchać. Odwracał na wszystkie strony pułapkę i kręcąc z niedowierzaniem głową,
275
mruczał pod nosem:
- Co jest?! Ani szczura, ani mięsa, ani szczura, ani mięsa...
Kiedy obejrzał już dokładnie pułapkę, i upewnił się, że na niej nic na pewno nie znajdzie, zaczął się rozglądać po podłodze. Podniósł leżące w pobliżu pudło i zajrzał pod spód. Ściągnął nawet pantofle ze stóp, jakby spodziewał się, że właśnie jakimś trafem może tam coś będzie, na przykład upolowany szczur. Kiedy i tam nic nie znalazł, odrzucił ze złością puste urządzenie i na bosaka przemaszerował przez pokój do drugiej pułapki.
Tam zdziwił się jeszcze bardziej. Miejsce, gdzie wczoraj wieczorem zastawił drugi potrzask było całkiem puste. Nie tylko nie było śladu po jakimkolwiek szczurze czy mięsie, ale nawet po samej pułapce.
Wąsal pochylił się i całkowicie już skołowany wodził bezradnie oczami po podłodze. Po dłuższej chwili poskrobał się skonfundowany po łysinie, skulił w sobie i zrezygnowanym krokiem poczłapał w kierunku stołu. Wyglądało to tak, jakby w jednej chwili postarzał się o kilka
- Co jest?! Ani szczura, ani mięsa, ani szczura, ani mięsa...
Kiedy obejrzał już dokładnie pułapkę, i upewnił się, że na niej nic na pewno nie znajdzie, zaczął się rozglądać po podłodze. Podniósł leżące w pobliżu pudło i zajrzał pod spód. Ściągnął nawet pantofle ze stóp, jakby spodziewał się, że właśnie jakimś trafem może tam coś będzie, na przykład upolowany szczur. Kiedy i tam nic nie znalazł, odrzucił ze złością puste urządzenie i na bosaka przemaszerował przez pokój do drugiej pułapki.
Tam zdziwił się jeszcze bardziej. Miejsce, gdzie wczoraj wieczorem zastawił drugi potrzask było całkiem puste. Nie tylko nie było śladu po jakimkolwiek szczurze czy mięsie, ale nawet po samej pułapce.
Wąsal pochylił się i całkowicie już skołowany wodził bezradnie oczami po podłodze. Po dłuższej chwili poskrobał się skonfundowany po łysinie, skulił w sobie i zrezygnowanym krokiem poczłapał w kierunku stołu. Wyglądało to tak, jakby w jednej chwili postarzał się o kilka
276
dobrych lat.
Kunek śledził uważnie poczynania Wąsala. Kiedy ten ruszył w ich stronę, skulił się i pociągnął za sobą w dół Kuneczkę. Bał się, że mogliby zostać przedwcześnie odkryci.
- Teraz uważaj - szepnął do Kuneczki.
- Ale, na co?
- Zobaczysz - Kunek uśmiechnął się tajemniczo, a wąsiki zadrgały mu z podniecenia.
- A jak nie zauważę? - żachnęła się Kuneczka, zezując na Kunka.
- Na pewno zauważysz - zapewnił ją Kunek - tylko patrz uważnie.
Kuny powróciły do obserwowania Wąsala. Właśnie zajął miejsce za stołem i najspokojniej w świecie wyciągnął rękę, by nałożyć sobie na talerz jedzenie. Zaczął od sałaty ze śmietaną. Zrobił to jednak tak nieudolnie, że przechylił talerz i wszystko znalazło się na ciemnym obrusie.
- To już to? To miało być to? - zapytała wyraźnie rozczarowana Kuneczka.
Robienie bałaganu nie było dla niej niczym
Kunek śledził uważnie poczynania Wąsala. Kiedy ten ruszył w ich stronę, skulił się i pociągnął za sobą w dół Kuneczkę. Bał się, że mogliby zostać przedwcześnie odkryci.
- Teraz uważaj - szepnął do Kuneczki.
- Ale, na co?
- Zobaczysz - Kunek uśmiechnął się tajemniczo, a wąsiki zadrgały mu z podniecenia.
- A jak nie zauważę? - żachnęła się Kuneczka, zezując na Kunka.
- Na pewno zauważysz - zapewnił ją Kunek - tylko patrz uważnie.
Kuny powróciły do obserwowania Wąsala. Właśnie zajął miejsce za stołem i najspokojniej w świecie wyciągnął rękę, by nałożyć sobie na talerz jedzenie. Zaczął od sałaty ze śmietaną. Zrobił to jednak tak nieudolnie, że przechylił talerz i wszystko znalazło się na ciemnym obrusie.
- To już to? To miało być to? - zapytała wyraźnie rozczarowana Kuneczka.
Robienie bałaganu nie było dla niej niczym
277
ekscytującym. Kunek jednak, zdawał się nie słyszeć jej pytania. Drżał na całym ciele, jak w gorączce i wślepiał się w Wąsala, jakby wciąż na coś czekał. Jednak czas mijał i nic się nie działo.
- Co jest... - wymruczał do siebie.
Był coraz bardziej zaniepokojony. Wąsal pozbierał jedzenie ze stołu i, jak gdyby nigdy nic, zaczął obżerać się pieczonym indykiem. Kunkowi pociekła z pyska ślinka. Zanim się zorientował, zapomniał o intruzie i jego wzrok powoli przeniósł się na leżące na stole pieczyste. I właśnie wtedy Wąsal poderwał się raptownie z miejsca.
- Jest! - krzyknął Kunek i mimowolnie wbił pazurki w futro Kuneczki - Widzisz?!
Kuneczka, i owszem, jeszcze przed chwilą wpatrywała się w intruzów, jak sobie tego życzył Kunek. Kiedy jednak przez dłuższą chwilę nic niezwykłego się nie działo, znudziła się, a zaraz potem, na widok obżerającego się indykiem Wąsala, poczuła głód. Zaczęła się więc przyglądać tłustej musze, która z brzękiem tłukła się o okno.
- Co jest... - wymruczał do siebie.
Był coraz bardziej zaniepokojony. Wąsal pozbierał jedzenie ze stołu i, jak gdyby nigdy nic, zaczął obżerać się pieczonym indykiem. Kunkowi pociekła z pyska ślinka. Zanim się zorientował, zapomniał o intruzie i jego wzrok powoli przeniósł się na leżące na stole pieczyste. I właśnie wtedy Wąsal poderwał się raptownie z miejsca.
- Jest! - krzyknął Kunek i mimowolnie wbił pazurki w futro Kuneczki - Widzisz?!
Kuneczka, i owszem, jeszcze przed chwilą wpatrywała się w intruzów, jak sobie tego życzył Kunek. Kiedy jednak przez dłuższą chwilę nic niezwykłego się nie działo, znudziła się, a zaraz potem, na widok obżerającego się indykiem Wąsala, poczuła głód. Zaczęła się więc przyglądać tłustej musze, która z brzękiem tłukła się o okno.
278
Postanowiła zasadzić się na owada. Kiedy ten przysiadł na szybie, wysunęła szyję do przodu i błyskawicznie zagarnęła go językiem do pyszczka. I właśnie wtedy poczuła, jak pazurki Kunka boleśnie wbijają jej się w skórę. Zakrztusiła się przełykaną muchą. Żeby się nie udusić, musiała ją, ku swojej rozpaczy, zwrócić naturze.
Oszołomiona mucha spadła na parapet. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i czym prędzej odleciała w siną dal.
- Pewnie teraz będzie opowiadać swoim koleżankom o nieporadnej kunie, która nie potrafi nawet pożreć zwykłej muchy i wszystkie będą mieć niezły ubaw na krowim placku - pomyślała Kuneczka ze złością, a do Kunka burknęła opryskliwie - Co niby mam widzieć?
Wślepiła się przez szybę, ale w środku nic szczególnego się nie działo. Tylko Wąsal, ze słowami „niech pies też ma coś z tej uroczystości”, podszedł do tarasowych drzwi i otworzył je na oścież.
- Maksiu, Maksiu! - zawołał w kierunku ogrodu,
Oszołomiona mucha spadła na parapet. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i czym prędzej odleciała w siną dal.
- Pewnie teraz będzie opowiadać swoim koleżankom o nieporadnej kunie, która nie potrafi nawet pożreć zwykłej muchy i wszystkie będą mieć niezły ubaw na krowim placku - pomyślała Kuneczka ze złością, a do Kunka burknęła opryskliwie - Co niby mam widzieć?
Wślepiła się przez szybę, ale w środku nic szczególnego się nie działo. Tylko Wąsal, ze słowami „niech pies też ma coś z tej uroczystości”, podszedł do tarasowych drzwi i otworzył je na oścież.
- Maksiu, Maksiu! - zawołał w kierunku ogrodu,
279
ale pies ani myślał się pofatygować.
- I to ma być pies stróżujący? - wykrzyknął podniesionym głosem Wąsal i od razu poczerwieniał na płaskim pysku - Darmozjad jeden... Nie, to nie!
Machnął ze złością ręką i wrócił do stołu.
- Co niby mam widzieć? - powtórzyła już trochę łagodniejszym tonem swoje pytanie Kuneczka - Że nie ma psa? To? Tak? - dopytywała się dociekliwie.
- Nie, nie to - Kunek potrząsnął łbem, zagryzając nerwowo wąsy - Dlaczego nic się nie dzieje? - wymamrotał do siebie pod nosem - Czyżby jednak to też mi się przyśniło?
- Co takiego? - Kuneczka spojrzała na Kunka z wyraźnym niepokojem.
- Że... upolowałem... To znaczy, że wymyśliłem sposób, jak upolować intruza... - wyrzucił z siebie w końcu Kunek i od razu dodał skrzywiony - Zresztą, nic już, nic... Coś mi się chyba wydawało...
- Zaraz, zaraz - już nie na żarty zaniepokoiła się Kuneczka - Czy ty coś znowu zmalowałeś?
- I to ma być pies stróżujący? - wykrzyknął podniesionym głosem Wąsal i od razu poczerwieniał na płaskim pysku - Darmozjad jeden... Nie, to nie!
Machnął ze złością ręką i wrócił do stołu.
- Co niby mam widzieć? - powtórzyła już trochę łagodniejszym tonem swoje pytanie Kuneczka - Że nie ma psa? To? Tak? - dopytywała się dociekliwie.
- Nie, nie to - Kunek potrząsnął łbem, zagryzając nerwowo wąsy - Dlaczego nic się nie dzieje? - wymamrotał do siebie pod nosem - Czyżby jednak to też mi się przyśniło?
- Co takiego? - Kuneczka spojrzała na Kunka z wyraźnym niepokojem.
- Że... upolowałem... To znaczy, że wymyśliłem sposób, jak upolować intruza... - wyrzucił z siebie w końcu Kunek i od razu dodał skrzywiony - Zresztą, nic już, nic... Coś mi się chyba wydawało...
- Zaraz, zaraz - już nie na żarty zaniepokoiła się Kuneczka - Czy ty coś znowu zmalowałeś?
280
Przyznaj się, co zrobiłeś? Kunek! - piszczała coraz głośniej.
Kunek już jej jednak nie słuchał. Zniechęcony, przestąpił parę razy z łapy na łapę. Pokręcił się nerwowo w miejscu. Po czym zeskoczył z parapetu na deski, a z desek na ziemię i zaczął się oddalać, zostawiając osłupiałą Kuneczkę samą pod oknem.
- Muszę się chyba przejść na dłuuugi spacer-pomrukiwał do siebie po drodze - Odetchnąć i coś przekąsić w końcu. A potem się przespać. Długo i głęboko. A jak się obudzę, to wszystko już na pewno będzie jak dawniej...
Dalsze jego słowa zagłuszył porażający ryk Wąsala. Natężenie dźwięku było tak duże, że kunom, choć były przecież oddzielone od ludzi ścianą domu i uchylonym oknem, omal nie popękały w uszach bębenki.
Kunek w mgnieniu ślepia znalazł się z powrotem przy szybie. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak twarz Wąsala wykrzywia się w okropnym grymasie bólu.
Intruz odskoczył gwałtownie od stołu
Kunek już jej jednak nie słuchał. Zniechęcony, przestąpił parę razy z łapy na łapę. Pokręcił się nerwowo w miejscu. Po czym zeskoczył z parapetu na deski, a z desek na ziemię i zaczął się oddalać, zostawiając osłupiałą Kuneczkę samą pod oknem.
- Muszę się chyba przejść na dłuuugi spacer-pomrukiwał do siebie po drodze - Odetchnąć i coś przekąsić w końcu. A potem się przespać. Długo i głęboko. A jak się obudzę, to wszystko już na pewno będzie jak dawniej...
Dalsze jego słowa zagłuszył porażający ryk Wąsala. Natężenie dźwięku było tak duże, że kunom, choć były przecież oddzielone od ludzi ścianą domu i uchylonym oknem, omal nie popękały w uszach bębenki.
Kunek w mgnieniu ślepia znalazł się z powrotem przy szybie. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak twarz Wąsala wykrzywia się w okropnym grymasie bólu.
Intruz odskoczył gwałtownie od stołu
281
i pociągnął za sobą obrus. Wszystkie naczynia i całe poustawiane na stole jedzenie i co tam jeszcze było, poleciało z hukiem na podłogę. Brzęk tłukącego się szkła zmieszał się z nieprzerwanym wrzaskiem Wąsala. Intruz miotał się po pomieszczeniu, podskakując komicznie na jednej nodze. Drugą miał podkurczoną i oburącz trzymał się za stopę.
Kuneczka wpatrywała się na wyczyny Wąsala z otwartym szeroko ze zdziwienia pyszczkiem. Była całkiem zdezorientowana. Dopiero po chwili dostrzegła to, czemu Kunek przyglądał się od samego początku. Na uniesionej stopie Wąsala dyndała metalowa pułapka na szczury.
Kuneczka w jednej chwili domyśliła się przebiegu wydarzeń. Kunek musiał podsunąć drugą, nierozbrojoną pułapkę pod stół. Pewnie ustawił ją dokładnie naprzeciw miejsca, gdzie stało krzesło Wąsala. Kiedy ten usiadł za stołem i zaczął ruszać nogą, za którymś razem wsadził w pułapkę stopę i złapał się, rzec można, we własne sidła.
Kuneczka wpatrywała się na wyczyny Wąsala z otwartym szeroko ze zdziwienia pyszczkiem. Była całkiem zdezorientowana. Dopiero po chwili dostrzegła to, czemu Kunek przyglądał się od samego początku. Na uniesionej stopie Wąsala dyndała metalowa pułapka na szczury.
Kuneczka w jednej chwili domyśliła się przebiegu wydarzeń. Kunek musiał podsunąć drugą, nierozbrojoną pułapkę pod stół. Pewnie ustawił ją dokładnie naprzeciw miejsca, gdzie stało krzesło Wąsala. Kiedy ten usiadł za stołem i zaczął ruszać nogą, za którymś razem wsadził w pułapkę stopę i złapał się, rzec można, we własne sidła.
282
- Mój paluch! - krzyczał Wąsal i podskakując pokazywał na krwawy kawałek mięsa, który zwisał z pułapki - Odcięło mi paluch!
Podniósł stopę wyżej i w tym momencie pośliznął się. Chcąc złapać równowagę, majtnął nogą z urządzeniem tak gwałtownie, że jego krwawy paluch odczepił się z haczyka i poszybował pod sufit.
Wszyscy zamarli. Z zapartym tchem śledzili trajektorię lotu krwawego ochłapu. Kiedy paluch już już miał opaść na podłogę, Wąsal rzucił się, by go pochwycić. Wyglądał jak wielka kuna polująca na ptaka.
I właśnie na ten moment do pomieszczenia wkroczył Maks. A właściwie, należałoby powiedzieć, że się wtoczył. Gdyż posuwając się powoli do przodu, ledwo był w stanie zachować pozycję pionową. Zataczał się na giętkich jak z waty łapach, jakby jeszcze spał. A przecież było już całkiem późno jak na psa, zwłaszcza psa stróżującego.
Po kilku niepewnych krokach zwierzak jeszcze mniej pewnie się zatrzymał. Powiódł po
Podniósł stopę wyżej i w tym momencie pośliznął się. Chcąc złapać równowagę, majtnął nogą z urządzeniem tak gwałtownie, że jego krwawy paluch odczepił się z haczyka i poszybował pod sufit.
Wszyscy zamarli. Z zapartym tchem śledzili trajektorię lotu krwawego ochłapu. Kiedy paluch już już miał opaść na podłogę, Wąsal rzucił się, by go pochwycić. Wyglądał jak wielka kuna polująca na ptaka.
I właśnie na ten moment do pomieszczenia wkroczył Maks. A właściwie, należałoby powiedzieć, że się wtoczył. Gdyż posuwając się powoli do przodu, ledwo był w stanie zachować pozycję pionową. Zataczał się na giętkich jak z waty łapach, jakby jeszcze spał. A przecież było już całkiem późno jak na psa, zwłaszcza psa stróżującego.
Po kilku niepewnych krokach zwierzak jeszcze mniej pewnie się zatrzymał. Powiódł po
283
pomieszczeniu wpółprzytomnym wzrokiem, po czym rozwarł pysk w szeroookim ziewnięciu...
Dokładnie w tej samej chwili, w ten szeroko rozwarty psi pysk, wpadł lewitujący paluch Wąsala. Pies, jak to zwykle się robi, na koniec ziewnięcia kłapnął szczęką i odruchowo przełknął ślinę. Dopiero wtedy zorientował się, że szczęśliwym trafem, razem ze śliną, do żołądka przedostał mu się jakiś smakowity kąsek. Gdyby się wcześniej zorientował, co ma w pysku, z pewnością pociamkałby sobie go dłużej. Ale i tak był szczęśliwy. Oblizał się ze smakiem i zamerdał ogonem w podzięce swojemu panu.
- On...On... - wystękał płaczliwym głosem wpatrzony w psa Wąsal - On pożarł mój paluch...
Wyciągnął w kierunku Maksa dłonie, jakby jeszcze miał nadzieję, że kiedy złapie psa za gardło i mocno ściśnie, zwierze zakrztusi się i zwróci dopiero co przełknięty kąsek. Jednak zanim zdołał dosięgnąć czworonoga, zachwiał się, a następnie osunął się bezwładnie na kolana i... zemdlał.
Dokładnie w tej samej chwili, w ten szeroko rozwarty psi pysk, wpadł lewitujący paluch Wąsala. Pies, jak to zwykle się robi, na koniec ziewnięcia kłapnął szczęką i odruchowo przełknął ślinę. Dopiero wtedy zorientował się, że szczęśliwym trafem, razem ze śliną, do żołądka przedostał mu się jakiś smakowity kąsek. Gdyby się wcześniej zorientował, co ma w pysku, z pewnością pociamkałby sobie go dłużej. Ale i tak był szczęśliwy. Oblizał się ze smakiem i zamerdał ogonem w podzięce swojemu panu.
- On...On... - wystękał płaczliwym głosem wpatrzony w psa Wąsal - On pożarł mój paluch...
Wyciągnął w kierunku Maksa dłonie, jakby jeszcze miał nadzieję, że kiedy złapie psa za gardło i mocno ściśnie, zwierze zakrztusi się i zwróci dopiero co przełknięty kąsek. Jednak zanim zdołał dosięgnąć czworonoga, zachwiał się, a następnie osunął się bezwładnie na kolana i... zemdlał.
284
Gniada, która dotąd w całkowitym odrętwieniu przyglądała się wszystkiemu, na widok mdlejącego męża doznała nagłego przypływu sił. Poderwała się i z krzykiem podbiegła do niego. Normalnie, nie mogła nawet patrzeć na krew. Teraz jednak, drżącymi z emocji rękami rozwarła zatrzaśniętą na stopie Wąsala pułapkę. Wtedy ze zdziwieniem spostrzegła, że mężowi wcale nie brakuje ani jednego palucha.
Dla pewności szybko przeliczyła mu wszystkie paluchy u stóp, a potem jeszcze, na wszelki wypadek, także palce u dłoni. Nie stwierdziła jednak żadnych braków, ani nawet ubytków. Dopiero wtedy domyśliła się, że to nie był wcale paluch, tylko kawałek surowego mięsa z pułapki. Otarła rękawem łzy, rozmazując sobie przy okazji podmalowane oczy i przystąpiła niezwłocznie do cucenia męża. Poklepywała go oburącz po twarzy i potrząsała nim, na przemian to za ręce, to za nogi.
- Franciszku, Franiu! Wstawaj - szlochała, okładając go tak mocno, że odgłosy plaskania słychać było aż za oknem - Obudź się!
Dla pewności szybko przeliczyła mu wszystkie paluchy u stóp, a potem jeszcze, na wszelki wypadek, także palce u dłoni. Nie stwierdziła jednak żadnych braków, ani nawet ubytków. Dopiero wtedy domyśliła się, że to nie był wcale paluch, tylko kawałek surowego mięsa z pułapki. Otarła rękawem łzy, rozmazując sobie przy okazji podmalowane oczy i przystąpiła niezwłocznie do cucenia męża. Poklepywała go oburącz po twarzy i potrząsała nim, na przemian to za ręce, to za nogi.
- Franciszku, Franiu! Wstawaj - szlochała, okładając go tak mocno, że odgłosy plaskania słychać było aż za oknem - Obudź się!
285
Wstawaj. I kto to mówił - westchnęła w końcu bezradnie - że życie na wsi jest takie spokojne...
Kunka rozpierała duma: właśnie upolował Wąsala! Spojrzał na Kuneczkę z tryumfalną miną, jednak ona najwyraźniej nie podzielała jego radości. Miała skulone uszy, zaciśnięte w ciup wargi, a wąsiki gładko położone po pyszczku. Patrzyła na niego groźnie spod ślepiów.
- Wiesz, co zrobiłeś najlepszego? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Jak to, co? - obruszył się Kunek.
Był zawiedziony, że Kuneczka nie docenia jego wyczynu.
- Przecież upolowałem swojego pierwszego w życiu intruza. Wiesz, nawet nie sądziłem, że pójdzie tak gładko.
- Gładko? - rzuciła się Kuneczka - Czy ty w ogóle wiesz, o czym mówisz? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Rozpętałeś z ludźmi wojnę! - wycedziła przez zaciśnięte zęby - Wojnę na zdech i życie... A właściwie, tylko na zdech. Na twój... wasz... nas wszystkich zdech!
- Ja rozpętałem? Ja? - żachnął się Kunek
Kunka rozpierała duma: właśnie upolował Wąsala! Spojrzał na Kuneczkę z tryumfalną miną, jednak ona najwyraźniej nie podzielała jego radości. Miała skulone uszy, zaciśnięte w ciup wargi, a wąsiki gładko położone po pyszczku. Patrzyła na niego groźnie spod ślepiów.
- Wiesz, co zrobiłeś najlepszego? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Jak to, co? - obruszył się Kunek.
Był zawiedziony, że Kuneczka nie docenia jego wyczynu.
- Przecież upolowałem swojego pierwszego w życiu intruza. Wiesz, nawet nie sądziłem, że pójdzie tak gładko.
- Gładko? - rzuciła się Kuneczka - Czy ty w ogóle wiesz, o czym mówisz? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Rozpętałeś z ludźmi wojnę! - wycedziła przez zaciśnięte zęby - Wojnę na zdech i życie... A właściwie, tylko na zdech. Na twój... wasz... nas wszystkich zdech!
- Ja rozpętałem? Ja? - żachnął się Kunek
286
- Może to ja sam nastawiłem na siebie tę pułapkę na szczury?
- Nie. Nie ty. Ale ty nafajdałeś wcześniej intruzom do talerzy. Od tego się wszystko zaczęło.
- Czy to moja wina, że intruzi nie potrafią czytać? I że nie kuniają najprostszej wiadomości czarno na białym? - wykrzyknął Kunek - Poza tym, wszystko zaczęło się od tego, że intruzi zajęli nasze gniazdo i... jak na razie, to jedyną zdechniętą tu istotą jest Wąsal. I to właśnie ja go upolowałem. A jeśli pozostali przy życiu intruzi nie wyniosą się stąd natychmiast, to szybciutko pójdą w jego ślady! Bo znalazłem sposób jak zdechnąć ludzi! - zakończył tryumfalnie.
Niestety, szybko tryumf Kunka okazał się przedwczesny. Jeszcze dobrze nie wybrzmiały jego ostatnie słowa, kiedy Wąsal jęknął. Po chwili poruszył ręką, a potem nogą. Wkrótce już nawet cały się poruszył. Nie minęła minuta, a już z pomocą Gniadej chwiejnie stanął na nogi.
- Zdechłeś Wąsala, tak? - parsknęła pogardliwie
- Nie. Nie ty. Ale ty nafajdałeś wcześniej intruzom do talerzy. Od tego się wszystko zaczęło.
- Czy to moja wina, że intruzi nie potrafią czytać? I że nie kuniają najprostszej wiadomości czarno na białym? - wykrzyknął Kunek - Poza tym, wszystko zaczęło się od tego, że intruzi zajęli nasze gniazdo i... jak na razie, to jedyną zdechniętą tu istotą jest Wąsal. I to właśnie ja go upolowałem. A jeśli pozostali przy życiu intruzi nie wyniosą się stąd natychmiast, to szybciutko pójdą w jego ślady! Bo znalazłem sposób jak zdechnąć ludzi! - zakończył tryumfalnie.
Niestety, szybko tryumf Kunka okazał się przedwczesny. Jeszcze dobrze nie wybrzmiały jego ostatnie słowa, kiedy Wąsal jęknął. Po chwili poruszył ręką, a potem nogą. Wkrótce już nawet cały się poruszył. Nie minęła minuta, a już z pomocą Gniadej chwiejnie stanął na nogi.
- Zdechłeś Wąsala, tak? - parsknęła pogardliwie
287
Kuneczka, po czym obwieściła złowieszczym głosem - Zobaczysz, dopiero teraz się przekonasz, co najlepszego narobiłeś!
288
Rozdział 9
STRASZNA TAJEMNICA KUN
289
Przesmyki, przejścia, korytarze jawne i tajne, po których Kunek hulał wcześniej do woli, wszystko to zostało zatrzaśnięte na dobre. Jedyną drogą, jaka pozostała, była droga przez komin. Ale ten szlak był przecież niedostępny dla Kuna. Prawda, że po przygodzie z pułapką na szczury, jego starszy braciszek trochę schudł. Jednak nie na tyle, by się przecisnąć przez wąską dziurę między cegłami. Ten fakt wywołał oczywiście u niego natychmiastowy atak furii:
- To wszystko, szczurku, przez ciebie - wściekał się na Kunka, po kolejnej, nieudanej próbie przeciśnięcia się przez wąski otwór - Zobaczysz, następnym razem sam wepchnę ci pysk do pułapki na szczury.
- Teraz, to sam jesteś jak szczur w pułapce! - odszczeknął mu się natychmiast Kunek.
- Przestańcie się w końcu kłócić - próbowała łagodzić napięcie między braćmi Kuneczka, ale od razu naraziła się na zgodne warknięcie obu braci pod swoim adresem:
- Nie wtrącaj się!
Sytuacja zrobiła się tym groźniejsza, że gniazda
- To wszystko, szczurku, przez ciebie - wściekał się na Kunka, po kolejnej, nieudanej próbie przeciśnięcia się przez wąski otwór - Zobaczysz, następnym razem sam wepchnę ci pysk do pułapki na szczury.
- Teraz, to sam jesteś jak szczur w pułapce! - odszczeknął mu się natychmiast Kunek.
- Przestańcie się w końcu kłócić - próbowała łagodzić napięcie między braćmi Kuneczka, ale od razu naraziła się na zgodne warknięcie obu braci pod swoim adresem:
- Nie wtrącaj się!
Sytuacja zrobiła się tym groźniejsza, że gniazda
290
nie można było ani opuścić, ani dostać się do niego z zewnątrz. Tak było w czasie dnia, a nierzadko i całymi wieczorami. Do tej pory służyła do tego celu trasa biegnąca po pniu bzu. Krzak ten rósł obok tarasu i sięgał dachu, przez co świetnie sprawdzał się jako arteria komunikacyjna na strych. Obecnie jednak, przez większość czasu, droga ta była nieczynna. A to za sprawą Gniadej. Nie wiedzieć czemu, umyśliła sobie przesiadywać całymi godzinami zaraz przy samej tarasie. To znaczy, Kunek nie wiedział, czemu ona tam tak przesiaduje. Gniada, to i owszem, wiedziała. A przynajmniej tak jej się zdawało. Szukała mianowicie pod bzami natchnienia. Popijała herbatkę za herbatką, ciężko przy tym wzdychając. Od czasu do czasu, ze słowami: „Mam, to jest to. To jest dobry temat”, zapisywała coś w zeszycie! Jednak, zanim jeszcze kończyła pisać, wyrywała częściowo zapisaną stronę, mięła ją i wyrzucała za siebie. I tak w kółko. Zapisywała, wyrywała i wyrzucała na trawę. A w przerwach kichała, albo z jękiem wzdrygała się nerwowo. Od czasu do czasu podskakiwała do góry.
291
Majtała przy tym rękami, jak wierzba gałęziami na porywistym wietrze.
- Jak ja mam stworzyć coś - wykrzykiwała wtedy do Wąsala - kiedy mi tu ciągle coś bzyka? I ciągle coś brzęczy i fruwa! Zrób z tym coś! Aaapsik!
- Ależ to „coś”, to przecież pszczółki, kochanie-spokojnym głosem odpowiadał Wąsal i wystawiał bladą twarz na promienie słońca - One sobie tylko fruwają i z kwiatuszków bzu zbierają pyłek na pyszny miodek.
- Wiesz, że mam alergię na „miodek” i po „miodku” dostaję wysypki! - przedrzeźniała Wąsala Gniada.
Już chciał jej na to odpowiedzieć, że ona przecież na wszystko ma alergię, ale Gniada nie dopuściła go do głosu:
- Poza tym - kontynuowała podniesionym głosem-jeśli już koniecznie muszą bzyczeć, to czy nie mogłyby robić tego ciszej i trochę dalej? - jęknęła i złapała się za głowę - przecież w takim hałasie ja nie mogę się tu skupić!
Na zakończenie całej przemowy kazała obciąć
- Jak ja mam stworzyć coś - wykrzykiwała wtedy do Wąsala - kiedy mi tu ciągle coś bzyka? I ciągle coś brzęczy i fruwa! Zrób z tym coś! Aaapsik!
- Ależ to „coś”, to przecież pszczółki, kochanie-spokojnym głosem odpowiadał Wąsal i wystawiał bladą twarz na promienie słońca - One sobie tylko fruwają i z kwiatuszków bzu zbierają pyłek na pyszny miodek.
- Wiesz, że mam alergię na „miodek” i po „miodku” dostaję wysypki! - przedrzeźniała Wąsala Gniada.
Już chciał jej na to odpowiedzieć, że ona przecież na wszystko ma alergię, ale Gniada nie dopuściła go do głosu:
- Poza tym - kontynuowała podniesionym głosem-jeśli już koniecznie muszą bzyczeć, to czy nie mogłyby robić tego ciszej i trochę dalej? - jęknęła i złapała się za głowę - przecież w takim hałasie ja nie mogę się tu skupić!
Na zakończenie całej przemowy kazała obciąć
292
Wąsalowi wszystkie kiście z rozwiniętymi kwiatami. W ten sposób rozwiązała, przynajmniej do czasu rozkwitnięcia na bzie nowych kwiatów, problem bzykania i miodku. Bo przecież do samych liści pszczółki zwykle nie przylatują. Nie rozwiązała jednak problemu natchnienia, które, podobnie jak i wcześniej, za nic nie chciało na nią spłynąć.
Przez ten cały czas Kunek czaił się i czekał. Czekał, kiedy Gniada sobie pójdzie i będzie mógł wreszcie dostać się do gniazda. Wcześniej, w obawie przed psem, wdrapał się na gałąź pobliskiego orzecha. Teraz czekał na wysokościach i obserwował Gniadą. Bo cóż innego mógł zrobić? Owszem, mógłby spróbować wykorzystać jakąś krótką chwilę nieuwagi Gniadej. Na przykład moment, gdy ta pochyla się nad zeszytem. Wtedy sprężyć się i śmignąć szybko po pniu bzu na górę. Istniało jednak spore ryzyko, że intruzka mogłaby go zauważyć. A wtedy szlak po bzie byłby już na zawsze spalony. Pozostałaby tylko droga po obrastającym z drugiej strony dom dzikim winie. A ta droga była bardzo
Przez ten cały czas Kunek czaił się i czekał. Czekał, kiedy Gniada sobie pójdzie i będzie mógł wreszcie dostać się do gniazda. Wcześniej, w obawie przed psem, wdrapał się na gałąź pobliskiego orzecha. Teraz czekał na wysokościach i obserwował Gniadą. Bo cóż innego mógł zrobić? Owszem, mógłby spróbować wykorzystać jakąś krótką chwilę nieuwagi Gniadej. Na przykład moment, gdy ta pochyla się nad zeszytem. Wtedy sprężyć się i śmignąć szybko po pniu bzu na górę. Istniało jednak spore ryzyko, że intruzka mogłaby go zauważyć. A wtedy szlak po bzie byłby już na zawsze spalony. Pozostałaby tylko droga po obrastającym z drugiej strony dom dzikim winie. A ta droga była bardzo
293
niebezpieczna. Raz, gdy pnącze oderwało się pod jego ciężarem od ściany, spadł z dużej wysokości na ziemię. Omal wtedy nie zginął.
- Ale wyrżnąłem futrem o glebę!
Na wspomnienie tego wypadku, Kunkowi przeleciały po grzbiecie lodowate dreszcze.
Co tu dużo mówić. Życie z ludźmi w jednym gnieździe stało się nie do zniesienia. Kuneczka, która już regularnie przemykała się tu nocami w odwiedziny do Kuna, obwiniała o to oczywiście jego. W odruchu solidarności z jego starszym bratem, przestała się nawet do Kunka odzywać. Jedynie po każdym kolejnym działaniu odwetowym Wąsala powtarzała:
- A nie mówiłam?!
Kunek spuszczał wtenczas tylko ślepia i w duchu przyznawał potulnie:
- Mówiłaś...
Nie lepiej, niż w samym gnieździe, wyglądała sytuacja w ogrodzie. Tu już całkiem rozpanoszył się pies. Okazało się, że bydlę, mimo swoich sporych rozmiarów, tak naprawdę było szczeniakiem. Na dodatek, dość głupim.
- Ale wyrżnąłem futrem o glebę!
Na wspomnienie tego wypadku, Kunkowi przeleciały po grzbiecie lodowate dreszcze.
Co tu dużo mówić. Życie z ludźmi w jednym gnieździe stało się nie do zniesienia. Kuneczka, która już regularnie przemykała się tu nocami w odwiedziny do Kuna, obwiniała o to oczywiście jego. W odruchu solidarności z jego starszym bratem, przestała się nawet do Kunka odzywać. Jedynie po każdym kolejnym działaniu odwetowym Wąsala powtarzała:
- A nie mówiłam?!
Kunek spuszczał wtenczas tylko ślepia i w duchu przyznawał potulnie:
- Mówiłaś...
Nie lepiej, niż w samym gnieździe, wyglądała sytuacja w ogrodzie. Tu już całkiem rozpanoszył się pies. Okazało się, że bydlę, mimo swoich sporych rozmiarów, tak naprawdę było szczeniakiem. Na dodatek, dość głupim.
294
Ale i tak nie można już było czuć się w plenerze bezpiecznie. Najgorsze jednak było to, że kundel, samą swoją obecnością, wypłoszył z ogrodu całe pełzające i fruwające żarcie. Od momentu wprowadzenia się ludzi i zainstalowania przez nich tego pchlarza w ogrodzie, Kunkowi nie udało się nic upolować. Myszy zapadły się żywcem pod ziemię. Ptaki nawet na chwilę nie chciały przysiąść na żadnym z drzew. Kiedy tylko próbowały zaparkować na jakiejś gałęzi, zaraz były obszczekiwane przez to przerośnięte, kudłate bydle. Jedynym pierzakiem, jakiego Kunek ostatnio widywał, była pstrokata papuga. Ale ona była pod ścisłą ochroną grubych drutów metalowej klatki. Poza tym, na widok Kunka wszczynała tak piekielny alarm, że był w stanie się do niej zbliżyć nawet na wyciągnięcie łapy.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że Kunka ciągle dręczyło jakieś złe przeczucie. Coś go nyło nieprzyjemnie w środku. Przewąchiwał, że to dopiero początek zemsty Wąsala i najgorsze jeszcze przed nimi.
- A moje złe przeczucia, niestety zawsze się
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że Kunka ciągle dręczyło jakieś złe przeczucie. Coś go nyło nieprzyjemnie w środku. Przewąchiwał, że to dopiero początek zemsty Wąsala i najgorsze jeszcze przed nimi.
- A moje złe przeczucia, niestety zawsze się
295
sprawdzają - westchnął leżąc nieruchomo w swojej poczekalni na gałęzi orzecha.
Z nudów wbił pazur w duży liść i rozdarł go na pół. Łypnął kontrolnie ślepiem w kierunku tarasu. Od godziny nie zaszła tam żadna zmiana. Gniada wydarła właśnie kolejną kartkę z zeszytu, pomięła i wyrzuciła ją na trawę. Oznaczało to, że dziś zanosi się na bardzo długie czekanie. Tylko jednak zdążył wyciągnąć się wygodniej na gałęzi, do jego uszu dotarły przeraźliwe piski Babki Kuny:
- Ratunku! Ratunku!
Wołanie dobiegało ze strychu. Przecież Babka Kuna niegdzie się stamtąd nie ruszała. Wydzierała się tak, jakby ją żywcem obdzierano ze skóry.
- Wiedziałem, wiedziałem! - Kunek przypomniał sobie swoje złe przeczucie.
W tej sytuacji dłużej nie mógł już czekać. Poderwał się na równe łapy i zeskoczył z orzecha. Przebiegł przez trawę i, nie zważając na obecność Gniadej, wskoczył na pień bzu. Jeśli jednak liczył, że uda mu się przemknąć na dach niezauważenie,
Z nudów wbił pazur w duży liść i rozdarł go na pół. Łypnął kontrolnie ślepiem w kierunku tarasu. Od godziny nie zaszła tam żadna zmiana. Gniada wydarła właśnie kolejną kartkę z zeszytu, pomięła i wyrzuciła ją na trawę. Oznaczało to, że dziś zanosi się na bardzo długie czekanie. Tylko jednak zdążył wyciągnąć się wygodniej na gałęzi, do jego uszu dotarły przeraźliwe piski Babki Kuny:
- Ratunku! Ratunku!
Wołanie dobiegało ze strychu. Przecież Babka Kuna niegdzie się stamtąd nie ruszała. Wydzierała się tak, jakby ją żywcem obdzierano ze skóry.
- Wiedziałem, wiedziałem! - Kunek przypomniał sobie swoje złe przeczucie.
W tej sytuacji dłużej nie mógł już czekać. Poderwał się na równe łapy i zeskoczył z orzecha. Przebiegł przez trawę i, nie zważając na obecność Gniadej, wskoczył na pień bzu. Jeśli jednak liczył, że uda mu się przemknąć na dach niezauważenie,
296
to bardzo się przeliczył.
- Ratunku! Szczur! - wrzasnęła na jego widok Gniada.
Właśnie podniosła oczy znad zeszytu, żeby wydrzeć kolejną kartkę, kiedy zauważyła jakieś zwierzę na bzie. Jej krzyk zabrzmiał nie mniej przeraźliwie, niż rozpaczliwe piski Babki Kuny.
Gniada wykazała się zadziwiającym refleksem, Przygrzmociła Kunkowi zeszytem w grzbiet tak mocno, że omal nie zleciał na ziemię. Na szczęście jakimś cudem udało mu się utrzymać na łapach. Kiedy tylko odzyskał równowagę, sprężył się i wybił tak mocno, że jednym susem dosięgnął dachu. Wołania Babki Kuny o pomoc, do których dołączyły teraz też piski Kuna i Kuneczki, a przede wszystkim groźba ponownego trafienia zeszytem przez Gniadą, dodawały mu skrzydeł. Kiedy tylko poczuł pod opuszkami łap szorstką dachówkę, odetchnął z ulgą. Nie zatrzymał się jednak, tylko pognał dalej. Nawet się nie obejrzał na wrzeszczącą histerycznie Gniadą.
Kiedy wpadł na strych, przeraził się.
- Ratunku! Szczur! - wrzasnęła na jego widok Gniada.
Właśnie podniosła oczy znad zeszytu, żeby wydrzeć kolejną kartkę, kiedy zauważyła jakieś zwierzę na bzie. Jej krzyk zabrzmiał nie mniej przeraźliwie, niż rozpaczliwe piski Babki Kuny.
Gniada wykazała się zadziwiającym refleksem, Przygrzmociła Kunkowi zeszytem w grzbiet tak mocno, że omal nie zleciał na ziemię. Na szczęście jakimś cudem udało mu się utrzymać na łapach. Kiedy tylko odzyskał równowagę, sprężył się i wybił tak mocno, że jednym susem dosięgnął dachu. Wołania Babki Kuny o pomoc, do których dołączyły teraz też piski Kuna i Kuneczki, a przede wszystkim groźba ponownego trafienia zeszytem przez Gniadą, dodawały mu skrzydeł. Kiedy tylko poczuł pod opuszkami łap szorstką dachówkę, odetchnął z ulgą. Nie zatrzymał się jednak, tylko pognał dalej. Nawet się nie obejrzał na wrzeszczącą histerycznie Gniadą.
Kiedy wpadł na strych, przeraził się.
297
Słyszał przeraźliwe wołania o pomoc, ale nie mógł dostrzec nikogo z wołających. Właściwie to w ogóle nic nie widział. A ściślej mówiąc, widział całkowitą ciemność.
- Co się dzieje? - chciał pisnąć w tę czerń przed ślepiami.
Kiedy jednak otworzył pysk, od razu potwornie się zakrztusił. Cały strych wypełniał smolisty dym. Widać było nie dalej, niż na odległość ogona.
- Wykurzają nas! - przebił się przez gęstą ciemność wrzask Babki Kuny - Ratunku!
Kunek, nie zwlekając, ruszył w kierunku tego głosu. Szedł powoli, niemal po omacku. Gryzący dym szczypał go w ślepia. Bolało, jakby chciało mu je żywcem wydziobać stado wron. Unosząca się w powietrzu sadza zatykała mu nozdrza. Po kilku krokach poczuł, jak traci oddech i miękną mu łapki. Cały strych zaczął się pod nimi kołysać i wirować.
Wtedy do jego uszu doszedł cichy jęk. Odwrócił się. Usłyszał w pobliżu głuchy stuk
- Co się dzieje? - chciał pisnąć w tę czerń przed ślepiami.
Kiedy jednak otworzył pysk, od razu potwornie się zakrztusił. Cały strych wypełniał smolisty dym. Widać było nie dalej, niż na odległość ogona.
- Wykurzają nas! - przebił się przez gęstą ciemność wrzask Babki Kuny - Ratunku!
Kunek, nie zwlekając, ruszył w kierunku tego głosu. Szedł powoli, niemal po omacku. Gryzący dym szczypał go w ślepia. Bolało, jakby chciało mu je żywcem wydziobać stado wron. Unosząca się w powietrzu sadza zatykała mu nozdrza. Po kilku krokach poczuł, jak traci oddech i miękną mu łapki. Cały strych zaczął się pod nimi kołysać i wirować.
Wtedy do jego uszu doszedł cichy jęk. Odwrócił się. Usłyszał w pobliżu głuchy stuk
298
i z przerażeniem zauważył jakiś upadający na podłogę kształt. Wyglądał jak kuni cień. Rozpoznał Kuneczkę. Zemdlała. Wiedział, że jeszcze moment i sam straci przytomność, a wtedy już nikogo nie zdoła uratować. Krztusząc się dymem, zaczął wzywać na pomoc Kuna. Chciał, żeby ten pomógł mu w akcji ratunkowej. Odpowiedziała mu cisza.
- Jest źle - przeraził się - bardzo źle. Widocznie Kun też już stracił przytomność. Zostałem sam.
Złapał zębami Kuneczkę za ogon i zaczął ciągnąć ją w kierunku wyjścia. Bezwładne ciało nieprzytomnej samiczki zostawiało wyraźny, podłużny ślad na pokrytej czarnym kopciem podłodze. Nagle coś go chwyciło go za ogon i usadziło w miejscu. Po charakterystycznym bólu, rozpoznał szczęki Babki Kuny.
- Ratuj mnie! - wycharczała przejmująco staruszka i jeszcze mocniej zacisnęła bezzębne dziąsła na jego łysej końcówce.
- Tylko wyniosę Kuneczkę i zaraz wracam - ledwo zdołał wykrztusić z siebie zaczadzony
- Jest źle - przeraził się - bardzo źle. Widocznie Kun też już stracił przytomność. Zostałem sam.
Złapał zębami Kuneczkę za ogon i zaczął ciągnąć ją w kierunku wyjścia. Bezwładne ciało nieprzytomnej samiczki zostawiało wyraźny, podłużny ślad na pokrytej czarnym kopciem podłodze. Nagle coś go chwyciło go za ogon i usadziło w miejscu. Po charakterystycznym bólu, rozpoznał szczęki Babki Kuny.
- Ratuj mnie! - wycharczała przejmująco staruszka i jeszcze mocniej zacisnęła bezzębne dziąsła na jego łysej końcówce.
- Tylko wyniosę Kuneczkę i zaraz wracam - ledwo zdołał wykrztusić z siebie zaczadzony
299
Kunek.
Szarpnął się, ale Babka Kuna nie puszczała.
- Zostaw tą chudą siksę i mnie ratuj! Mnie!
Staruszka wczepiła się w Kunka tak mocno, jakby śmiertelne zagrożenie ujęło jej nagle dobrych kilka lat i wróciły jej siły.
- Nie ją, mnie ratuj, rodzinę swoją! Ja jestem twoją babką i masz się mną opiekować! - powtarzała jak nakręcona.
Kunek błyskawicznie ocenił sytuację. U jego stóp leżała nieprzytomna Kuneczka. Natomiast Babka Kuna była przytomna i to nawet bardziej, niż zwykle. Nie miał wątpliwości, kogo ratować w pierwszej kolejności.
- Wyciągnę na powietrze Kuneczkę i wrócę po Kuna. Nie odzywa się, więc też na pewno jest nieprzytomny. Potem uratuję babcię. Tylko spokojnie, niech babcia jak najmniej oddycha - rzucił i chwycił Kuneczkę w zęby.
- Ja nie chcę jeszcze zdychać - wypiszczała przejmująco Babka Kuna, nie wypuszczając Kunka z zębów - Wszystko ci zapiszę! Wszystko, co mam! Cały majątek! Tylko ratuj! - wrzeszczała
Szarpnął się, ale Babka Kuna nie puszczała.
- Zostaw tą chudą siksę i mnie ratuj! Mnie!
Staruszka wczepiła się w Kunka tak mocno, jakby śmiertelne zagrożenie ujęło jej nagle dobrych kilka lat i wróciły jej siły.
- Nie ją, mnie ratuj, rodzinę swoją! Ja jestem twoją babką i masz się mną opiekować! - powtarzała jak nakręcona.
Kunek błyskawicznie ocenił sytuację. U jego stóp leżała nieprzytomna Kuneczka. Natomiast Babka Kuna była przytomna i to nawet bardziej, niż zwykle. Nie miał wątpliwości, kogo ratować w pierwszej kolejności.
- Wyciągnę na powietrze Kuneczkę i wrócę po Kuna. Nie odzywa się, więc też na pewno jest nieprzytomny. Potem uratuję babcię. Tylko spokojnie, niech babcia jak najmniej oddycha - rzucił i chwycił Kuneczkę w zęby.
- Ja nie chcę jeszcze zdychać - wypiszczała przejmująco Babka Kuna, nie wypuszczając Kunka z zębów - Wszystko ci zapiszę! Wszystko, co mam! Cały majątek! Tylko ratuj! - wrzeszczała
300