Ładowanie stron...
dramatycznym głosem - Ja nie chcę jeszcze zdychać!
Kunek próbował wyrwać się z jej uchwytu. Babka Kuna jednak, z jakąś nadkunią mocą, przyciągnęła go do siebie. Wbiła w jego futerko pazury i wyszeptała z przejęciem:
- Uratuj mnie... to... wyjawię ci... tajemnicę!
- Dobra-odpisnął Kunek i zawiesił na chwilę głos.
Babka Kuna, nieświadoma podstępu, poluźniła uchwyt szczęk i pazurów. O to mu chodziło. Kunek jednym szarpnięciem wyrwał się jej i dokończył:
- To ja zaraz wracam.
Musiał się spieszyć. Liczyła się każda sekunda, a on nie bardzo wierzył, że babka ma mu naprawdę coś ważnego do powiedzenia. Przecież, gdyby naprawdę wiedziała coś tajemniczego, już dawno wypaplałaby to wszystkim, którzy tylko zechcieliby ją choć przez mgnienie ślepia wysłuchać.
Złapał Kuneczkę za ogon i zaczął ciągnąć ją do wyjścia.
Kunek próbował wyrwać się z jej uchwytu. Babka Kuna jednak, z jakąś nadkunią mocą, przyciągnęła go do siebie. Wbiła w jego futerko pazury i wyszeptała z przejęciem:
- Uratuj mnie... to... wyjawię ci... tajemnicę!
- Dobra-odpisnął Kunek i zawiesił na chwilę głos.
Babka Kuna, nieświadoma podstępu, poluźniła uchwyt szczęk i pazurów. O to mu chodziło. Kunek jednym szarpnięciem wyrwał się jej i dokończył:
- To ja zaraz wracam.
Musiał się spieszyć. Liczyła się każda sekunda, a on nie bardzo wierzył, że babka ma mu naprawdę coś ważnego do powiedzenia. Przecież, gdyby naprawdę wiedziała coś tajemniczego, już dawno wypaplałaby to wszystkim, którzy tylko zechcieliby ją choć przez mgnienie ślepia wysłuchać.
Złapał Kuneczkę za ogon i zaczął ciągnąć ją do wyjścia.
301
- Zaraz, będzie już za późno! - wrzasnęła za nim Babka Kuna przejmująco świszczącym głosem - Już nigdy nie poznasz tej... tajemnej... strasznej tajemnicy kun...
Na dźwięk ostatnich słów babki, Kunka coś tknęło. Jak błyskawica przeleciała mu przez ogon myśl, że a nuż stara kuna coś jednak wie. Coś nadzwyczajnego. Może rzeczywiście coś sobie przypomniała w tak dramatycznych okolicznościach? I teraz chce mu to wyjawić na łożu śmierci? Zawahał się na moment i przystanął. Babka Kuna od razu to zauważyła i postanowiła kuć żelazo póki gorące:
- Jeśli zdechnę, nigdy nie poznasz strasznej tajemnicy kun! - zaskrzeczała - Odwiecznej tajemnicy o... o tym... oooo... tym...
Babka Kuna zamilkła. Wyglądało to tak, jakby nagle zapomniała, co chciała powiedzieć.
- A miała to być taka straszna, tajemna i odwieczna tajemnica kun - uśmiechnął się w duchu Kunek lekceważąco.
Postanowił nie zwlekać już dłużej. Drogocenne sekundy uciekały, a on ciągle tkwił z Kuneczką na
Na dźwięk ostatnich słów babki, Kunka coś tknęło. Jak błyskawica przeleciała mu przez ogon myśl, że a nuż stara kuna coś jednak wie. Coś nadzwyczajnego. Może rzeczywiście coś sobie przypomniała w tak dramatycznych okolicznościach? I teraz chce mu to wyjawić na łożu śmierci? Zawahał się na moment i przystanął. Babka Kuna od razu to zauważyła i postanowiła kuć żelazo póki gorące:
- Jeśli zdechnę, nigdy nie poznasz strasznej tajemnicy kun! - zaskrzeczała - Odwiecznej tajemnicy o... o tym... oooo... tym...
Babka Kuna zamilkła. Wyglądało to tak, jakby nagle zapomniała, co chciała powiedzieć.
- A miała to być taka straszna, tajemna i odwieczna tajemnica kun - uśmiechnął się w duchu Kunek lekceważąco.
Postanowił nie zwlekać już dłużej. Drogocenne sekundy uciekały, a on ciągle tkwił z Kuneczką na
302
środku strychu. Złapał ją więc za ogon i pociągnął w kierunku wyjścia. Nie zdołał jednak zrobić nawet dwóch kroków, kiedy Babka Kuna znowu się odezwała. Jej głos brzmiał wyjątkowo przejmująco:
- Straszna tajemnica... kun... o tym... jak... jak zdechnąć ludzi!
Kunek znieruchomiał. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim prawdziwy sens słów Babki Kuny do niego dotarł.
- Straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi! - powtórzył jak echo.
Od razu najprzeróżniejsze myśli zaczęły gorączkowo kłębić mu się w ogonie:
- Gdybym znał tę tajemnicę, mógłbym uratować nasze gniazdo. Zrehabilitowałbym się też za tamten pożar. No i pokazałbym Kuneczce, kto tu naprawdę jest Superkunem! A przy okazji, zasłużyłbym sobie na deserki. Już do końca życia mógłbym zajadać się jajeczkami, wróblimi udkami, wątróbkami sikorek. Wszystkimi frykasami tego świata. I patrzeć, jak zaśliniony Kun oblizuje się i obchodzi smakiem.
- Straszna tajemnica... kun... o tym... jak... jak zdechnąć ludzi!
Kunek znieruchomiał. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim prawdziwy sens słów Babki Kuny do niego dotarł.
- Straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi! - powtórzył jak echo.
Od razu najprzeróżniejsze myśli zaczęły gorączkowo kłębić mu się w ogonie:
- Gdybym znał tę tajemnicę, mógłbym uratować nasze gniazdo. Zrehabilitowałbym się też za tamten pożar. No i pokazałbym Kuneczce, kto tu naprawdę jest Superkunem! A przy okazji, zasłużyłbym sobie na deserki. Już do końca życia mógłbym zajadać się jajeczkami, wróblimi udkami, wątróbkami sikorek. Wszystkimi frykasami tego świata. I patrzeć, jak zaśliniony Kun oblizuje się i obchodzi smakiem.
303
Wizja leżących przed nim rzędem deserków tak podziałała na jego wyobraźnię, że aż z przejęcia otworzył pysk i wypuścił z zębów Kuneczkę. Głuchy stukot jej bezwładnego ciałao podłogę otrzeźwił go w jednej chwili.
- Są na świecie rzeczy ważniejsze od deserków! - pomyślał.
Schylił się i z największym trudem dźwignął ponownie Kuneczkę z podłogi.
Ledwo już widział na załzawione ślepia. Na szczęście na dworze jeszcze nie całkiem się ściemniło. Kierując się w stronę światła, dociągnął Kuneczkę do wychodzącego na dach otworu. Ożywczy powiew świeżego powietrza dodał mu sił. Zrobił kilka szybkich wdechów, a następnie wypchnął przez dziurę pyszczek Kuneczki. Ostrożnie przewiesił ją przez krawędź otworu. Ogon i tylna część ciała pozostała na strychu, ale pyszczek wystawał jej na zewnątrz. Dzięki temu mogła odetchnąć i odżyć, bez ryzyka, że sturla się z dachu. Kiedy upewnił się, że Kuneczka w ten sposób jest bezpieczna, postanowił wracać po Kuna i Babkę Kunę.
- Są na świecie rzeczy ważniejsze od deserków! - pomyślał.
Schylił się i z największym trudem dźwignął ponownie Kuneczkę z podłogi.
Ledwo już widział na załzawione ślepia. Na szczęście na dworze jeszcze nie całkiem się ściemniło. Kierując się w stronę światła, dociągnął Kuneczkę do wychodzącego na dach otworu. Ożywczy powiew świeżego powietrza dodał mu sił. Zrobił kilka szybkich wdechów, a następnie wypchnął przez dziurę pyszczek Kuneczki. Ostrożnie przewiesił ją przez krawędź otworu. Ogon i tylna część ciała pozostała na strychu, ale pyszczek wystawał jej na zewnątrz. Dzięki temu mogła odetchnąć i odżyć, bez ryzyka, że sturla się z dachu. Kiedy upewnił się, że Kuneczka w ten sposób jest bezpieczna, postanowił wracać po Kuna i Babkę Kunę.
304
- Mam! Trzymam! - niespodziewanie rozległ się jakiś głos.
Kunek zdumiał się. Głos dobiegał z drugiej strony otworu i należał do całkiem żywego Kuna. W jednej chwili wszystko w nim zawrzało:
- A to dekownik! Zwiał, zamiast mi pomóc...
Nie było jednak czasu na kłótnie. Zresztą, ta sytuacja miała też i dobre strony. Nie musiał już bać się o Kuneczkę. Nie musiał też już ratować po braciszka. Mógł od razu zająć się Babką Kuną.
- I jej straszną tajemnicą kun - przypomniał sobie i krzyknął do Kuna - zajmij się Kuneczką!
Wciągnął w siebie, ile tylko mógł, powietrza. Policzki nabrzmiały mu jak balony i wyglądał teraz jak chomik. Zanurkował z powrotem w czarny, gryzący dym. Przedzierał się ostrożnie przez ciemność. Starał się jak najszybciej dotrzeć do Babki Kuny. Kiedy znalazł się w jej pobliżu, zorientował się, że staruszka leży bezwładnie i nie daje żadnych oznak życia.
- I tak straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi, przeniosła się razem z babką do krainy
Kunek zdumiał się. Głos dobiegał z drugiej strony otworu i należał do całkiem żywego Kuna. W jednej chwili wszystko w nim zawrzało:
- A to dekownik! Zwiał, zamiast mi pomóc...
Nie było jednak czasu na kłótnie. Zresztą, ta sytuacja miała też i dobre strony. Nie musiał już bać się o Kuneczkę. Nie musiał też już ratować po braciszka. Mógł od razu zająć się Babką Kuną.
- I jej straszną tajemnicą kun - przypomniał sobie i krzyknął do Kuna - zajmij się Kuneczką!
Wciągnął w siebie, ile tylko mógł, powietrza. Policzki nabrzmiały mu jak balony i wyglądał teraz jak chomik. Zanurkował z powrotem w czarny, gryzący dym. Przedzierał się ostrożnie przez ciemność. Starał się jak najszybciej dotrzeć do Babki Kuny. Kiedy znalazł się w jej pobliżu, zorientował się, że staruszka leży bezwładnie i nie daje żadnych oznak życia.
- I tak straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi, przeniosła się razem z babką do krainy
305
wiecznych łowów - jęknął zrozpaczony.
Przez chwilę stał zrezygnowany obok katafalku. Nie wiedział, co dalej robić. Rozglądał się bezradnie. Jego wzrok padł na komin. Pomimo panujących na strychu ciemności, zauważył wydobywający się przez dziurę dym. Domyślił się, że intruzi postanowili użyć właśnie komina do wykurzenia kun. Postanowił uratować strych, najważniejszą część gniazda. To przecież tu znajdowały się ich legowiska.
Musiał działać błyskawicznie. Stężenie dymu rosło z każdą chwilą w zastraszającym tempie. Choć ledwo już widział na załzawione ślepia, udało mu się dostrzec starą szmatę, która walała się na podłodze. Otworzył pysk i tracąc resztki powietrza, chwycił ją w zęby. Krztusząc się, niemal po omacku podbiegł do komina i wetknął szmatę dziurę. Dym niemal natychmiast przestał wydostawać się na poddasze.
Kunek rzucił się z powrotem w kierunku okna. Musiał jak najszybciej wydostać się z zadymionego gniazda. Tym razem ratował samego siebie przed nieuchronnym zdechem
Przez chwilę stał zrezygnowany obok katafalku. Nie wiedział, co dalej robić. Rozglądał się bezradnie. Jego wzrok padł na komin. Pomimo panujących na strychu ciemności, zauważył wydobywający się przez dziurę dym. Domyślił się, że intruzi postanowili użyć właśnie komina do wykurzenia kun. Postanowił uratować strych, najważniejszą część gniazda. To przecież tu znajdowały się ich legowiska.
Musiał działać błyskawicznie. Stężenie dymu rosło z każdą chwilą w zastraszającym tempie. Choć ledwo już widział na załzawione ślepia, udało mu się dostrzec starą szmatę, która walała się na podłodze. Otworzył pysk i tracąc resztki powietrza, chwycił ją w zęby. Krztusząc się, niemal po omacku podbiegł do komina i wetknął szmatę dziurę. Dym niemal natychmiast przestał wydostawać się na poddasze.
Kunek rzucił się z powrotem w kierunku okna. Musiał jak najszybciej wydostać się z zadymionego gniazda. Tym razem ratował samego siebie przed nieuchronnym zdechem
306
przez uduszenie. Ale łatwiej było o tym pomyśleć, niż to wykonać. Ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Szedł z trudem. Podłoga wymykała mu się spod łap. Ledwo zdołał dowlec się do otworu.
Wydostał się na dach ostatkiem sił. Oddychał głośno i łapczywie. Nie mógł patrzeć na ślepia, tak go gryzły, szczypały. Po pyszczku płynęły mu strużkami łzy. Mimo, że udało mu się zatkać dziurę i uratować legowiska, nie czuł satysfakcji. Przeciwnie, miał poczucie klęski. Nie zdołał uratować Babki Kuny.
Im dłużej rozmyślał o jej ostatnich słowach, tym jaśniej uświadamiał sobie, że to mogła być prawda. Babka Kuna rzeczywiście mogła posiadać straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi. Wiedzę, która mogła ocalić im życie i uratować ich gniazdo. Tyle, że teraz było już za późno. Tajemnica Babki Kuny na zawsze odeszła razem z nią w zaświaty.
Ale przecież on nie mógł ratować dwóch kun równocześnie. Kogoś musiał uratować najpierw. Musiał wybrać, między przytomną Babką Kuną,
Wydostał się na dach ostatkiem sił. Oddychał głośno i łapczywie. Nie mógł patrzeć na ślepia, tak go gryzły, szczypały. Po pyszczku płynęły mu strużkami łzy. Mimo, że udało mu się zatkać dziurę i uratować legowiska, nie czuł satysfakcji. Przeciwnie, miał poczucie klęski. Nie zdołał uratować Babki Kuny.
Im dłużej rozmyślał o jej ostatnich słowach, tym jaśniej uświadamiał sobie, że to mogła być prawda. Babka Kuna rzeczywiście mogła posiadać straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi. Wiedzę, która mogła ocalić im życie i uratować ich gniazdo. Tyle, że teraz było już za późno. Tajemnica Babki Kuny na zawsze odeszła razem z nią w zaświaty.
Ale przecież on nie mógł ratować dwóch kun równocześnie. Kogoś musiał uratować najpierw. Musiał wybrać, między przytomną Babką Kuną,
307
a nieprzytomną Kuneczką. Instynkt podpowiedział mu, kogo ratować w pierwszej kolejności. I to mu się udało. Ocalił Kuneczkę!
- Mój ty bohaterze! - usłyszał za sobą cichy głos Kuneczki - Uratowałeś mnie... Ocaliłeś mi życie... Mój ty Superkunie!
Miłe ciepło rozeszło się Kunkowi po całym ciele.
- Straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi odeszła na zawsze... ale przynajmniej uratowałem Kuneczce życie i w końcu zostałem doceniony-pomyślał i westchnął skromnie - To nic takiego...
- To nic takiego - równocześnie z jego westchnieniem rozległy się słowa Kuna.
Kunek odwrócił się i zamarł. Jego ślepiom ukazał następujący widok: Kuneczka leżała na grzbiecie. Pysk miała złożony na baryłkowatym brzuchu jego brata. Wpatrywała mu się w ślepia jak w deserek i mruczała jak kot:
- Mój ty Superkunie... Uratowałeś mnie...
- To nic takiego... - powtórzył Kun.
Zerknął zezem na Kunka. W jego wzroku widać było jeszcze ślady lęku i przerażenia.
- Mój ty bohaterze! - usłyszał za sobą cichy głos Kuneczki - Uratowałeś mnie... Ocaliłeś mi życie... Mój ty Superkunie!
Miłe ciepło rozeszło się Kunkowi po całym ciele.
- Straszna tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi odeszła na zawsze... ale przynajmniej uratowałem Kuneczce życie i w końcu zostałem doceniony-pomyślał i westchnął skromnie - To nic takiego...
- To nic takiego - równocześnie z jego westchnieniem rozległy się słowa Kuna.
Kunek odwrócił się i zamarł. Jego ślepiom ukazał następujący widok: Kuneczka leżała na grzbiecie. Pysk miała złożony na baryłkowatym brzuchu jego brata. Wpatrywała mu się w ślepia jak w deserek i mruczała jak kot:
- Mój ty Superkunie... Uratowałeś mnie...
- To nic takiego... - powtórzył Kun.
Zerknął zezem na Kunka. W jego wzroku widać było jeszcze ślady lęku i przerażenia.
308
- Przez ciebie, szczurku, znowu straciliśmy gniazdo! - chlipnął Kun i w ślepiach pojawiły mu się łzy - I przez ciebie rodzice wrócą na prawdziwy pogrzeb Babki Kuny. A po pogrzebie będziemy musieli się stąd wynieść na deszcz, mróz i śnieg! Albo jeszcze gorzej, na pożogę! I... pożegnać się z deserkami do końca życia.
- W życiu są rzeczy ważniejsze od deserków - chciał mu się odszczeknąć Kunek.
Już otworzył nawet w tym celu pysk, gdy do jego uszu dotarły odgłosy jakiegoś wyraźnego zamieszania na dole. A ponieważ nie mógł patrzeć, jak Kuneczka liże i głaszcze ogonem Kuna po jego tłustym pysku i nagradza go za jego, Kunka, zasługi, z ciężkim sercem powlókł się na skraj dachu. Ostrożnie wystawił pyszczek za rynnę i zobaczył intruzów. Właśnie wybiegli z domu, krztusząc się i kaszląc. Za nimi, przez otwarte drzwi i okna, z dolnego pomieszczenia wydostawały się kłęby czarnosinego dymu.
- Co ci do łba strzeliło - krzyczała Gniada, z trudem łapiąc oddech - żeby w środku
- W życiu są rzeczy ważniejsze od deserków - chciał mu się odszczeknąć Kunek.
Już otworzył nawet w tym celu pysk, gdy do jego uszu dotarły odgłosy jakiegoś wyraźnego zamieszania na dole. A ponieważ nie mógł patrzeć, jak Kuneczka liże i głaszcze ogonem Kuna po jego tłustym pysku i nagradza go za jego, Kunka, zasługi, z ciężkim sercem powlókł się na skraj dachu. Ostrożnie wystawił pyszczek za rynnę i zobaczył intruzów. Właśnie wybiegli z domu, krztusząc się i kaszląc. Za nimi, przez otwarte drzwi i okna, z dolnego pomieszczenia wydostawały się kłęby czarnosinego dymu.
- Co ci do łba strzeliło - krzyczała Gniada, z trudem łapiąc oddech - żeby w środku
309
lata rozpalać ogień w kominku?!
- Przecież - zakaszlał Wąsal - Ewcia ciągle narzeka, że ten dom jest taki... zimny...
- Oczywiście! - wykrzyknął pokasłujący Czerwony Kapturek - Jak zwykle nikt mnie nie rozumie! A mnie przecież wcale nie chodzi o temperaturę.
- Poza tym... - dosapał z trudem Wąsacz, cały wiśniowy na twarzy ze zdenerwowania - Chciałem zabrać się za ten kominek i sprawdzić jak działa... Rozpaliło się dobrze, ale potem... Widocznie komin jest zatkany...
- Zatkany to jest ten twój łeb! Ja już mam dosyć tej rudery! - rozszlochała się histerycznie Gniada - Słyszysz, dość! Najpierw szczurze kupy na talerzach. Potem te pszczoły, co ciągle bzykają i nie dają się człowiekowi skupić. A teraz komora gazowa w salonie... I w dodatku, przed chwilą, jak siedziałam na tarasie, rzucił się na mnie jakiś włochaty potwór!
- Co?! - wykrzyknęli równocześnie Wąsal z Czerwonym Kapturkiem - Potwór? Jaki Potwór? Jak wyglądał?!
- Przecież - zakaszlał Wąsal - Ewcia ciągle narzeka, że ten dom jest taki... zimny...
- Oczywiście! - wykrzyknął pokasłujący Czerwony Kapturek - Jak zwykle nikt mnie nie rozumie! A mnie przecież wcale nie chodzi o temperaturę.
- Poza tym... - dosapał z trudem Wąsacz, cały wiśniowy na twarzy ze zdenerwowania - Chciałem zabrać się za ten kominek i sprawdzić jak działa... Rozpaliło się dobrze, ale potem... Widocznie komin jest zatkany...
- Zatkany to jest ten twój łeb! Ja już mam dosyć tej rudery! - rozszlochała się histerycznie Gniada - Słyszysz, dość! Najpierw szczurze kupy na talerzach. Potem te pszczoły, co ciągle bzykają i nie dają się człowiekowi skupić. A teraz komora gazowa w salonie... I w dodatku, przed chwilą, jak siedziałam na tarasie, rzucił się na mnie jakiś włochaty potwór!
- Co?! - wykrzyknęli równocześnie Wąsal z Czerwonym Kapturkiem - Potwór? Jaki Potwór? Jak wyglądał?!
310
- A jak może wyglądać potwór? - wybuchnęła Gniada - Jakiś dziki zwierz omal mnie nie pożarł albo i jeszcze gorzej... a ich interesuje tylko jak on wyglądał.
- Ale tryumfują - pomyślał Kunek z goryczą, widząc jak ludzie biegają przed domem i wymachują zwycięsko łapami - Czują się, jakby gniazdo należało już tylko do nich. Nie, nigdy ich nie pokonamy...
Kunek miał poczucie całkowitej klęski. On, Kunek omal nie zginął w akcji ratowniczej na strychu. A tymczasem intruzi tryumfowali, a Kuneczka łasiła się do tego tchórza Kuna.
Podniósł wzrok i wślepił się w majaczącą w dali bramę wejściową do ogrodu. Miał nadzieję, że zobaczy powracających od Ciotki Kunicy rodziców. Jednak nikogo tam nie było. Tylko wiatr poruszał gałęziami drzew i krzewów. Kunek poczuł się jak rozbitek na bezkuniej wyspie. Bezradny i opuszczony przez wszystkich. Samotny i zupełnie przegrany. W dodatku otoczony oceanem pełnym śmiertelnych
- Ale tryumfują - pomyślał Kunek z goryczą, widząc jak ludzie biegają przed domem i wymachują zwycięsko łapami - Czują się, jakby gniazdo należało już tylko do nich. Nie, nigdy ich nie pokonamy...
Kunek miał poczucie całkowitej klęski. On, Kunek omal nie zginął w akcji ratowniczej na strychu. A tymczasem intruzi tryumfowali, a Kuneczka łasiła się do tego tchórza Kuna.
Podniósł wzrok i wślepił się w majaczącą w dali bramę wejściową do ogrodu. Miał nadzieję, że zobaczy powracających od Ciotki Kunicy rodziców. Jednak nikogo tam nie było. Tylko wiatr poruszał gałęziami drzew i krzewów. Kunek poczuł się jak rozbitek na bezkuniej wyspie. Bezradny i opuszczony przez wszystkich. Samotny i zupełnie przegrany. W dodatku otoczony oceanem pełnym śmiertelnych
311
niebezpieczeństw. Gardło ścisnął mu mocny jak nigdy dotąd lęk.
- Od dzisiaj się stąd nie ruszasz, kuniasz, szczurku?
Nieprzyjemny pisk Kuna wybił go z zamyślenia. Dopiero teraz Kunek zorientował się, że musiał dość długo tak siedzieć i wpatrzony w dal przeżywać swoją porażkę. Zaczął, kiedy jeszcze był dzień. A teraz dawno zdążył zapaść już zmrok. Brama do ogrodu czerniała groźnie w ciemnościach, a po ludziach na dole nie było śladu.
- My z Kuneczką idziemy na... polowanie - piszczał mu dalej natrętnie nad uchem Kun, kładąc szczególny nacisk na słowa „my z Kuneczką” - Jak będziesz grzeczny, to się załapiesz na jakiś ochłap... Może...
- Na polowanie! Pewnie... Już w to uwierzę... Kun i polowanie! - pomyślał Kunek z zazdrością.
Spojrzał spod ślepia na Kuneczkę. Była wpatrzona w Kuna, jak wtedy w pieczonego indyka na stole ludzi. Wręcz pożerała go wzrokiem. Zresztą, Kun naprawdę wyglądał teraz jak
- Od dzisiaj się stąd nie ruszasz, kuniasz, szczurku?
Nieprzyjemny pisk Kuna wybił go z zamyślenia. Dopiero teraz Kunek zorientował się, że musiał dość długo tak siedzieć i wpatrzony w dal przeżywać swoją porażkę. Zaczął, kiedy jeszcze był dzień. A teraz dawno zdążył zapaść już zmrok. Brama do ogrodu czerniała groźnie w ciemnościach, a po ludziach na dole nie było śladu.
- My z Kuneczką idziemy na... polowanie - piszczał mu dalej natrętnie nad uchem Kun, kładąc szczególny nacisk na słowa „my z Kuneczką” - Jak będziesz grzeczny, to się załapiesz na jakiś ochłap... Może...
- Na polowanie! Pewnie... Już w to uwierzę... Kun i polowanie! - pomyślał Kunek z zazdrością.
Spojrzał spod ślepia na Kuneczkę. Była wpatrzona w Kuna, jak wtedy w pieczonego indyka na stole ludzi. Wręcz pożerała go wzrokiem. Zresztą, Kun naprawdę wyglądał teraz jak
312
oskubany z piór indyk. Jego futro było całe powycierane na brzuchu i grzbiecie.
- Nabawił się pewnie tego podczas przeciskania przez otwór wyjściowy ze strychu - domyślił się Kunek - Sam, bez pomocy Kuneczki, na pewno nigdy by się nie wydostał. Musiała go wypchać, albo wyciągnąć.
Wykrzywił wargi w pogardliwym grymasie i prychnął:
- Bez łaski, sam sobie coś upoluję.
- Masz słuchać starszych i mądrzejszych-wyskandował do niego dobitnie Kun - Czyli mnie! Bo, po zdechu Babki Kuny, teraz ja tu jestem najstarszy... i najmądrzejszy...
- „Najmądrzejszy” - przedrzeźnił go Kunek - Moje odchody są mądrzejsze od ciebie.
Kun pisnął złowrogo i ruszył na Kunka z zębami i pazurami. Na szczęście Kuneczka wykazała się szybkim refleksem. W porę stanęła między braćmi i nie dopuściła do kolejnej bijatyki i to na samej krawędzi dachu.
- Teraz ja jestem łbem rodziny i mnie masz
- Nabawił się pewnie tego podczas przeciskania przez otwór wyjściowy ze strychu - domyślił się Kunek - Sam, bez pomocy Kuneczki, na pewno nigdy by się nie wydostał. Musiała go wypchać, albo wyciągnąć.
Wykrzywił wargi w pogardliwym grymasie i prychnął:
- Bez łaski, sam sobie coś upoluję.
- Masz słuchać starszych i mądrzejszych-wyskandował do niego dobitnie Kun - Czyli mnie! Bo, po zdechu Babki Kuny, teraz ja tu jestem najstarszy... i najmądrzejszy...
- „Najmądrzejszy” - przedrzeźnił go Kunek - Moje odchody są mądrzejsze od ciebie.
Kun pisnął złowrogo i ruszył na Kunka z zębami i pazurami. Na szczęście Kuneczka wykazała się szybkim refleksem. W porę stanęła między braćmi i nie dopuściła do kolejnej bijatyki i to na samej krawędzi dachu.
- Teraz ja jestem łbem rodziny i mnie masz
313
słuchać - wycedził Kunkowi prosto w nos Kun - Po tym, co zrobiłeś, masz szlaban na wyjścia z gniazda do powrotu rodziców. O ile w ogóle kiedyś wrócą...
- Właśnie, że wrócą! - wykrzyknął pewnym głosem Kunek.
Poderwał się na łapy i spojrzał w czarną, pustą dal.
- Na pewno wrócą... - powtórzył, ale tym razem już bez takiego przekonania!
- To w takim razie siedź tu i czekaj sobie - pisnął Kun - I nie ruszaj się stąd, bo znowu narobisz kłopotów. Jak wtedy, kiedy wyszedłeś wbrew zakazowi z tamtego gniazda!
Kun zgrzytnął groźnie zębami, a Kuneczka poparła go, kiwając lekko pyszczkiem.
- A kłopoty to twoja specjalność. Zwłaszcza kłopoty innych - rzucił Kun na odchodnym.
Kunek wolał się już nie odzywać. Tym bardziej, że w duchu musiał przyznać Kunowi rację. Narozrabiał teraz naprawdę mocno. Dla Babki Kuny skończyło się to zdechem, a i oni ledwo uszli z życiem.
- Właśnie, że wrócą! - wykrzyknął pewnym głosem Kunek.
Poderwał się na łapy i spojrzał w czarną, pustą dal.
- Na pewno wrócą... - powtórzył, ale tym razem już bez takiego przekonania!
- To w takim razie siedź tu i czekaj sobie - pisnął Kun - I nie ruszaj się stąd, bo znowu narobisz kłopotów. Jak wtedy, kiedy wyszedłeś wbrew zakazowi z tamtego gniazda!
Kun zgrzytnął groźnie zębami, a Kuneczka poparła go, kiwając lekko pyszczkiem.
- A kłopoty to twoja specjalność. Zwłaszcza kłopoty innych - rzucił Kun na odchodnym.
Kunek wolał się już nie odzywać. Tym bardziej, że w duchu musiał przyznać Kunowi rację. Narozrabiał teraz naprawdę mocno. Dla Babki Kuny skończyło się to zdechem, a i oni ledwo uszli z życiem.
314
- Koniec świata - dobiegły do jego uszu utyskiwania Kuna, który stękał i sapał, zsuwając się zapewne właśnie z pomocą Kuneczki po bzie - żebym ja jeszcze szczurkowi żarcie miał nosić... Niedoczekanie jego...
Kunek odwrócił się i wolno powlókł w stronę przejścia na strych. Mimo, że burzył się i odszczekiwał Kunowi, po cichu się z nim zgadzał. Miał świadomość, że przegrał na całej linii. Bo cóż z tego, że chciał się zrehabilitować za spalenie poprzedniego gniazda, skoro tylko jeszcze bardziej się pogrążył. A razem ze sobą pociągnął na dno pozostałych. Poczuł się, jak prawdziwy szczur.
- Nie da się tego cofnąć, ale mogę przynajmniej przestać dalej rozrabiać - pomyślał z rezygnacją.
Nie odczuł jednak ulgi. Przeciwnie. Czuł jakiś dziwny ból, większy, niż wtedy, gdy Czerwony Kapturek przetrzepał mu futro, potem przytopił go w jakiejś żrącej pianie, a na końcu powiesił go na sznurze, by tak dokończył żywota. Z zadrapania, ugryzienia, a nawet oparzenia, można się wylizać. Ale jak wylizać się z rany, która boli, ale jej nie
Kunek odwrócił się i wolno powlókł w stronę przejścia na strych. Mimo, że burzył się i odszczekiwał Kunowi, po cichu się z nim zgadzał. Miał świadomość, że przegrał na całej linii. Bo cóż z tego, że chciał się zrehabilitować za spalenie poprzedniego gniazda, skoro tylko jeszcze bardziej się pogrążył. A razem ze sobą pociągnął na dno pozostałych. Poczuł się, jak prawdziwy szczur.
- Nie da się tego cofnąć, ale mogę przynajmniej przestać dalej rozrabiać - pomyślał z rezygnacją.
Nie odczuł jednak ulgi. Przeciwnie. Czuł jakiś dziwny ból, większy, niż wtedy, gdy Czerwony Kapturek przetrzepał mu futro, potem przytopił go w jakiejś żrącej pianie, a na końcu powiesił go na sznurze, by tak dokończył żywota. Z zadrapania, ugryzienia, a nawet oparzenia, można się wylizać. Ale jak wylizać się z rany, która boli, ale jej nie
315
widać? Bo jest gdzieś głęboko w środku?
Zapragnął tylko jednego. Walnąć się na legowisko i leżeć. Leżeć, leżeć i w samotności przeżywać swoją klęskę.
Wśliznął się do środka. Dym zdążył się już w większości ulotnić i wszystko właściwie wyglądało jak dawniej. Tylko martwe ciało Babki Kuny przypominało mu o tym, że wydarzyło się tu coś naprawdę strasznego. Coś, co on rozpętał i za co ponosił całkowitą winę.
Naraz, panującą na strychu ciszę zakłóciły jakieś szmery. Kunek wcale się tym nie zaniepokoił. Przeciwnie, nawet się ucieszył. Pomyślał, że to Kun wraca z Kuneczką i z czymś do żarcia. Kiedy więc, zupełnie niespodziewanie, rozległo się głośne skrzypienie i ze stukotem opadła klapa na strych, był całkowicie zaskoczony. A gdy w otworze klapy pojawiła się znajoma czerwona czapeczka z daszkiem, jego zaskoczenie w jednej chwili zamieniło się w paniczne przerażenie.
- Czerwony Kapturek! - wyszeptał ze zgrozą.
Rzeczywiście, zaraz za czerwoną czapką
Zapragnął tylko jednego. Walnąć się na legowisko i leżeć. Leżeć, leżeć i w samotności przeżywać swoją klęskę.
Wśliznął się do środka. Dym zdążył się już w większości ulotnić i wszystko właściwie wyglądało jak dawniej. Tylko martwe ciało Babki Kuny przypominało mu o tym, że wydarzyło się tu coś naprawdę strasznego. Coś, co on rozpętał i za co ponosił całkowitą winę.
Naraz, panującą na strychu ciszę zakłóciły jakieś szmery. Kunek wcale się tym nie zaniepokoił. Przeciwnie, nawet się ucieszył. Pomyślał, że to Kun wraca z Kuneczką i z czymś do żarcia. Kiedy więc, zupełnie niespodziewanie, rozległo się głośne skrzypienie i ze stukotem opadła klapa na strych, był całkowicie zaskoczony. A gdy w otworze klapy pojawiła się znajoma czerwona czapeczka z daszkiem, jego zaskoczenie w jednej chwili zamieniło się w paniczne przerażenie.
- Czerwony Kapturek! - wyszeptał ze zgrozą.
Rzeczywiście, zaraz za czerwoną czapką
316
wychynęły z otworu ślepia, nos, wargi, a wreszcie cały płaski pysk jego małej prześladowczyni.
Intruzka powiodła ślepiami po strychu, po czym wbiła wzrok w jedno miejsce. Wślepiła się dokładnie w punkt, gdzie właśnie stał Kunek, zszokowany niespodziewanym pojawieniem się córki Wąsala.
Na szczęście na dworze zdążyło się już ściemnić i strych oświetlony był tylko rozproszonym, bladym światłem, które wślizgiwało się przez otwór klapy. Zanim więc, oczy intruzki zdołały się przyzwyczaić do panującego na poddaszu półmroku, u Kunka zadziałał odwieczny instynkt zwierzęcia, stającego w obliczu groźniejszego od siebie drapieżnika. Jego umiejscowiony w ogonie mózg wysłał do mięśni impuls, który nakazywał im się sprężyć a potem rozprężyć gwałtownie i w ten sposób wykonać skok. Dzięki temu, Kunek, zanim nawet zdołał pomyśleć o ucieczce, już znajdował się bezpiecznie ukryty za najbliższą stertą przedmiotów.
- Ufff! - odetchnął z ulgą.
Intruzka powiodła ślepiami po strychu, po czym wbiła wzrok w jedno miejsce. Wślepiła się dokładnie w punkt, gdzie właśnie stał Kunek, zszokowany niespodziewanym pojawieniem się córki Wąsala.
Na szczęście na dworze zdążyło się już ściemnić i strych oświetlony był tylko rozproszonym, bladym światłem, które wślizgiwało się przez otwór klapy. Zanim więc, oczy intruzki zdołały się przyzwyczaić do panującego na poddaszu półmroku, u Kunka zadziałał odwieczny instynkt zwierzęcia, stającego w obliczu groźniejszego od siebie drapieżnika. Jego umiejscowiony w ogonie mózg wysłał do mięśni impuls, który nakazywał im się sprężyć a potem rozprężyć gwałtownie i w ten sposób wykonać skok. Dzięki temu, Kunek, zanim nawet zdołał pomyśleć o ucieczce, już znajdował się bezpiecznie ukryty za najbliższą stertą przedmiotów.
- Ufff! - odetchnął z ulgą.
317
Serce łomotało mu jak grad o dach gniazda podczas burzy. Przywarł całym ciałem do ścianki pudła, szczęśliwy, że w porę zdołał zniknąć intruzce ze ślepiów. Jego futerko zjeżyło się całe, gdyż dobrze pamiętało, jak Czerwony Kapturek złupił je, skaził i razem z całym wcale nielekkim Kunkiem powiesił wysoko na sznurze.
- Nie mogę sprawić już więcej nikomu żadnych kłopotów. Żadnych więcej kłopotów - powtarzał sobie w myślach Kunek.
Postanowił szybko ocenić sytuację. Wyjrzał ostrożnie zza pudła i... zesztywniał. W ślepia rzucił mu się katafalk z ciałem Babki Kuny. Stał sobie, najspokojniej w świecie, prawie na samym środku strychu. Na szczęście akurat padał tam cień. Była szansa, że jeśli nie zajdzie nic nieprzewidzianego, Czerwony Kapturek nie zauważy jego babki.
- W sumie, w tej sytuacji to dobrze, że babka jest martwa - przyszło mu na myśl - przynajmniej się nie poruszy ani nie zacznie piszczeć.
Mała intruzka nie weszła cała na strych. Stała na schodach i zaglądała do środka.
- Nie mogę sprawić już więcej nikomu żadnych kłopotów. Żadnych więcej kłopotów - powtarzał sobie w myślach Kunek.
Postanowił szybko ocenić sytuację. Wyjrzał ostrożnie zza pudła i... zesztywniał. W ślepia rzucił mu się katafalk z ciałem Babki Kuny. Stał sobie, najspokojniej w świecie, prawie na samym środku strychu. Na szczęście akurat padał tam cień. Była szansa, że jeśli nie zajdzie nic nieprzewidzianego, Czerwony Kapturek nie zauważy jego babki.
- W sumie, w tej sytuacji to dobrze, że babka jest martwa - przyszło mu na myśl - przynajmniej się nie poruszy ani nie zacznie piszczeć.
Mała intruzka nie weszła cała na strych. Stała na schodach i zaglądała do środka.
318
Przez chwilę rozglądała się po mrocznym pomieszczeniu, po czym odwróciła się i zaczęła wycofywać się ze strychu. Schodziła po schodach i znikała w otworze klapy. Wyglądało to tak, jakby ten otwór powoli ją pożerał. Pochłaniał najpierw pozbawiony ogona tułów, dalej ramiona, a na końcu sam łeb, razem z czerwoną czapką. I kiedy już wydawało się, że ją całkowicie pożarł i zagrożenie minęło, Babka Kuna wdechnęła! I to jeszcze jak wdechnęła! Był to najdłuższy i najbardziej chyba świszczący wdech w jej długim, niemal dwunastoletnim kunim życiu. Zabrzmiał jak wołanie wołu w okresie godowym, ryk rannego łosia i gulgot tuzina indyków razem wzięte.
- Żyje! - ucieszył się Kunek - Tylko wpadła w bezdech. Nie oddychała i dlatego nie struła się tym dymem-domyślił się - Ten bezdech uratował jej życie.
Radość Kunka trwała jednak krótko. Głośny wdech zwrócił uwagę intruzki i głowa w czerwonej czapce pojawiła się ponownie w otworze klapy. Teraz córka Wąsala
- Żyje! - ucieszył się Kunek - Tylko wpadła w bezdech. Nie oddychała i dlatego nie struła się tym dymem-domyślił się - Ten bezdech uratował jej życie.
Radość Kunka trwała jednak krótko. Głośny wdech zwrócił uwagę intruzki i głowa w czerwonej czapce pojawiła się ponownie w otworze klapy. Teraz córka Wąsala
319
już bezbłędnie namierzyła wzrokiem katafalk z Babką Kuną.
- Ach, moja Plusia! Tu jesteś! - wykrzyknął radośnie Czerwony Kapturek na widok leżącej na samochodziku kuny - To tu cię sprzątnęli. Hurra! Odnalazłam mojego szczurka. Mam moją Plusię-cieszyła się intruzka.
Kiedy jednak podeszła bliżej, wzięła Babkę Kunę w ręce i przyjrzała się jej dokładniej, uśmiech zniknął jej z twarzy. Mimo panującego na strychu półmroku, od razu zauważyła, że jej pluszak był w mocno podupadłym stanie.
- A fe! - skrzywiła się i niemal z obrzydzeniem odsunęła jak najdalej od siebie dłonie z Babką Kuną - Co się stało mojej Plusi? Czyżby się rozchorowała? Cała wyliniała i w ogóle... Wygląda, jakby miała się zaraz rozlecieć. Muszę powiedzieć tacie, że ten jego płyn wcale nie jest na porost włosów, ale na ich wypadanie. To dlatego, im dłużej się nim smaruje, tym coraz bardziej łysieje. Albo nie, o niczym mu nie powiem. Chyba, że się zgodzi na to, żebym mogła zostać w starej szkole!
- Ach, moja Plusia! Tu jesteś! - wykrzyknął radośnie Czerwony Kapturek na widok leżącej na samochodziku kuny - To tu cię sprzątnęli. Hurra! Odnalazłam mojego szczurka. Mam moją Plusię-cieszyła się intruzka.
Kiedy jednak podeszła bliżej, wzięła Babkę Kunę w ręce i przyjrzała się jej dokładniej, uśmiech zniknął jej z twarzy. Mimo panującego na strychu półmroku, od razu zauważyła, że jej pluszak był w mocno podupadłym stanie.
- A fe! - skrzywiła się i niemal z obrzydzeniem odsunęła jak najdalej od siebie dłonie z Babką Kuną - Co się stało mojej Plusi? Czyżby się rozchorowała? Cała wyliniała i w ogóle... Wygląda, jakby miała się zaraz rozlecieć. Muszę powiedzieć tacie, że ten jego płyn wcale nie jest na porost włosów, ale na ich wypadanie. To dlatego, im dłużej się nim smaruje, tym coraz bardziej łysieje. Albo nie, o niczym mu nie powiem. Chyba, że się zgodzi na to, żebym mogła zostać w starej szkole!
320
Kunek przyglądał się z ukrycia, jak intruzka ogląda Babkę Kunę i wywraca nią na wszystkie strony. W pewnej chwili zaczęła wyskubywać z jej futra na brzuchu nieliczne już kłaki. Babka Kuna, do tej pory cała zesztywniała ze strachu, widząc, a przede wszystkim czując, co się z nią wyprawia, nabrała jak tylko mogła najwięcej powietrza w płuca i jak tylko potrafiła najgłośniej pisnęła:
- Ratunku!
Kunek zamarł z przerażenia. Do tej chwili Babka Kuna wyglądała jak należało, czyli na martwą. Nawet nie musiała się wysilać, tak jak Kunek, kiedy wcześniej znalazł się w łapach córki Wąsala. Istniała szansa, że intruzka nie połakomi się na padlinę. Jednak tym piskiem, staruszka sama się zdradziła. Pokazała, że żyje i wydała na żer intruzce. Prawda, na futro się nie nadawała. Po co komu takie wyliniałe futro? Do zjedzenia też nie. Była stara i łykowata. Ale ludzie mieli przecież swoje sposoby i tak jak z indyka, mogli z Babki Kuny zrobić pieczyste.
- O! - wykrzyknęła radośnie intruzka, a jej twarz
- Ratunku!
Kunek zamarł z przerażenia. Do tej chwili Babka Kuna wyglądała jak należało, czyli na martwą. Nawet nie musiała się wysilać, tak jak Kunek, kiedy wcześniej znalazł się w łapach córki Wąsala. Istniała szansa, że intruzka nie połakomi się na padlinę. Jednak tym piskiem, staruszka sama się zdradziła. Pokazała, że żyje i wydała na żer intruzce. Prawda, na futro się nie nadawała. Po co komu takie wyliniałe futro? Do zjedzenia też nie. Była stara i łykowata. Ale ludzie mieli przecież swoje sposoby i tak jak z indyka, mogli z Babki Kuny zrobić pieczyste.
- O! - wykrzyknęła radośnie intruzka, a jej twarz
321
rozjaśnił szeroki uśmiech - Baterie jeszcze działają. Super, wydłubię je sobie do empetrójki. A mojej Plusi urządzę uroczysty pogrzeb w ogrodzie. Zakopię ją pod tym ślicznym bzem.
Mówiąc to, córka Wąsala rozglądała się po strychu. Kiedy zauważyła wśród wielu szpejów walających się po podłodze, wyszczerbiony, zardzewiały nóż, podniosła go. Z nożem w dłoni zaczęła szukać w swoim pluszaku jakiejś klapki, czy szwu, który dałoby się rozpruć i dobrać się do baterii.
Dla Kunka, który ze swojej kryjówki obserwował całą sytuację, wyglądało to tak, jakby Czerwony Kapturek wysunął z dłoni wielki, ostry pazur i zamierzał przebić nim i złupić dopiero co zmartwychwstałą Babkę Kunę. To potwierdzało jego najgorsze obawy. Wiedział, że za wszelką cenę musiał ratować staruszkę. Był zdesperowany. Wyrzuty sumienia, które dręczyły go od czasu, gdy na strychu nie udzielił Babce Kunie pomocy, dodawały mu odwagi.
- Raz kunie śmierć! - pisnął, po czym wybił
Mówiąc to, córka Wąsala rozglądała się po strychu. Kiedy zauważyła wśród wielu szpejów walających się po podłodze, wyszczerbiony, zardzewiały nóż, podniosła go. Z nożem w dłoni zaczęła szukać w swoim pluszaku jakiejś klapki, czy szwu, który dałoby się rozpruć i dobrać się do baterii.
Dla Kunka, który ze swojej kryjówki obserwował całą sytuację, wyglądało to tak, jakby Czerwony Kapturek wysunął z dłoni wielki, ostry pazur i zamierzał przebić nim i złupić dopiero co zmartwychwstałą Babkę Kunę. To potwierdzało jego najgorsze obawy. Wiedział, że za wszelką cenę musiał ratować staruszkę. Był zdesperowany. Wyrzuty sumienia, które dręczyły go od czasu, gdy na strychu nie udzielił Babce Kunie pomocy, dodawały mu odwagi.
- Raz kunie śmierć! - pisnął, po czym wybił
322
się z całych sił i jak z procy wystrzelił w powietrze.
Zamierzał skoczyć małej intruzce na kark, wczepić się pazurami w jej futro na głowie i gryźć i drapać. Z całych sił drapać i gryźć, aż córka Wąsala wypuści Babkę Kunę ze swych szponów.
Z początku wszystko szło zgodnie z planem. Kunek rzeczywiście wystrzelił jak z procy i właśnie leciał w stronę intruzki z wyszczerzonymi zębami i wystawionymi pazurami. Leciał i leciał, ale nie doleciał. Zanim zdołał dosięgnąć jej karku, nadział się po drodze na wiszącą na jakimś gwoździu starą, zakurzoną koszulę. Wpadł w nią i od razu się w nią zaplątał. Chcąc się z niej uwolnić, zaczął się szamotać. Tym jednak tylko pogorszył swoją sytuację. Tak się bowiem w nią zamotał, że pyszczek wsunął mu się głęboko w rękaw, a łapy powłaziły w kieszenie. Jedyne, co zdołał całą tą szamotaniną osiągnąć, to zerwać koszulę z gwoździa i razem z nią runąć w dół.
Kiedy rąbnął o podłogę, tak się wystraszył,
Zamierzał skoczyć małej intruzce na kark, wczepić się pazurami w jej futro na głowie i gryźć i drapać. Z całych sił drapać i gryźć, aż córka Wąsala wypuści Babkę Kunę ze swych szponów.
Z początku wszystko szło zgodnie z planem. Kunek rzeczywiście wystrzelił jak z procy i właśnie leciał w stronę intruzki z wyszczerzonymi zębami i wystawionymi pazurami. Leciał i leciał, ale nie doleciał. Zanim zdołał dosięgnąć jej karku, nadział się po drodze na wiszącą na jakimś gwoździu starą, zakurzoną koszulę. Wpadł w nią i od razu się w nią zaplątał. Chcąc się z niej uwolnić, zaczął się szamotać. Tym jednak tylko pogorszył swoją sytuację. Tak się bowiem w nią zamotał, że pyszczek wsunął mu się głęboko w rękaw, a łapy powłaziły w kieszenie. Jedyne, co zdołał całą tą szamotaniną osiągnąć, to zerwać koszulę z gwoździa i razem z nią runąć w dół.
Kiedy rąbnął o podłogę, tak się wystraszył,
323
że od razu rzucił się do ucieczki. Nic nie widział. Pędził więc przez strych na oślep. Co chwilę potykał się o koszulę i obijał się o zalegające wszędzie pudła. Piszczał przy tym wniebogłosy ze strachu, wściekłości i bezsilności. Potworny hałas wypełnił cały strych, a w powietrze wzniosły się wielkie kłęby siwego kurzu. W powiewającej koszuli, oświetlonej bladym światłem, wyglądał jak najprawdziwsza, rozszalała zjawa.
Czerwony Kapturek wywalił gały i rozdziawił szeroko ze strachu buzię.
- Duch! Duch! - wrzasnął i z krzykiem rzucił się do ucieczki.
Intruzka zwiewała tak szybko, że omal nie zwaliła się ze schodów. Z hukiem zatrzasnęła za sobą klapę i ciągle wrzeszcząc „duch, duch”, pognała sam na dół.
Wrzaski intruzki jeszcze bardziej przeraziły Kunka. Zaplątany w koszulę nic nie widział i nie miał pojęcia, co się dzieje. Jeszcze energiczniej rzucił się do przodu. Zrobił to jednak tak nieszczęśliwie, że od razu wpadł na jeden z drewnianych słupów, podtrzymujących
Czerwony Kapturek wywalił gały i rozdziawił szeroko ze strachu buzię.
- Duch! Duch! - wrzasnął i z krzykiem rzucił się do ucieczki.
Intruzka zwiewała tak szybko, że omal nie zwaliła się ze schodów. Z hukiem zatrzasnęła za sobą klapę i ciągle wrzeszcząc „duch, duch”, pognała sam na dół.
Wrzaski intruzki jeszcze bardziej przeraziły Kunka. Zaplątany w koszulę nic nie widział i nie miał pojęcia, co się dzieje. Jeszcze energiczniej rzucił się do przodu. Zrobił to jednak tak nieszczęśliwie, że od razu wpadł na jeden z drewnianych słupów, podtrzymujących
324
konstrukcję dachu. Przydzwonił łbem aż jęknęło i tak zakończył swój szaleńczy pęd przez strych.
Przez dłuższy moment nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. W ślepiach miał ciemność, a w uszach ćwierkało mu oszalałe stado wróbli. Z trudem doszedł do siebie i wyplątał się z koszuli. Kiedy przypomniał sobie o Czerwonym Kapturku, już miał czmychnąć w jakąś dziurę, ale zorientował się, że intruzka zniknęła. Spojrzał na katafalk i wtedy ze zgrozą stwierdził, że razem z intruzką, zniknęła też Babka Kuna.
- Została porwana na pieczyste - wydukał na głos - A ja głupi myślałem, że już nic gorszego od śmierci nie może się jej przydarzyć... Najgorsze, że już na zawsze zabrała ze sobą straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi do piekarnika.
Urwał, bo do jego uszu dotarł z nieoświetlonej części strychu cichy, przytłumiony jęk. Ostrożnie podszedł bliżej i odetchnął z ulgą. Na podłodze leżało rozpłaszczone, ale zupełnie żywe ciało Babki Kuny.
Przez dłuższy moment nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. W ślepiach miał ciemność, a w uszach ćwierkało mu oszalałe stado wróbli. Z trudem doszedł do siebie i wyplątał się z koszuli. Kiedy przypomniał sobie o Czerwonym Kapturku, już miał czmychnąć w jakąś dziurę, ale zorientował się, że intruzka zniknęła. Spojrzał na katafalk i wtedy ze zgrozą stwierdził, że razem z intruzką, zniknęła też Babka Kuna.
- Została porwana na pieczyste - wydukał na głos - A ja głupi myślałem, że już nic gorszego od śmierci nie może się jej przydarzyć... Najgorsze, że już na zawsze zabrała ze sobą straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi do piekarnika.
Urwał, bo do jego uszu dotarł z nieoświetlonej części strychu cichy, przytłumiony jęk. Ostrożnie podszedł bliżej i odetchnął z ulgą. Na podłodze leżało rozpłaszczone, ale zupełnie żywe ciało Babki Kuny.
325
- Zawsze uważałam, że z ciebie to mały skunks, leniwiec i osioł - wycharczała mu prosto w nos stara kuna - Ale teraz...
Babka Kuna zawiesiła głos i niespodziewanie przybrała, co dotąd było wręcz nie do pomyślenia, miły jak na nią wyraz pyska i niemal łagodnym głosem dokończyła:
- Nie mam pojęcia skąd wiedziałeś, że ludzie, tak jak i my, kuny, boją się duchów? Ale dzięki temu... uchroniłeś mnie od pewnej zguby. Tylko, czy nie mogłeś się z tym pośpieszyć i uratować mnie, zanim ta intruzka nie złupiła do ostatniego kłaka mojego futra? No dobrze, może nie ocaliłeś mi futra, ale przynajmniej ocaliłeś życie! Porzuciła mnie ze strachu i zwiała. Za to, wyjawię ci teraz straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi!
Kunek w jednej chwili, ze stanu zupełnego przygnębienia, przeszedł w stan euforii. Zaczął drżeć cały z emocji, w oczekiwaniu na poznanie strasznej tajemnicy kun. Tajemnicy, której nie znał nikt. Ani Kun, ani Kuneczka, ani nawet jego rodzice, o ile jeszcze w ogóle żyli. Znała ją tylko
Babka Kuna zawiesiła głos i niespodziewanie przybrała, co dotąd było wręcz nie do pomyślenia, miły jak na nią wyraz pyska i niemal łagodnym głosem dokończyła:
- Nie mam pojęcia skąd wiedziałeś, że ludzie, tak jak i my, kuny, boją się duchów? Ale dzięki temu... uchroniłeś mnie od pewnej zguby. Tylko, czy nie mogłeś się z tym pośpieszyć i uratować mnie, zanim ta intruzka nie złupiła do ostatniego kłaka mojego futra? No dobrze, może nie ocaliłeś mi futra, ale przynajmniej ocaliłeś życie! Porzuciła mnie ze strachu i zwiała. Za to, wyjawię ci teraz straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi!
Kunek w jednej chwili, ze stanu zupełnego przygnębienia, przeszedł w stan euforii. Zaczął drżeć cały z emocji, w oczekiwaniu na poznanie strasznej tajemnicy kun. Tajemnicy, której nie znał nikt. Ani Kun, ani Kuneczka, ani nawet jego rodzice, o ile jeszcze w ogóle żyli. Znała ją tylko
326
Babka Kuna. A teraz pozna ją także i on, Kunek!
- Jest taki jeden wypróbowany i tajny sposób, żeby zdechnąć ludzi. I to... wszystkich naraz! - zaczęła Babka Kuna.
Mówiła tak cicho, że Kunek musiał aż pochylić się i przysunąć bliżej do jej pyska, by rozumieć, co mówiła.
- Stary, wypróbowany sposób. Straszna tajemnica kun... wielu miotów kun...
Babka Kuna nie zdołała dokończyć, gdyż Kunek musiał zatkać jej pysk. Znów usłyszał niepokojące hałasy. Coś stuknęło mocniej i klapa na strych opadła z gwałtownym łomotem. W tej samej chwili w jej otworze pojawiły się błyski ostrego światła. Ledwo Kunek zdołał zaciągnąć Babkę Kunę do najbliższej dziury, z otworu klapy wychynęły dwie ludzkie głowy.
- Czerwony Kapturek sprowadził na pomoc ojca-pomyślał ze zgrozą Kunek na widok wchodzącego na strych Wąsala.
- Widzisz Ewciu - rozległ się głos intruza - Tu nie ma żadnych duchów. Nikogo, ani niczego tu nie ma. Oprócz bałaganu i kurzu oczywiście...
- Jest taki jeden wypróbowany i tajny sposób, żeby zdechnąć ludzi. I to... wszystkich naraz! - zaczęła Babka Kuna.
Mówiła tak cicho, że Kunek musiał aż pochylić się i przysunąć bliżej do jej pyska, by rozumieć, co mówiła.
- Stary, wypróbowany sposób. Straszna tajemnica kun... wielu miotów kun...
Babka Kuna nie zdołała dokończyć, gdyż Kunek musiał zatkać jej pysk. Znów usłyszał niepokojące hałasy. Coś stuknęło mocniej i klapa na strych opadła z gwałtownym łomotem. W tej samej chwili w jej otworze pojawiły się błyski ostrego światła. Ledwo Kunek zdołał zaciągnąć Babkę Kunę do najbliższej dziury, z otworu klapy wychynęły dwie ludzkie głowy.
- Czerwony Kapturek sprowadził na pomoc ojca-pomyślał ze zgrozą Kunek na widok wchodzącego na strych Wąsala.
- Widzisz Ewciu - rozległ się głos intruza - Tu nie ma żadnych duchów. Nikogo, ani niczego tu nie ma. Oprócz bałaganu i kurzu oczywiście...
327
- Ale... kurz nie hałasuje. A ja ciągle słyszę stąd jakieś hałasy nad moim pokojem. Jakby ktoś biegał po strychu - upierała się córka Wąsala.
- Musiało ci się coś przesłyszeć, córeczko...
- O tam - krzyknęła nagle mała intruzka - Duch!
Pokazała ręką na podłogę, po czym szybko schowała się za tatę. Wąsal skierował latarkę w kierunku, w którym pokazała córka. Strumień światła oświetlił starą zniszczoną koszulę. Tę samą, w którą wcześniej zaplątał się Kunek, a która leżała teraz zmięta i nieruchoma.
- Jeśli to ma być ten duch - Wąsal uśmiechnął się pod wąsem i podszedł bliżej - To nie ma się czego bać.
Podniósł koszulę na latarce i pomachał nią w powietrzu, jakby poddawał się jakiejś obcej armii.
- Wygląda na to, że to jest całkiem martwy duch... Pewnie wystraszył się ciebie na śmierć - zaśmiał się Wąsal - Chodźmy już, bo nawdychamy się tylko dymu i kurzu. Swoją drogą trzeba tu będzie posprzątać i przewietrzyć. No i wyrzucić stąd te wszystkie graty...
- Musiało ci się coś przesłyszeć, córeczko...
- O tam - krzyknęła nagle mała intruzka - Duch!
Pokazała ręką na podłogę, po czym szybko schowała się za tatę. Wąsal skierował latarkę w kierunku, w którym pokazała córka. Strumień światła oświetlił starą zniszczoną koszulę. Tę samą, w którą wcześniej zaplątał się Kunek, a która leżała teraz zmięta i nieruchoma.
- Jeśli to ma być ten duch - Wąsal uśmiechnął się pod wąsem i podszedł bliżej - To nie ma się czego bać.
Podniósł koszulę na latarce i pomachał nią w powietrzu, jakby poddawał się jakiejś obcej armii.
- Wygląda na to, że to jest całkiem martwy duch... Pewnie wystraszył się ciebie na śmierć - zaśmiał się Wąsal - Chodźmy już, bo nawdychamy się tylko dymu i kurzu. Swoją drogą trzeba tu będzie posprzątać i przewietrzyć. No i wyrzucić stąd te wszystkie graty...
328
- Grozi - syknęła Kunkowi złowrogo do ucha Babka Kuna - że połamie nam wszystkie gnaty!
- Dlatego trzeba ich jak najszybciej zdechnąć - powziął w myślach decyzję Kunek - Zanim oni zdechną nas.
Owszem, wcześniej był skłonny posłuchać Kuna i zrezygnować z dalszej walki. Choć to oznaczało poddanie się. Najzwyczajniejsze w świecie tchórzostwo. Ale teraz, kiedy dowiedział się o istnieniu strasznej tajemnicy kun, jak zdechnąć ludzi, zmienił zdanie. Postanowił znowu walczyć. Bić się, aż do końca i to zwycięskiego końca! O ile tylko zdołają teraz ocalić swoje gnaty i przeżyć.
Ku jego zaskoczeniu i niezwykłej radości, intruzi, mimo gróźb połamania gnatów pod ich adresem, zaczęli wycofywać się ze strychu.
- Tatusiu, powiem ci coś... o twoich włosach. Ale obiecaj, że pozwolisz mi zostać w starej szkole - dtarł do Kunka głos córki Wąsala.
Schodziła pierwsza, a za nią podążał jej ojciec.
- Córeczko, to... nie możli... we - wysapał w odpowiedzi - Twoja sta... ra szkoła
- Dlatego trzeba ich jak najszybciej zdechnąć - powziął w myślach decyzję Kunek - Zanim oni zdechną nas.
Owszem, wcześniej był skłonny posłuchać Kuna i zrezygnować z dalszej walki. Choć to oznaczało poddanie się. Najzwyczajniejsze w świecie tchórzostwo. Ale teraz, kiedy dowiedział się o istnieniu strasznej tajemnicy kun, jak zdechnąć ludzi, zmienił zdanie. Postanowił znowu walczyć. Bić się, aż do końca i to zwycięskiego końca! O ile tylko zdołają teraz ocalić swoje gnaty i przeżyć.
Ku jego zaskoczeniu i niezwykłej radości, intruzi, mimo gróźb połamania gnatów pod ich adresem, zaczęli wycofywać się ze strychu.
- Tatusiu, powiem ci coś... o twoich włosach. Ale obiecaj, że pozwolisz mi zostać w starej szkole - dtarł do Kunka głos córki Wąsala.
Schodziła pierwsza, a za nią podążał jej ojciec.
- Córeczko, to... nie możli... we - wysapał w odpowiedzi - Twoja sta... ra szkoła
329
jest po drugiej stronie miasta. Kiedy tylko zała... twimy formalności, zaczniesz chodzić tu, bliżej. Przecież to tylko kilka ulic stąd. Zaufaj mi, tak będzie dla ciebie lepiej. A co mi chciałaś powiedzieć o moich włosach?
- Nic takiego... Ten płyn na włosy chyba działa.
- Naprawdę? - ucieszył się Wąsal - To muszę go zacząć częściej używać.
Odpowiedź Wąsala została niemal całkiem zagłuszona przez łomot zatrzaskiwanej klapy.
Musiało upłynąć sporo czasu, zanim Babka Kuna doszła do siebie na tyle, że mogła podjąć przerwaną opowieść o strasznej tajemnicy kun. Kunek był podekscytowany. Zachowując bezpieczną odległość, cały zamienił się w słuch.
- Choć ludzie mają cztery kończyny - zaczęła cicho staruszka - poruszają się tylko na dwóch. Przez to, są powolni i niezdarni...
Babka mówiła cicho, coraz ciszej. Kunek, narażając się na niebezpieczeństwo bliskiego spotkania z jej bezzębnymi szczękami, przysunął się bliżej. Niemal przyłożył ucho do jej warg.
Jednak wtedy, zamiast dalszych słów,
- Nic takiego... Ten płyn na włosy chyba działa.
- Naprawdę? - ucieszył się Wąsal - To muszę go zacząć częściej używać.
Odpowiedź Wąsala została niemal całkiem zagłuszona przez łomot zatrzaskiwanej klapy.
Musiało upłynąć sporo czasu, zanim Babka Kuna doszła do siebie na tyle, że mogła podjąć przerwaną opowieść o strasznej tajemnicy kun. Kunek był podekscytowany. Zachowując bezpieczną odległość, cały zamienił się w słuch.
- Choć ludzie mają cztery kończyny - zaczęła cicho staruszka - poruszają się tylko na dwóch. Przez to, są powolni i niezdarni...
Babka mówiła cicho, coraz ciszej. Kunek, narażając się na niebezpieczeństwo bliskiego spotkania z jej bezzębnymi szczękami, przysunął się bliżej. Niemal przyłożył ucho do jej warg.
Jednak wtedy, zamiast dalszych słów,
330
z pyska staruszki wydobyło się charczące chrapanie.
- Chrrrrrr!
- Zasnęła! W takim momencie!- zdenerwował się Kunek i postanowił ją natychmiast obudzić.
- Powolni i bezradni! - co sił w płucach wypiszczał staruszce prosto do ucha jej ostatnie słowa.
Stara kuna aż poderwała się ze swojego katafalku. Odruchowo kłapnęła dziąsłami na lewo i prawo, w celu ukąszenia kogokolwiek, kto akurat przebywałby w zasięgu jej szczęk. Na szczęście Kunek zdołał uskoczyć w bok.
- Jak śmiesz mi przerywać, szczeniaku?! - wrzasnęła - Na czym to ja skończyłam, bo mnie wybiłeś z myśli?
- „Ludzie mają cztery kończyny, a poruszają się na dwóch” - skwapliwie zacytował ją Kunek.
Słuchał jej bardzo uważnie i starał się zapamiętać każde słowo.
- Właśnie, właśnie - pokiwała łbem Babka Kuna - I więcej mi już nie przerywaj - ostrzegła go i pogroziła mu pazurem - A więc, ludzie
- Chrrrrrr!
- Zasnęła! W takim momencie!- zdenerwował się Kunek i postanowił ją natychmiast obudzić.
- Powolni i bezradni! - co sił w płucach wypiszczał staruszce prosto do ucha jej ostatnie słowa.
Stara kuna aż poderwała się ze swojego katafalku. Odruchowo kłapnęła dziąsłami na lewo i prawo, w celu ukąszenia kogokolwiek, kto akurat przebywałby w zasięgu jej szczęk. Na szczęście Kunek zdołał uskoczyć w bok.
- Jak śmiesz mi przerywać, szczeniaku?! - wrzasnęła - Na czym to ja skończyłam, bo mnie wybiłeś z myśli?
- „Ludzie mają cztery kończyny, a poruszają się na dwóch” - skwapliwie zacytował ją Kunek.
Słuchał jej bardzo uważnie i starał się zapamiętać każde słowo.
- Właśnie, właśnie - pokiwała łbem Babka Kuna - I więcej mi już nie przerywaj - ostrzegła go i pogroziła mu pazurem - A więc, ludzie
331
poruszają się na dwóch kończynach dość ślamazarnie. Dlatego muszą używać tych swoich strasznych, hałaśliwych i cuchnących pojazdów. Tych, które tak pędzą i pod kołami których ginie tyle zwierząt. A wśród nich i niejedna kuna. Ale te ich pojazdy-kontynuowała cichym głosem-mogą być też zabójcze dla nich samych... właśnie dla ludzi. Jeśli tylko my odpowiednio przyłożymy do tego swoją łapę. A dokładniej, swoje zęby...
Babka Kuna wyszczerzyła bezzębne dziąsła i znowu zaczęła nimi kłapać na wszystkie strony. Kunek, który od początku słuchał jej w największym napięciu, stawał się już coraz bardziej zniecierpliwiony. Jego zdaniem staruszka ględziła za długo i niejasno. Nic konkretnego z tego jej przynudzania nie wynikało. W sprawie zdechnięcia ludzi był teraz tak samo zielony, jak i wczoraj, przedwczoraj i jeszcze dawniej. Zaczął nawet popadać w jakieś otępiałe zniechęcenie, ale na dźwięk słowa „zęby”, ocknął się:
- Właśnie, właśnie. To, co z tymi zębami?
- Mówiłam, żebyś mi ciągle nie przerywał,
Babka Kuna wyszczerzyła bezzębne dziąsła i znowu zaczęła nimi kłapać na wszystkie strony. Kunek, który od początku słuchał jej w największym napięciu, stawał się już coraz bardziej zniecierpliwiony. Jego zdaniem staruszka ględziła za długo i niejasno. Nic konkretnego z tego jej przynudzania nie wynikało. W sprawie zdechnięcia ludzi był teraz tak samo zielony, jak i wczoraj, przedwczoraj i jeszcze dawniej. Zaczął nawet popadać w jakieś otępiałe zniechęcenie, ale na dźwięk słowa „zęby”, ocknął się:
- Właśnie, właśnie. To, co z tymi zębami?
- Mówiłam, żebyś mi ciągle nie przerywał,
332
szczeniaku! - ofuknęła go Babka Kuna-Bo ci już nic więcej nie powiem. No więc, kiedy intruzi tak pędzą w tych swoich pojazdach - zaczęła po chwili przerwy-coraz szybciej i szybciej, zdarza się, że nie mogą się zatrzymać. Wtedy rozbijają się na miazgę o jakieś drzewo lub mur i... giną na miejscu. A cała tajemnica ich zdechu polega na tym, że...
Babka Kuna zakrztusiła się i zaczęła przeraźliwie charczeć. Kunkowi serce zamarło ze strachu, że staruszka wyciągnie łapy i nie zdąży dokończyć swojego wywodu. A wtedy on już nigdy nie dowie się, jak zdechnąć ludzi. Ani razu jeszcze nie bał się tak o jej życie, jak w tej chwili.
- Że... że - podrzucał Babce Kunie w nadziei, iż ta to podchwyci i zacznie opowiadać dalej.
I podchwyciła. Ale nie na długo.
- Że, że... - zaczęła staruszka, po czym wybuchła kolejną porcją charczenia i kaszlu, obficie przy tym opluwając Kunka gęstą śliną.
Dopiero po dłuższej chwili, która dla Kunka była męczącą wiecznością, podjęła opowieść:
- Żeby w tym ich pojeździe przegryźć
Babka Kuna zakrztusiła się i zaczęła przeraźliwie charczeć. Kunkowi serce zamarło ze strachu, że staruszka wyciągnie łapy i nie zdąży dokończyć swojego wywodu. A wtedy on już nigdy nie dowie się, jak zdechnąć ludzi. Ani razu jeszcze nie bał się tak o jej życie, jak w tej chwili.
- Że... że - podrzucał Babce Kunie w nadziei, iż ta to podchwyci i zacznie opowiadać dalej.
I podchwyciła. Ale nie na długo.
- Że, że... - zaczęła staruszka, po czym wybuchła kolejną porcją charczenia i kaszlu, obficie przy tym opluwając Kunka gęstą śliną.
Dopiero po dłuższej chwili, która dla Kunka była męczącą wiecznością, podjęła opowieść:
- Żeby w tym ich pojeździe przegryźć
333
odpowiednią żyłę! - udało się jej wysapać w przerwach między kolejnymi atakami kaszlu - Jeśli się ją przegryzie, nie będą mogli się zatrzymać... Kiedy się już rozpędzą, a tutaj przecież jest z górki i mnóstwo zakrętów, to... skończy się to prawdziwą miazgą. Nie będzie co zbierać. Trzeba tylko zadbać o to... wybrać taki moment, żeby w tym pojeździe znaleźli się wszyscy... - znów się zakrztusiła, ale mimo to, ostatkiem sił, dała radę dopowiedzieć - wszyscy intruzi!
Babka Kuna odcharknęła głośno i splunęła na podłogę zieloną wydzieliną z najdalszych głębin swoich płuc.
Skrajnie wyczerpana, opadła na katafalk i łapała łapczywie oddech. Wydawała przy tym z siebie przeraźliwie świszczące odgłosy.
Kunek nie poruszył się. Był naprawdę zawiedziony i trudno mu było ukryć rozczarowanie. Ta straszna ponoć tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi, okazała się taka... zwyczajna. Taka zupełnie nietajemnicza i niestraszna. A on wyobrażał już sobie, że Babka Kuna wyjawi mu
Babka Kuna odcharknęła głośno i splunęła na podłogę zieloną wydzieliną z najdalszych głębin swoich płuc.
Skrajnie wyczerpana, opadła na katafalk i łapała łapczywie oddech. Wydawała przy tym z siebie przeraźliwie świszczące odgłosy.
Kunek nie poruszył się. Był naprawdę zawiedziony i trudno mu było ukryć rozczarowanie. Ta straszna ponoć tajemnica kun, jak zdechnąć ludzi, okazała się taka... zwyczajna. Taka zupełnie nietajemnicza i niestraszna. A on wyobrażał już sobie, że Babka Kuna wyjawi mu
334
jakieś tajemne zaklęcie. Mroczny obrzęd, czy rytuał, lub coś w tym rodzaju. A tu okazało się, że chodzi o zwykłe przegryzienie jakiejś żyły. I to nawet nie tej, co pulsuje w gardłach intruzów, tylko biegnie w jakimś ich pojeździe. I gdzie tutaj tajemnica?
- Cała tajemnica w tym - wysyczała Babka Kuna, jakby w odpowiedzi jego na wątpliwości - że trzeba przegryźć odpowiednią żyłę. I to tak, żeby posoka nie wypłynęła z niej od razu. Musi wyciekać, a raczej wykapywać po trochu. Kap, kap, kap. Kapać sobie spokojnie, aż pojazd się odpowiednio rozpędzi...
Kunek zaczął się zastanawiać nad tym, co usłyszał dziś od Babki Kuny. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej jej tajemnica zaczynała mu się podobać.
- Liczy się skuteczność - utwierdził się w myślach - A tu, za jednym zamachem można się pozbyć wszystkich intruzów. I to raz na zawsze. No, nie wszystkich ludzi, jacy w ogóle żyją na świecie - zreflektował się - Na początek wystarczą ci, co zajęli nasze gniazdo. Na resztę
- Cała tajemnica w tym - wysyczała Babka Kuna, jakby w odpowiedzi jego na wątpliwości - że trzeba przegryźć odpowiednią żyłę. I to tak, żeby posoka nie wypłynęła z niej od razu. Musi wyciekać, a raczej wykapywać po trochu. Kap, kap, kap. Kapać sobie spokojnie, aż pojazd się odpowiednio rozpędzi...
Kunek zaczął się zastanawiać nad tym, co usłyszał dziś od Babki Kuny. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej jej tajemnica zaczynała mu się podobać.
- Liczy się skuteczność - utwierdził się w myślach - A tu, za jednym zamachem można się pozbyć wszystkich intruzów. I to raz na zawsze. No, nie wszystkich ludzi, jacy w ogóle żyją na świecie - zreflektował się - Na początek wystarczą ci, co zajęli nasze gniazdo. Na resztę
335
przyjdzie czas!
Nie minęła chwila, a on już przebierał łapami. Wprost nie mógł się doczekać, kiedy zakasze futerko i zabierze się do zdechnięcia ludzi. Zdawał sobie jednak sprawę, że to nie stanie się tak szybko. Najpierw będzie musiał ich przecież poobserwować i wybadać, kiedy będą mieli zamiar wybrać się w drogę. I to wszyscy naraz. Wtedy on uprzedzi ich zamiary. Zakradnie się do ich pojazdu, delikatnie przegryzie właściwą żyłę i...
- I raz na zawsze skończę z intruzami-pomyślał i zacisnął szczęki tak mocno, że aż chrupnęło mu w zawiasach.
W tym momencie pojawił się Kun z Kuneczką u boku. Dość długo trwało, zanim Kuneczka zdołała wciągnąć tego tłuściocha do środka. A ile przy tym było stękania, sapania i jęczenia. Kiedy wreszcie Kun stanął w środku na łapy, Kunek oniemiał. Jego braciszek w pysku trzymał kurze jajko. Prawdziwe.
Kuneczka i Kun ucieszyli się na widok żywej Babki Kuny. Z kolei Kunek ucieszył się na widok jajka, które Kun uroczyście wręczył Kunkowi.
Nie minęła chwila, a on już przebierał łapami. Wprost nie mógł się doczekać, kiedy zakasze futerko i zabierze się do zdechnięcia ludzi. Zdawał sobie jednak sprawę, że to nie stanie się tak szybko. Najpierw będzie musiał ich przecież poobserwować i wybadać, kiedy będą mieli zamiar wybrać się w drogę. I to wszyscy naraz. Wtedy on uprzedzi ich zamiary. Zakradnie się do ich pojazdu, delikatnie przegryzie właściwą żyłę i...
- I raz na zawsze skończę z intruzami-pomyślał i zacisnął szczęki tak mocno, że aż chrupnęło mu w zawiasach.
W tym momencie pojawił się Kun z Kuneczką u boku. Dość długo trwało, zanim Kuneczka zdołała wciągnąć tego tłuściocha do środka. A ile przy tym było stękania, sapania i jęczenia. Kiedy wreszcie Kun stanął w środku na łapy, Kunek oniemiał. Jego braciszek w pysku trzymał kurze jajko. Prawdziwe.
Kuneczka i Kun ucieszyli się na widok żywej Babki Kuny. Z kolei Kunek ucieszył się na widok jajka, które Kun uroczyście wręczył Kunkowi.
336
- Naprawdę byli na polowaniu - pomyślał Kunek - Może ten Kun nie jest wcale taki zły?
Postanowił nie zwlekać, tylko natychmiast zabrać się za swój deserek. W końcu, to miał być pierwszy deserek od... Nawet nie pamiętał, od kiedy. Na pewno od dawna. Jednak, choć czuł przeraźliwy głód i ślinka ciekła mu na widok jajka, jego myśli błądziły wokół strasznej tajemnicy kun. Zastanawiał się, jak ugryźć żyłę w pojeździe ludzi tak, by otworek był odpowiednio mały. I właściwie, jak mały powinien być ten otworek, żeby posoka wyciekała bardzo powoli. Nie wytryskała, tylko kapała kropelka po kropelce, aż do samego końca.
- A właściwie to kuńca intruzów! A może to powinien być właśnie taki mały otworek - zauważył Kunek, kiedy pochylił się nad przyniesionym przez Kuna jajkiem-jak ten, w tym jajeczku?
Choć jego nozdrza wyłapywały oszałamiający zapach deserku, coś mu się nie zgadzało. Wystarczył jeden rzut ślepia, by zauważyć dwie małe dziurki wygryzione po obu stronach
Postanowił nie zwlekać, tylko natychmiast zabrać się za swój deserek. W końcu, to miał być pierwszy deserek od... Nawet nie pamiętał, od kiedy. Na pewno od dawna. Jednak, choć czuł przeraźliwy głód i ślinka ciekła mu na widok jajka, jego myśli błądziły wokół strasznej tajemnicy kun. Zastanawiał się, jak ugryźć żyłę w pojeździe ludzi tak, by otworek był odpowiednio mały. I właściwie, jak mały powinien być ten otworek, żeby posoka wyciekała bardzo powoli. Nie wytryskała, tylko kapała kropelka po kropelce, aż do samego końca.
- A właściwie to kuńca intruzów! A może to powinien być właśnie taki mały otworek - zauważył Kunek, kiedy pochylił się nad przyniesionym przez Kuna jajkiem-jak ten, w tym jajeczku?
Choć jego nozdrza wyłapywały oszałamiający zapach deserku, coś mu się nie zgadzało. Wystarczył jeden rzut ślepia, by zauważyć dwie małe dziurki wygryzione po obu stronach
337
skorupki. Kunek wziął jajko w zęby i podniósł je ostrożnie. Było podejrzanie lekkie. Przyjrzał mu się bliżej. Skorupka, zamiast pysznym białkiem i aromatycznym żółtkiem, wypełniona była po brzegi wyłącznie... powietrzem.
- Ale... - wystękał do Kuna całkiem już zdezorientowany - tu w środku nic nie ma. Tttto... przecież tylko pusta skorupka.
- Nie ma, bo... bo... bo jak tak niosłem delikatnie to pyszne jajeczko w pyszczku, tttto się potknąłem na wyboju i... wtedy mi się stłukło i wykapało po drodze... - wyjąkał Kun, bezwiednie oblizując wargi i przełykając podejrzanie głośno ślinę.
Kunek od razu zrozumiał, że właśnie został wystrychnięty na dudka.
- Wykapało... - prychnął zaczepnie Kunek-Oczywiście prosto do pyska!
- Ty mi tu lepiej nie pyskuj, szczurku - rozeźlił się momentalnie Kun - A czy ty wiesz, ile ja się musiałem natachać, żeby ci przynajmniej tę skorupkę dostarczyć?
- Lepiej było już ją rozbić - mruknął Kunek
- Ale... - wystękał do Kuna całkiem już zdezorientowany - tu w środku nic nie ma. Tttto... przecież tylko pusta skorupka.
- Nie ma, bo... bo... bo jak tak niosłem delikatnie to pyszne jajeczko w pyszczku, tttto się potknąłem na wyboju i... wtedy mi się stłukło i wykapało po drodze... - wyjąkał Kun, bezwiednie oblizując wargi i przełykając podejrzanie głośno ślinę.
Kunek od razu zrozumiał, że właśnie został wystrychnięty na dudka.
- Wykapało... - prychnął zaczepnie Kunek-Oczywiście prosto do pyska!
- Ty mi tu lepiej nie pyskuj, szczurku - rozeźlił się momentalnie Kun - A czy ty wiesz, ile ja się musiałem natachać, żeby ci przynajmniej tę skorupkę dostarczyć?
- Lepiej było już ją rozbić - mruknął Kunek
338
pod nosem.
Odtrącił nosem skorupkę, która potoczyła się i rozbiła o kawałek deski wystającej z podłogi.
- Temu, to zawsze źle! - skrzywił się Kun - Przynajmniej „dziękuję” byś powiedział, niewdzięczniku jeden. Należy się. Choćby za to, że kiedy rodziców nie ma z pewnością już na tym świecie, a ty masz szlaban i nie wolno ci ruszyć zadka z gniazda, jest ktoś, kto o ciebie dba!
Odtrącił nosem skorupkę, która potoczyła się i rozbiła o kawałek deski wystającej z podłogi.
- Temu, to zawsze źle! - skrzywił się Kun - Przynajmniej „dziękuję” byś powiedział, niewdzięczniku jeden. Należy się. Choćby za to, że kiedy rodziców nie ma z pewnością już na tym świecie, a ty masz szlaban i nie wolno ci ruszyć zadka z gniazda, jest ktoś, kto o ciebie dba!
339
Rozdział 10
ZDEMASKOWANIE KUN
Od chwili poznania strasznej tajemnicy kun, Kunek nie mógł zagrzać miejsca. Straszna wiedza rozpierała go. Kręcił się po strychu jak kot z pęcherzem. Wszystkie mięśnie miał ekstremalnie napięte i świerzbiły go łapy. Najchętniej od razu zabrałby się za zdechnięcie ludzi. Tymczasem był uziemiony. Z nakazu starszego brata miał szlaban i nie mógł się
340
ruszyć z gniazda nawet o skok.
- A ty, co się tak wiercisz? Owsiki masz, czy co?! - osadził go w miejscu ostry głos Kuna.
Starszy brat obserwował uważnie Kunka spod ślepiów. Kunkowi wydawało się, że Kuneczka, od czasu powrotu ze wspólnej z Kunem wyprawy, także przypatrywała mu się szczególnie nieufnie.
Zreflektował się, że jego nerwowe chodzenie w te i wewte, drżące z napięcia pod skórą mięśnie i rozgorączkowane spojrzenie, mogą go w każdej chwili zdemaskować. Takie zachowanie musi wcześniej czy później zdradzić, że on wie coś niezwykle niezwykłego.
- A jeśli już zdradziło? Jeśli już coś podejrzewają i właśnie dlatego tak mi się przyglądają? - pomyślał i spojrzał na Kuna kątem ślepia - Może już się domyślili, że poznałem straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi? A teraz tylko knują, jak ode mnie wydobyć ten sekret? Albo, co gorsze, jak mnie powstrzymać?
Znieruchomiał. Bał się teraz nawet poruszyć. Przyszło mu do ogona, że jego zakurzone futerko
- A ty, co się tak wiercisz? Owsiki masz, czy co?! - osadził go w miejscu ostry głos Kuna.
Starszy brat obserwował uważnie Kunka spod ślepiów. Kunkowi wydawało się, że Kuneczka, od czasu powrotu ze wspólnej z Kunem wyprawy, także przypatrywała mu się szczególnie nieufnie.
Zreflektował się, że jego nerwowe chodzenie w te i wewte, drżące z napięcia pod skórą mięśnie i rozgorączkowane spojrzenie, mogą go w każdej chwili zdemaskować. Takie zachowanie musi wcześniej czy później zdradzić, że on wie coś niezwykle niezwykłego.
- A jeśli już zdradziło? Jeśli już coś podejrzewają i właśnie dlatego tak mi się przyglądają? - pomyślał i spojrzał na Kuna kątem ślepia - Może już się domyślili, że poznałem straszną tajemnicę kun, jak zdechnąć ludzi? A teraz tylko knują, jak ode mnie wydobyć ten sekret? Albo, co gorsze, jak mnie powstrzymać?
Znieruchomiał. Bał się teraz nawet poruszyć. Przyszło mu do ogona, że jego zakurzone futerko
341
doskonale wtapia się w tło i jak tak będzie stał nieruchomo, to będzie niewidzialny. Zerknął ponownie na Kuna i uśmiechnął się tryumfalnie. Od razu nadział się na jego ostre jak kolec jałowca spojrzenie.
- Co się tak szczerzysz? - warknął na niego brat - Idź lepiej sprawdzić, czy cię przypadkiem nie ma w twoim barłogu.
- Może, gdybym się jeszcze bardziej upaprał? - pomyślał Kunek z zawodem.
Posłusznie ruszył w stronę swojego legowiska, ale po dwóch krokach przystanął i aż zaśmiał się w duchu.
- Rany, ale z tego Kuna głąb. Jak mam być teraz w barłogu, skoro przecież jestem tutaj? Na samym środku gniazda?
Nie wyprowadzał jednak Kuna z błędu. Uznał, że to najlepszy moment, żeby zejść mu ze ślepiów i oddalić od siebie niebezpieczeństwo zdemaskowania.
- Tylko nie waż mi się nigdzie wychodzić! - dotarło do niego ostrzeżenie Kuna, który zauważył, że Kunek zbliża się niebezpiecznie do
- Co się tak szczerzysz? - warknął na niego brat - Idź lepiej sprawdzić, czy cię przypadkiem nie ma w twoim barłogu.
- Może, gdybym się jeszcze bardziej upaprał? - pomyślał Kunek z zawodem.
Posłusznie ruszył w stronę swojego legowiska, ale po dwóch krokach przystanął i aż zaśmiał się w duchu.
- Rany, ale z tego Kuna głąb. Jak mam być teraz w barłogu, skoro przecież jestem tutaj? Na samym środku gniazda?
Nie wyprowadzał jednak Kuna z błędu. Uznał, że to najlepszy moment, żeby zejść mu ze ślepiów i oddalić od siebie niebezpieczeństwo zdemaskowania.
- Tylko nie waż mi się nigdzie wychodzić! - dotarło do niego ostrzeżenie Kuna, który zauważył, że Kunek zbliża się niebezpiecznie do
342
strychowego okienka - Już kiedyś, w szczenięctwie, wbrew zakazowi wyszedłeś z gniazda. Pamiętasz chyba dobrze, co się wtedy stało! Jeśli nie, to spójrz na swój ogon, to sobie od razu przypomnisz.
Kunek od razu schował ogon za siebie. Wcale nie myślał o wychodzeniu na zewnątrz. Na pewno nie teraz. Nie pod takim czujnym nadzorem. Wyciągnął się na drewnianej belce dachowej obok okienka i wystawił pysk przez dziurę wyjściową. Wykonał kilka głębokich wdechów. Świeże powietrze orzeźwiło go i otrzeźwiło.
Obejrzał się dyskretnie, żeby sprawdzić, czy tamci, czyli Kuneczka i jego brat, nadal go obserwują. Na szczęście zajęci już byli wyłącznie sobą. Kuneczka pochylała się nad Kunem i... pieszczotliwie przeczesywała mu lśniąco białymi ząbkami powycierane futro.
Kunka poczuł mocne ukłucie w okolicy serca. Jakby w jego futerku utkwił długi, ostry cierń. Natychmiast obejrzał dokładnie to miejsce, ale nic tam nie znalazł.
- To dlatego mój braciszek tak się rzucał.
Kunek od razu schował ogon za siebie. Wcale nie myślał o wychodzeniu na zewnątrz. Na pewno nie teraz. Nie pod takim czujnym nadzorem. Wyciągnął się na drewnianej belce dachowej obok okienka i wystawił pysk przez dziurę wyjściową. Wykonał kilka głębokich wdechów. Świeże powietrze orzeźwiło go i otrzeźwiło.
Obejrzał się dyskretnie, żeby sprawdzić, czy tamci, czyli Kuneczka i jego brat, nadal go obserwują. Na szczęście zajęci już byli wyłącznie sobą. Kuneczka pochylała się nad Kunem i... pieszczotliwie przeczesywała mu lśniąco białymi ząbkami powycierane futro.
Kunka poczuł mocne ukłucie w okolicy serca. Jakby w jego futerku utkwił długi, ostry cierń. Natychmiast obejrzał dokładnie to miejsce, ale nic tam nie znalazł.
- To dlatego mój braciszek tak się rzucał.
343
Nie chciał, żebym się w nich wślepiał, bo chcieli się po prostu poiskać - pomyślał, zezując zazdrośnie na Kuna i Kuneczkę.
Westchnął głośno i przełknął gorzką ślinę.
- Przynajmniej wiem teraz, że nic nie podejrzewają - pocieszył się - Poza tym, to ja jestem wybrańcem. Ja znam straszną tajemnicę kun... i nie mam czasu, na takie bzdury. Mam do wykonania zadanie. Niech oni tam sobie iskają pchły. Ja będę iskał ludzi!
Naraz, jego uszy wyłowiły niepokojące dźwięki z ogrodu. Na ten rodzaj hałasu Kunek był teraz, po poznaniu strasznej tajemnicy kun, szczególnie wyczulony. Serce od razu zabiło mu mocniej.
Podobne odgłosy wydawały ludzkie pojazdy. Urywane warkoty, które powtarzały się w krótkich odstępach czasu. Rozbrzmiewały i zaraz gasły, jakby Wąsal usiłował bezskutecznie uruchomić swój pojazd.
- Czyżby to już? Wybiła godzina „Z”? Zdechnięcia intruzów?
Do nozdrzy Kunka dotarł charakterystyczny
Westchnął głośno i przełknął gorzką ślinę.
- Przynajmniej wiem teraz, że nic nie podejrzewają - pocieszył się - Poza tym, to ja jestem wybrańcem. Ja znam straszną tajemnicę kun... i nie mam czasu, na takie bzdury. Mam do wykonania zadanie. Niech oni tam sobie iskają pchły. Ja będę iskał ludzi!
Naraz, jego uszy wyłowiły niepokojące dźwięki z ogrodu. Na ten rodzaj hałasu Kunek był teraz, po poznaniu strasznej tajemnicy kun, szczególnie wyczulony. Serce od razu zabiło mu mocniej.
Podobne odgłosy wydawały ludzkie pojazdy. Urywane warkoty, które powtarzały się w krótkich odstępach czasu. Rozbrzmiewały i zaraz gasły, jakby Wąsal usiłował bezskutecznie uruchomić swój pojazd.
- Czyżby to już? Wybiła godzina „Z”? Zdechnięcia intruzów?
Do nozdrzy Kunka dotarł charakterystyczny
344
smród spalin, zmieszany z zapachem, jaki wydziela świeżo obgryzione z kory drzewo.
- I coś ty zrobił najlepszego?! - przebił się przez głośny warkot histeryczny krzyk Gniadej.
Na dole zapadła nagła cisza.
- No... - zająknął się Wąsal - Mówiłaś przecież, że „coś” tędy wbiegło na strych... To, żeby już więcej nie wbiegało, odciąłem temu „czemuś” drogę...
- Odciąłeś drogę? Odciąłeś dro... - Gniadą, aż zatkało - Ty... ty właśnie podciąłeś mi skrzydła! Ja... miałam tu przecież znaleźć temat na książkę. Już od kilu lat nic nie napisałam. A ty obiecywałeś, że właśnie tu, pod tym bzem, zacznę pisać. A teraz go ściąłeś! Wyciąłeś cały bez, pod którym miało spłynąć na mnie natchnienie!
- Ale przecież przez tyle dni nie spłynęło... - próbował usprawiedliwić się Wąsal płaczliwym głosem - A teraz przynajmniej nie będzie ci nic biegać ani bzykać...
- Nie mydl mi teraz oczu bzykaniem - odcięła się ostro Gniada - Jak to dobrze, że jutro jedziemy do twojej mamusi. Już ona usłyszy o wszystkim.
- I coś ty zrobił najlepszego?! - przebił się przez głośny warkot histeryczny krzyk Gniadej.
Na dole zapadła nagła cisza.
- No... - zająknął się Wąsal - Mówiłaś przecież, że „coś” tędy wbiegło na strych... To, żeby już więcej nie wbiegało, odciąłem temu „czemuś” drogę...
- Odciąłeś drogę? Odciąłeś dro... - Gniadą, aż zatkało - Ty... ty właśnie podciąłeś mi skrzydła! Ja... miałam tu przecież znaleźć temat na książkę. Już od kilu lat nic nie napisałam. A ty obiecywałeś, że właśnie tu, pod tym bzem, zacznę pisać. A teraz go ściąłeś! Wyciąłeś cały bez, pod którym miało spłynąć na mnie natchnienie!
- Ale przecież przez tyle dni nie spłynęło... - próbował usprawiedliwić się Wąsal płaczliwym głosem - A teraz przynajmniej nie będzie ci nic biegać ani bzykać...
- Nie mydl mi teraz oczu bzykaniem - odcięła się ostro Gniada - Jak to dobrze, że jutro jedziemy do twojej mamusi. Już ona usłyszy o wszystkim.
345
Będę się mogła w końcu komuś poskarżyć. A może nawet my z Ewcią już u niej zostaniemy. Ha ha, na pewno się ucieszy!-zakończyła z przekąsem.
- To ja... zaraz zasadzę nowy bez...
- Nowy bez, nowy bez! - przedrzeźniała Wąsala, coraz mocniej wzburzona Gniada - Żeby znowu ganiały po nim te dzikie bestie? Latają po domu, jak po dżungli jakiejś!
- To pewnie... - wszedł jej w słowo Wąsal - tylko ten szczur ci po tym bzie przeleciał. Nic się nie bój, ja zaraz nastawię na strychu pułapki...
- Tylko szczur?! Tylko?! - przerwała gwałtownie Wąsalowi Gniada - A jeśli to nie był wcale szczur?! Ogon miał obrzydliwy jak szczur, ale reszta jakaś straszna była... I za duży był, jak na szczura.
- Jeśli nie szczur, to co? - zdziwił się Wąsal.
- Ja pisarką jestem, a nie zwierzologiem jakimś! - wykrzyknęła Gniada roztrzęsionym głosem - A jeśli to w ogóle nie było zwierzę, tylko ten duch ze strychu?
- Ależ kochanie, to trudny czas dla naszej
- To ja... zaraz zasadzę nowy bez...
- Nowy bez, nowy bez! - przedrzeźniała Wąsala, coraz mocniej wzburzona Gniada - Żeby znowu ganiały po nim te dzikie bestie? Latają po domu, jak po dżungli jakiejś!
- To pewnie... - wszedł jej w słowo Wąsal - tylko ten szczur ci po tym bzie przeleciał. Nic się nie bój, ja zaraz nastawię na strychu pułapki...
- Tylko szczur?! Tylko?! - przerwała gwałtownie Wąsalowi Gniada - A jeśli to nie był wcale szczur?! Ogon miał obrzydliwy jak szczur, ale reszta jakaś straszna była... I za duży był, jak na szczura.
- Jeśli nie szczur, to co? - zdziwił się Wąsal.
- Ja pisarką jestem, a nie zwierzologiem jakimś! - wykrzyknęła Gniada roztrzęsionym głosem - A jeśli to w ogóle nie było zwierzę, tylko ten duch ze strychu?
- Ależ kochanie, to trudny czas dla naszej
346
córki. Przeprowadzka, nowa szkoła... Ona chce tylko zwrócić na siebie uwagę. A na strychu, to była tylko zwykła koszula, która...
- Która fruwała, a zwykłe koszule nie fruwają - przerwała Wąsalowi Gniada - Tak samo jak telewizory same nie włączają się w środku nocy. Albo pluszaki same nie ściągają się ze sznura na bieliznę i nie wychodzą po schodach na strych. W tej ruinie dzieją się dziwne rzeczy. Ja też słyszałam kilka razy na górze jakieś podejrzane hałasy. Mówię ci, ten dom jest nawiedzony! Może ktoś tu zmarł dawno temu i teraz straszy? To dlatego tak długo stało to puste i nikt tego nie chciał kupić! Nawet za takie marne pieniądze!
Im dłużej Kunek słuchał podniesionych głosów ludzi, tym bardziej udzielała mu się ich ekscytacja. Nie rozumiał, o czym mówią, ale podskórnie czuł, że coś ważnego wisi w powietrzu. Zwierzęca intuicja... jakiś instynkt, podpowiadał mu, że chwila zdechnięcia intruzów jest już bliska. Dlatego on, Kunek, nie może już dłużej siedzieć, a ściślej leżeć
- Która fruwała, a zwykłe koszule nie fruwają - przerwała Wąsalowi Gniada - Tak samo jak telewizory same nie włączają się w środku nocy. Albo pluszaki same nie ściągają się ze sznura na bieliznę i nie wychodzą po schodach na strych. W tej ruinie dzieją się dziwne rzeczy. Ja też słyszałam kilka razy na górze jakieś podejrzane hałasy. Mówię ci, ten dom jest nawiedzony! Może ktoś tu zmarł dawno temu i teraz straszy? To dlatego tak długo stało to puste i nikt tego nie chciał kupić! Nawet za takie marne pieniądze!
Im dłużej Kunek słuchał podniesionych głosów ludzi, tym bardziej udzielała mu się ich ekscytacja. Nie rozumiał, o czym mówią, ale podskórnie czuł, że coś ważnego wisi w powietrzu. Zwierzęca intuicja... jakiś instynkt, podpowiadał mu, że chwila zdechnięcia intruzów jest już bliska. Dlatego on, Kunek, nie może już dłużej siedzieć, a ściślej leżeć
347
bezczynnie w gnieździe. Musiał działać.
Obejrzał się na Kuna i Kuneczkę. Tak byli zajęci sobą, że w ogóle nie zwracali już na niego uwagi.
- Ileż można się iskać? I po co? Nie lepiej sobie w tym czasie pozdychać intruzów?
Uśmiechnął się pod wąsikiem ze swojego żartu, ale zamiast się ruszyć z miejsca, stał i nie mógł oderwać od tamtych ślepiów.
- A w ogóle, to jak ten tłuścioch zdołał tyle pcheł nałapać? Chyba zgarnął wszystkie egzemplarze z okolicy. Dlaczego wszyscy mogą mieć pchły, tylko ja w życiu ani jednej nie złapałem?
Znowu zakłuł go niewidoczny kolec w okolicy serca. Przypomniał sobie, jak kiedyś, zaraz po wprowadzeniu się do tego gniazda, zbroili coś razem z Kunem. Jego braciszek nie był jeszcze wtedy taki spasiony, ale i tak był już skarżypytą. Oczywiście zwalił całą winę na Kunka. Mama nakrzyczała na niego, że ma już go serdecznie dość i że w ogóle wszyscy już go mają dość, bo on ma złą krew. Tak złą, że nawet pchły nie chcą na
Obejrzał się na Kuna i Kuneczkę. Tak byli zajęci sobą, że w ogóle nie zwracali już na niego uwagi.
- Ileż można się iskać? I po co? Nie lepiej sobie w tym czasie pozdychać intruzów?
Uśmiechnął się pod wąsikiem ze swojego żartu, ale zamiast się ruszyć z miejsca, stał i nie mógł oderwać od tamtych ślepiów.
- A w ogóle, to jak ten tłuścioch zdołał tyle pcheł nałapać? Chyba zgarnął wszystkie egzemplarze z okolicy. Dlaczego wszyscy mogą mieć pchły, tylko ja w życiu ani jednej nie złapałem?
Znowu zakłuł go niewidoczny kolec w okolicy serca. Przypomniał sobie, jak kiedyś, zaraz po wprowadzeniu się do tego gniazda, zbroili coś razem z Kunem. Jego braciszek nie był jeszcze wtedy taki spasiony, ale i tak był już skarżypytą. Oczywiście zwalił całą winę na Kunka. Mama nakrzyczała na niego, że ma już go serdecznie dość i że w ogóle wszyscy już go mają dość, bo on ma złą krew. Tak złą, że nawet pchły nie chcą na
348
niego wskakiwać.
- Bo zła krew - dodała, drapiąc się i czochrając o strychową deskę - jest niesmaczna dla takiej pchły, jak, nie przymierzając, dla kuny szczurze siki. Czy ty chciałbyś się napić szczurzych sików?
- Kunek ma w żyłach szczurze siki - zaczął natychmiast wykrzykiwać w kółko Kun - Kunek ma w żyłach szczurze siki!
- Wolę mieć szczurze siki, niż pchły -o dszczeknął się Kunek i rzucił się do ucieczki, bo Kun ruszył od razu by go pokąsać.
- Ttty, ttyy szczurku! - sapał, ganiając za nim po strychu - Masz szczurzy ogon, a w żyłach szczurze siki!
Kunek, w przedmiocie pcheł, miał jednak całkiem inną teorię. Uważał mianowicie, że te unikały go nie dlatego, że miał złą krew. One nie wskakiwały na niego, bo on nie mógł spokojnie usiedzieć w jednym miejscu. Kiedy już dana pchła wybijała się, by na niego wskoczyć, on już był dawno gdzie indziej i osłupiały insekt twardo lądował na ziemi. Tu, co najwyżej mógł gryźć
- Bo zła krew - dodała, drapiąc się i czochrając o strychową deskę - jest niesmaczna dla takiej pchły, jak, nie przymierzając, dla kuny szczurze siki. Czy ty chciałbyś się napić szczurzych sików?
- Kunek ma w żyłach szczurze siki - zaczął natychmiast wykrzykiwać w kółko Kun - Kunek ma w żyłach szczurze siki!
- Wolę mieć szczurze siki, niż pchły -o dszczeknął się Kunek i rzucił się do ucieczki, bo Kun ruszył od razu by go pokąsać.
- Ttty, ttyy szczurku! - sapał, ganiając za nim po strychu - Masz szczurzy ogon, a w żyłach szczurze siki!
Kunek, w przedmiocie pcheł, miał jednak całkiem inną teorię. Uważał mianowicie, że te unikały go nie dlatego, że miał złą krew. One nie wskakiwały na niego, bo on nie mógł spokojnie usiedzieć w jednym miejscu. Kiedy już dana pchła wybijała się, by na niego wskoczyć, on już był dawno gdzie indziej i osłupiały insekt twardo lądował na ziemi. Tu, co najwyżej mógł gryźć
349
glebę, a nie jego.
- Zresztą, nawet gdyby to była sprawa krwi - odszczekiwał się Kunek mamie w myślach, patrząc jak ta się drapie i wygryzuje do krwi swoje swędzące ciało - to znaczy, że to wcale nie jest tak źle, mieć złą krew.
Otrząsnął się ze wspomnień. Kun i Kuneczka ciągle zajęci byli sobą i nie zwracali na niego najmniejszej uwagi.
- A posiadanie złej krwi zobowiązuje! - zacisnął szczęki.
Najciszej, jak tylko potrafił, prześliznął się przez dziurę i wymknął się na dach.
Rozpierała go wielka ciekawość, co działo na dole. Jednak zamiast popędzić tam od razu, ociągał się przez chwilę. Po cichu liczył na to, że jakaś zgubiona przy przepychaniu się Kuna przez otwór wejściowy pchła wskoczy mu na grzbiet.
- Wtedy Kuneczka mogłaby i mnie wyiskać - pomyślał, ale od razu westchnął z rezygnacją - Musiałaby to chyba być jakaś pchła samobójczyni. Jestem taki głodny, że w żyłach, zamiast krwi, krążą mi, już nawet nie szczurze siki, tylko soki
- Zresztą, nawet gdyby to była sprawa krwi - odszczekiwał się Kunek mamie w myślach, patrząc jak ta się drapie i wygryzuje do krwi swoje swędzące ciało - to znaczy, że to wcale nie jest tak źle, mieć złą krew.
Otrząsnął się ze wspomnień. Kun i Kuneczka ciągle zajęci byli sobą i nie zwracali na niego najmniejszej uwagi.
- A posiadanie złej krwi zobowiązuje! - zacisnął szczęki.
Najciszej, jak tylko potrafił, prześliznął się przez dziurę i wymknął się na dach.
Rozpierała go wielka ciekawość, co działo na dole. Jednak zamiast popędzić tam od razu, ociągał się przez chwilę. Po cichu liczył na to, że jakaś zgubiona przy przepychaniu się Kuna przez otwór wejściowy pchła wskoczy mu na grzbiet.
- Wtedy Kuneczka mogłaby i mnie wyiskać - pomyślał, ale od razu westchnął z rezygnacją - Musiałaby to chyba być jakaś pchła samobójczyni. Jestem taki głodny, że w żyłach, zamiast krwi, krążą mi, już nawet nie szczurze siki, tylko soki
350
żołądkowe.
Postanowił nie zwlekać dłużej, tylko natychmiast ruszyć do akcji.
- Najpierw szybko sprawdzę, co tam się dzieje na dole. Potem skubnę przynajmniej trochę agrestu, czy porzeczek... Pewnie kwaśne jeszcze-skrzywił się na samą myśl o niedojrzałych owocach-ale trudno. Tak mnie już nyje w środku, że mogę wypchać żołądek byle czym. W ostateczności choćby i trawą.
Kiedy dotarł na skraj dachu, dał susa na bez. Robił to już tyle razy, że trafiał na pamięć, nieomylnie, nawet z zamkniętymi ślepiami. Wykonywał skok i wczepiał się pazurami w pień bzu. Następnie zbiegał po nim z gracją i na końcu miękko lądował na trawie.
Tak miało być i tym razem. Jednak teraz, jego łapy, zamiast na pień krzewu, natrafiły na powietrze. Kunek zaczął majtać rozpaczliwie wszystkimi członkami, jak ptak skrzydłami. Ani jednak nie natrafił na bez, ani nie wyfrunął. Przeciwnie, spadł jak kamień i zanim nawet zdołał pisnąć z przerażenia, z głuchym łomotem zarył
Postanowił nie zwlekać dłużej, tylko natychmiast ruszyć do akcji.
- Najpierw szybko sprawdzę, co tam się dzieje na dole. Potem skubnę przynajmniej trochę agrestu, czy porzeczek... Pewnie kwaśne jeszcze-skrzywił się na samą myśl o niedojrzałych owocach-ale trudno. Tak mnie już nyje w środku, że mogę wypchać żołądek byle czym. W ostateczności choćby i trawą.
Kiedy dotarł na skraj dachu, dał susa na bez. Robił to już tyle razy, że trafiał na pamięć, nieomylnie, nawet z zamkniętymi ślepiami. Wykonywał skok i wczepiał się pazurami w pień bzu. Następnie zbiegał po nim z gracją i na końcu miękko lądował na trawie.
Tak miało być i tym razem. Jednak teraz, jego łapy, zamiast na pień krzewu, natrafiły na powietrze. Kunek zaczął majtać rozpaczliwie wszystkimi członkami, jak ptak skrzydłami. Ani jednak nie natrafił na bez, ani nie wyfrunął. Przeciwnie, spadł jak kamień i zanim nawet zdołał pisnąć z przerażenia, z głuchym łomotem zarył
351
pyskiem w glebę.
- Dziwne - przeleciało mu przez myśl - Do tej pory myślałem, że gwiazdy można zobaczyć tylko na niebie i to w dodatku bardzo, bardzo wysoko. A tu okazuje się, że gwiazdy żyją też w ziemi. I jest ich tu dużo, dużo więcej.
Postanowił sobie nawet, że zaraz złapie sobie którąś z wirujących mu tuż przed ślepiami gwiazd, kiedy w pobliżu rozległy się wyraźne ludzkie głosy. Dochodziły zza krzaków i Kunek od razu zorientował się, że to nie był już ani Wąsal, ani Gniada.
- Mówię ci, że coś słyszałem - przebił się przez szelest liści świszczący szept - Jakiś hałas... Coś jak stukot, czy walnięcie o ziemię...
- Żebym ja cię nie walnął! Nikogo nie ma - głos, który odezwał się w odpowiedzi, brzmiał głucho i bełkotliwie - Wszyscy siedzą w domu, a pies, sam mówiłeś, że uśpiony?
Kunek odniósł wrażenie, że głosy te brzmiały mu jakoś dziwnie znajomo. Dałby ogon za to, że już kiedyś je słyszał. Jednak w tym położeniu, z zadkiem w górze i pyskiem w ziemi,
- Dziwne - przeleciało mu przez myśl - Do tej pory myślałem, że gwiazdy można zobaczyć tylko na niebie i to w dodatku bardzo, bardzo wysoko. A tu okazuje się, że gwiazdy żyją też w ziemi. I jest ich tu dużo, dużo więcej.
Postanowił sobie nawet, że zaraz złapie sobie którąś z wirujących mu tuż przed ślepiami gwiazd, kiedy w pobliżu rozległy się wyraźne ludzkie głosy. Dochodziły zza krzaków i Kunek od razu zorientował się, że to nie był już ani Wąsal, ani Gniada.
- Mówię ci, że coś słyszałem - przebił się przez szelest liści świszczący szept - Jakiś hałas... Coś jak stukot, czy walnięcie o ziemię...
- Żebym ja cię nie walnął! Nikogo nie ma - głos, który odezwał się w odpowiedzi, brzmiał głucho i bełkotliwie - Wszyscy siedzą w domu, a pies, sam mówiłeś, że uśpiony?
Kunek odniósł wrażenie, że głosy te brzmiały mu jakoś dziwnie znajomo. Dałby ogon za to, że już kiedyś je słyszał. Jednak w tym położeniu, z zadkiem w górze i pyskiem w ziemi,
352
nie mógł sobie przypomnieć, kiedy.
- Pies uśpiony, uśpiony... - potwierdził szept - A jeśli to... ten duch?
Świszczący przedtem szept zabrzmiał teraz bojaźliwie i niemal płaczliwie.
- Duch? - rzucił bełkot zaczepnie - Jaki znowu duch?
- Ten, o którym ta kobieta opowiadała. Nie słyszałeś? Mówiła, że tu ktoś umarł i to nawiedzony dom i dlatego nikt nie chciał go kupić.
Ludzie rozmawiali coraz głośniej, ale Kunek oczywiście, nawet gdyby wrzeszczeli co sił, i tak nic z tego by nie rozumiał. Nic też nie widział, gdyż w obawie przed zdemaskowaniem, bał się nawet drgnąć i jak spadł, tak tkwił z pyskiem wbitym w ziemię.
- Znowu zaczynasz?! - wściekł się bełkot - Żadnych duchów tu nie ma! Ani tu, ani nigdzie! Tak się zarzekałeś, że cię w tym wariatkowie już wyleczyli.
- No bo wyleczyli, wyleczyli... - zaświstał szept złowieszczo.
- Pies uśpiony, uśpiony... - potwierdził szept - A jeśli to... ten duch?
Świszczący przedtem szept zabrzmiał teraz bojaźliwie i niemal płaczliwie.
- Duch? - rzucił bełkot zaczepnie - Jaki znowu duch?
- Ten, o którym ta kobieta opowiadała. Nie słyszałeś? Mówiła, że tu ktoś umarł i to nawiedzony dom i dlatego nikt nie chciał go kupić.
Ludzie rozmawiali coraz głośniej, ale Kunek oczywiście, nawet gdyby wrzeszczeli co sił, i tak nic z tego by nie rozumiał. Nic też nie widział, gdyż w obawie przed zdemaskowaniem, bał się nawet drgnąć i jak spadł, tak tkwił z pyskiem wbitym w ziemię.
- Znowu zaczynasz?! - wściekł się bełkot - Żadnych duchów tu nie ma! Ani tu, ani nigdzie! Tak się zarzekałeś, że cię w tym wariatkowie już wyleczyli.
- No bo wyleczyli, wyleczyli... - zaświstał szept złowieszczo.
353
- Mam nadzieję - odparł bełkot, niezbyt jednak przekonany - bo inaczej bym cię nie brał ze sobą na robotę. Jutro w nocy kroimy.
- Jutro? - zadrżał szept - Przecież jutro jest... trzynasty i piątek...
- Znowu zaczynasz? Może jednak trza było w tym wariatkowie jeszcze posiedzieć, a nie uciekać? - bełkot zawahał się przez moment - Kroimy jutro, bo jutro wszyscy wyjeżdżają i dom będzie pusty. To znaczy - poprawił się szybko - pusty, to on dopiero będzie, ale jak wrócą, ha ha ha!
Razem z bełkotliwym rechotem, do uszu Kunka dotarły dotarły zanikające odgłosy kroków oddalających się intruzów. Zrobiło się cicho, ale Kunek jeszcze długo bał się poruszyć. Dopiero kiedy upewnił się, że ludzie już nie wrócą, z całych sił zaparł się łapami, i za którymś razem udało mu się wreszcie wyrwać z ziemi łeb.
- Chciałeś trawy, to masz - mruczał do siebie, wypluwając z obrzydzeniem zielsko, zmieszane z ziemią i drobnym żwirem, które powłaziło mu w zęby.
- Jutro? - zadrżał szept - Przecież jutro jest... trzynasty i piątek...
- Znowu zaczynasz? Może jednak trza było w tym wariatkowie jeszcze posiedzieć, a nie uciekać? - bełkot zawahał się przez moment - Kroimy jutro, bo jutro wszyscy wyjeżdżają i dom będzie pusty. To znaczy - poprawił się szybko - pusty, to on dopiero będzie, ale jak wrócą, ha ha ha!
Razem z bełkotliwym rechotem, do uszu Kunka dotarły dotarły zanikające odgłosy kroków oddalających się intruzów. Zrobiło się cicho, ale Kunek jeszcze długo bał się poruszyć. Dopiero kiedy upewnił się, że ludzie już nie wrócą, z całych sił zaparł się łapami, i za którymś razem udało mu się wreszcie wyrwać z ziemi łeb.
- Chciałeś trawy, to masz - mruczał do siebie, wypluwając z obrzydzeniem zielsko, zmieszane z ziemią i drobnym żwirem, które powłaziło mu w zęby.
354
Prychnął parę razy, żeby oczyścić nos i wtedy stwierdził, że powietrze wcale nie pachnie już kwiatami, jak wcześniej. Nie było też czuć, ani świeżych liści, ani trawy. Nie rozchodziły się żadne aromaty wilgotnego wieczora, tylko...
- Padlina... - pociągnął nosem - Czuję wyraźnie padlinę... A więc ci dwaj, to byli Wyliniały i Sierściuch - domyślił się.
Obecność Wyliniałego i Sierściucha nie zapowiadała niczego dobrego. Kunek zadrżał. Ogarnął go nieokreślony lęk. Ten sam, który siedział w nim głęboko od czasu tamtego pożaru gniazda i co jakiś czas dawał o sobie znać. Jego ciałem wstrząsnął też dreszcz emocji. Zwierzęcy instynkt podpowiadał mu, że już niedługo zacznie się polowanie.
- Ale teraz, to ja będę myśliwym, a ludzie łowną zwierzyną.
Rozgryzł cierpki owoc agrestu, ale od razu go wypluł. Był tak kwaśny, że aż wykrzywiło mu pysk w podkowę.
Postanowił jak najszybciej wrócić na strych. Bał się, że tak długa nieobecność nie ujdzie uwagi
- Padlina... - pociągnął nosem - Czuję wyraźnie padlinę... A więc ci dwaj, to byli Wyliniały i Sierściuch - domyślił się.
Obecność Wyliniałego i Sierściucha nie zapowiadała niczego dobrego. Kunek zadrżał. Ogarnął go nieokreślony lęk. Ten sam, który siedział w nim głęboko od czasu tamtego pożaru gniazda i co jakiś czas dawał o sobie znać. Jego ciałem wstrząsnął też dreszcz emocji. Zwierzęcy instynkt podpowiadał mu, że już niedługo zacznie się polowanie.
- Ale teraz, to ja będę myśliwym, a ludzie łowną zwierzyną.
Rozgryzł cierpki owoc agrestu, ale od razu go wypluł. Był tak kwaśny, że aż wykrzywiło mu pysk w podkowę.
Postanowił jak najszybciej wrócić na strych. Bał się, że tak długa nieobecność nie ujdzie uwagi
355
Kuna.
Ruszył w kierunku domu, ale po kilku krokach zatrzymał się gwałtownie. Spojrzał w stronę miejsca, gdzie rosły bzy. Teraz ziało tam pustką. Po komfortowej drodze na dach zostało tylko wspomnienie.
- Niech myślą, że są górą. Niech się cieszą, że wygrali. Dopiero będą zdziwieni, jak nadejdzie ich kuniec! Ich godzina „Z”!
Zacisnął zęby i z ociąganiem ruszył w kierunku obrośniętej dzikim winem wschodniej ściany domu. Wiedział, że tam czeka go, niestety, uciążliwa i niebezpieczna wspinaczka.
- Nawet łatwo poszło - odetchnął z ulgą, kiedy przebył najtrudniejszy odcinek drogi.
Był tak podekscytowany, że nawet nie wiedział, kiedy udało mu się dotrzeć do samej rynny. Spojrzał w dół z satysfakcją. Pod nim rozciągała się niemal bezdenna przepaść.
- Wolałbym się z tej wysokości nie skunić... Ale, chyba nie można się skunić dwa razy pod rząd!
Nie zdołał jeszcze dobrze dokończyć,
Ruszył w kierunku domu, ale po kilku krokach zatrzymał się gwałtownie. Spojrzał w stronę miejsca, gdzie rosły bzy. Teraz ziało tam pustką. Po komfortowej drodze na dach zostało tylko wspomnienie.
- Niech myślą, że są górą. Niech się cieszą, że wygrali. Dopiero będą zdziwieni, jak nadejdzie ich kuniec! Ich godzina „Z”!
Zacisnął zęby i z ociąganiem ruszył w kierunku obrośniętej dzikim winem wschodniej ściany domu. Wiedział, że tam czeka go, niestety, uciążliwa i niebezpieczna wspinaczka.
- Nawet łatwo poszło - odetchnął z ulgą, kiedy przebył najtrudniejszy odcinek drogi.
Był tak podekscytowany, że nawet nie wiedział, kiedy udało mu się dotrzeć do samej rynny. Spojrzał w dół z satysfakcją. Pod nim rozciągała się niemal bezdenna przepaść.
- Wolałbym się z tej wysokości nie skunić... Ale, chyba nie można się skunić dwa razy pod rząd!
Nie zdołał jeszcze dobrze dokończyć,
356
kiedy poczuł, jak wiotka gałązka odrywa się od ściany pod ciężarem jego ciała. Wszystko działo się bardzo wolno, jednak Kunek i tak nie mógł niczemu zaradzić. Złapał się drugiej gałązki, ale ta od razu się urwała.
- Wykrakałem - pomyślał i... zaczął spadać.
Lecąc w dół, instynktownie kłapał pyskiem na wszystkie strony. Kiedy był już w połowie ściany, dosłownie cudem, udało mu się pochwycić zębami jedną z gałązek. Tylko dzięki temu, zamiast rozbić się o ziemię, zadyndał na gałązce na wysokości okna do pokoju Czerwonego Kapturka. Już chciał odetchnąć z ulgą po tej straszliwej przygodzie, gdy nagle pojawiło się kolejne śmiertelne zagrożenie. Za szybą, tuż przed jego ślepiami, wyrośli ludzie. Cała intruzia rodzina w komplecie.
- Już po mnie! - przeraził się.
Nie dość, że wisiał nad przepaścią, w połowie ściany domu, uczepiony resztkami sił gałązki dzikiej winorośli, to jeszcze w dodatku, cały był oświetlony wydostającym się z pokoju małej intruzki światłem.
- Wykrakałem - pomyślał i... zaczął spadać.
Lecąc w dół, instynktownie kłapał pyskiem na wszystkie strony. Kiedy był już w połowie ściany, dosłownie cudem, udało mu się pochwycić zębami jedną z gałązek. Tylko dzięki temu, zamiast rozbić się o ziemię, zadyndał na gałązce na wysokości okna do pokoju Czerwonego Kapturka. Już chciał odetchnąć z ulgą po tej straszliwej przygodzie, gdy nagle pojawiło się kolejne śmiertelne zagrożenie. Za szybą, tuż przed jego ślepiami, wyrośli ludzie. Cała intruzia rodzina w komplecie.
- Już po mnie! - przeraził się.
Nie dość, że wisiał nad przepaścią, w połowie ściany domu, uczepiony resztkami sił gałązki dzikiej winorośli, to jeszcze w dodatku, cały był oświetlony wydostającym się z pokoju małej intruzki światłem.
357
- Zaraz któreś z intruzów spojrzy w okno i mnie zauważy! A wtedy wybije godzina „Z”, ale nie dla ludzi, tylko dla mnie!
Na szczęście ludzka rodzina całą swoją uwagę skupiła na jakiejś skrzynce, podobnej do tej, którą uruchomił przypadkiem w środku nocy na dole. Na własne ślepia przekonał się wtedy, że Kuneczka nie kłamała i rzeczywiście w środku siedzieli mali intruzi.
Skrzynka w pokoju Czerwonego Kapturka była jednak mniejsza. To pewnie dlatego Wąsal, Gniada i ich córka tak zbili się przed nią w kupę i nisko się nad nią pochylili.
- W tym internecie wszystko można znaleźć - przez uchyloną połówkę okna dotarł do uszu Kunka pełen podziwu głos Wąsala - Spójrz w monitor kochanie i zobacz to zdjęcie. Jesteś pewna, że właśnie tak wyglądało to zwierzę?
- Zupełnie jak moja Plusia... - wyrwało się Czerwonemu Kapturkowi.
- To dlatego, to to się nie złapało w pułapkę na szczury - pokiwał ze zrozumieniem Wąsal - bo,
Na szczęście ludzka rodzina całą swoją uwagę skupiła na jakiejś skrzynce, podobnej do tej, którą uruchomił przypadkiem w środku nocy na dole. Na własne ślepia przekonał się wtedy, że Kuneczka nie kłamała i rzeczywiście w środku siedzieli mali intruzi.
Skrzynka w pokoju Czerwonego Kapturka była jednak mniejsza. To pewnie dlatego Wąsal, Gniada i ich córka tak zbili się przed nią w kupę i nisko się nad nią pochylili.
- W tym internecie wszystko można znaleźć - przez uchyloną połówkę okna dotarł do uszu Kunka pełen podziwu głos Wąsala - Spójrz w monitor kochanie i zobacz to zdjęcie. Jesteś pewna, że właśnie tak wyglądało to zwierzę?
- Zupełnie jak moja Plusia... - wyrwało się Czerwonemu Kapturkowi.
- To dlatego, to to się nie złapało w pułapkę na szczury - pokiwał ze zrozumieniem Wąsal - bo,
358
to nie jest szczur, tylko... - „Kuna domowa...” - zaczął czytać Czerwony Kapturek - „czyli kamionka”. A ja myślałam, że Plusia to szczur... - wtrąciła - „Jest podobna do kuny leśnej, jednak różni się od niej masywniejszą głową, nieco krótszymi nogami i ogonem. Sierść ma szarobrązową z tym, że na gardle posiada białą plamę, która na dole podłużnie się rozwidla i sięga do górnej części nóg. Uszy kuny domowej są zaokrąglone, nos barwy cielistej. Posiada nagie opuszki stóp. Żyje na strychach domów...”
- No - wszedł córce w słowo Wąsal - i zagadka hałasów na strychu rozwiązana.
- „Kuna domowa - kontynuował Czerwony Kapturek - prowadzi nocny tryb życia. Poluje głównie na ziemi, a żywi się małymi ssakami, takimi jak myszy i krety. Zjada jednak także króliki, kury, gołębie, jaja i owoce”.
Kunek nie rozumiał nic z tego, o czym rozmawiali ze sobą ludzie. Istotne dla niego było to, iż cała uwaga intruzów skierowana była na skrzynkę. To stwarzało mu okazję do uwolnienia się z pułapki, w którą tak niefortunnie sam się
- No - wszedł córce w słowo Wąsal - i zagadka hałasów na strychu rozwiązana.
- „Kuna domowa - kontynuował Czerwony Kapturek - prowadzi nocny tryb życia. Poluje głównie na ziemi, a żywi się małymi ssakami, takimi jak myszy i krety. Zjada jednak także króliki, kury, gołębie, jaja i owoce”.
Kunek nie rozumiał nic z tego, o czym rozmawiali ze sobą ludzie. Istotne dla niego było to, iż cała uwaga intruzów skierowana była na skrzynkę. To stwarzało mu okazję do uwolnienia się z pułapki, w którą tak niefortunnie sam się
359
złapał.
Rozeznał sytuację. Miał dwie drogi ewakuacji. Mógł spróbować wspiąć się z powrotem na dach lub zejść na ziemię. Schodzi się łatwiej, ale na dach było dużo bliżej. Postanowił więc, dokończyć wspinaczkę. Problem w tym, że gałązka, na której wisiał, była za cienka. Przy każdym, najmniejszym nawet ruchu, groziła urwaniem.
- Posłuchajcie tego - rozległ się głos Wąsala - „Kuna jest zwierzęciem ciepłolubnym. Dlatego wślizguje się pod maski samochodów, aby się ogrzać przy ciepłym silniku. Stwierdzono, iż kuny często przegryzają przewody elektryczne, olejowe, chłodnicze, czy wreszcie hamulcowe. Dotąd nie wiadomo, czy chodzi o konieczność ścierania stale rosnących siekaczy, czy też o zaznaczenie swojego terytorium”.
Wąsal przerwał. Poczochrał palcami wąs, po czym dokończył czytanie, mocno już zaniepokojony:
- „To powoduje nie tylko straty materialne, ale, w przypadku przewodów hamulcowych,
Rozeznał sytuację. Miał dwie drogi ewakuacji. Mógł spróbować wspiąć się z powrotem na dach lub zejść na ziemię. Schodzi się łatwiej, ale na dach było dużo bliżej. Postanowił więc, dokończyć wspinaczkę. Problem w tym, że gałązka, na której wisiał, była za cienka. Przy każdym, najmniejszym nawet ruchu, groziła urwaniem.
- Posłuchajcie tego - rozległ się głos Wąsala - „Kuna jest zwierzęciem ciepłolubnym. Dlatego wślizguje się pod maski samochodów, aby się ogrzać przy ciepłym silniku. Stwierdzono, iż kuny często przegryzają przewody elektryczne, olejowe, chłodnicze, czy wreszcie hamulcowe. Dotąd nie wiadomo, czy chodzi o konieczność ścierania stale rosnących siekaczy, czy też o zaznaczenie swojego terytorium”.
Wąsal przerwał. Poczochrał palcami wąs, po czym dokończył czytanie, mocno już zaniepokojony:
- „To powoduje nie tylko straty materialne, ale, w przypadku przewodów hamulcowych,
360
poważne zagrożenie wypadkowe”.
Kunek łypnął w bok. Całkiem niedaleko od niego wisiała gałązka na tyle gruba, że mogłaby go utrzymać. Trzeba było tylko jakoś się na nią dostać. Nie miał wyjścia, musiał zaryzykować. Wcześniej, aby się upewnić, że ludzie nadal są zajęci sobą, kontrolnie zajrzał do pokoju Czerwonego Kapturka. Mimowolnie jego wzrok zahaczył o skrzynkę. To, co w niej zobaczył, tak go zszokowało, że aż pisnął ze zdumienia. Wiotka gałązka dzikiej winorośli wysunęła mu się z pyska i... zaczął spadać.
Gdyby nie szybki refleks, poniósłby niechybną śmierć w przepaści. Wyrzucił przed siebie łapy. Dosłownie w ostatniej chwili zahaczył pazurami o zewnętrzny parapet okna i zawisł na przednich łapach.
Hałas za oknem zaniepokoił intruzów. Wąsal przyłożył dłonie do szyby i przykleił do niej pysk. Rozglądał się na boki, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Kunek wstrzymał oddech. Wystarczyło teraz, by intruz spojrzał w dół. Od razu zauważyłby zwisające z parapetu zwierzę. A wtedy Kunek
Kunek łypnął w bok. Całkiem niedaleko od niego wisiała gałązka na tyle gruba, że mogłaby go utrzymać. Trzeba było tylko jakoś się na nią dostać. Nie miał wyjścia, musiał zaryzykować. Wcześniej, aby się upewnić, że ludzie nadal są zajęci sobą, kontrolnie zajrzał do pokoju Czerwonego Kapturka. Mimowolnie jego wzrok zahaczył o skrzynkę. To, co w niej zobaczył, tak go zszokowało, że aż pisnął ze zdumienia. Wiotka gałązka dzikiej winorośli wysunęła mu się z pyska i... zaczął spadać.
Gdyby nie szybki refleks, poniósłby niechybną śmierć w przepaści. Wyrzucił przed siebie łapy. Dosłownie w ostatniej chwili zahaczył pazurami o zewnętrzny parapet okna i zawisł na przednich łapach.
Hałas za oknem zaniepokoił intruzów. Wąsal przyłożył dłonie do szyby i przykleił do niej pysk. Rozglądał się na boki, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Kunek wstrzymał oddech. Wystarczyło teraz, by intruz spojrzał w dół. Od razu zauważyłby zwisające z parapetu zwierzę. A wtedy Kunek
361
miałby do wyboru albo zdech w łapach intruza, albo w przepaści. Żadna z tych opcji nie była miła.
Na szczęście nie musiał wybierać. Wąsal powrócił po chwili do swoich zajęć i Kunek mógł odetchnąć z ulgą. Z największym trudem wspiął się na parapet i przyczaił za doniczką, która stała drugiej stronie okna. Wiedział, że igra ze zdechem. Musiał jednak sprawdzić, czy ślepia go nie myliły i czy rzeczywiście zauważył w skrzynce ludzi to, co zauważył.
Ostrożnie wyjrzał zza doniczki i ledwo zdołał się powstrzymać od kolejnego pisku. W skrzynce, zamiast małych ludzików, zobaczył... kunę. Stała słupka i widać było jak na łapie, że miała odgryzione w charakterystyczny sposób prawe ucho. Jakby tego było mało, pozbawiona była też lewego oka.
- To jest przecież... - wyszeptał Kunek z przejęciem, wpatrując się uporczywie w skrzynkę - Dziadek Kun!
Nie mógł się mylić. Na całym świecie nie było drugiej takiej kuny. Choć tu, Dziadek Kun wyglądał zadziwiająco młodo,
Na szczęście nie musiał wybierać. Wąsal powrócił po chwili do swoich zajęć i Kunek mógł odetchnąć z ulgą. Z największym trudem wspiął się na parapet i przyczaił za doniczką, która stała drugiej stronie okna. Wiedział, że igra ze zdechem. Musiał jednak sprawdzić, czy ślepia go nie myliły i czy rzeczywiście zauważył w skrzynce ludzi to, co zauważył.
Ostrożnie wyjrzał zza doniczki i ledwo zdołał się powstrzymać od kolejnego pisku. W skrzynce, zamiast małych ludzików, zobaczył... kunę. Stała słupka i widać było jak na łapie, że miała odgryzione w charakterystyczny sposób prawe ucho. Jakby tego było mało, pozbawiona była też lewego oka.
- To jest przecież... - wyszeptał Kunek z przejęciem, wpatrując się uporczywie w skrzynkę - Dziadek Kun!
Nie mógł się mylić. Na całym świecie nie było drugiej takiej kuny. Choć tu, Dziadek Kun wyglądał zadziwiająco młodo,
362
Kunek miał pewność. To na pewno był on, jego przodek. Tak ogryzione ucho i brak oka były niemożliwe do podrobienia.
- Babka Kuna miała rację! - Kunek pokręcił łbem z podziwem - Wygląda naprawdę superkunio... Teraz już wiem, dlaczego ta skrzynka jest taka mała. Ona nie jest na ludzi, tylko na zwierzęta!
Jedno go zaniepokoiło. Przez cały ten czas, kiedy patrzył na dziadka, ten ani razu się nie poruszył. Zaczął więc przyglądać mu się uważniej i po chwili nie miał już wątpliwości: Dziadek Kun stał nieruchomo jak...
- Zdechnięty! - wyszeptał ze zgrozą - Dziadek Kun jest zdechnięty! Zamknięty w tej skrzynce, jak w jakimś grobie. A więc Babka Kuna mówiła prawdę. Dziadka złupili ludzie!
W tej strasznej i porażającej wieści była jedna rzecz, z której, od biedy, można się było ucieszyć:
- Babcia będzie szczęśliwa, jak jej powiem, że miała rację. Dziadek Kun rzeczywiście został złupiony, a nie nawiał do innej...
W tym momencie wzrok Kunka natrafił na coś,
- Babka Kuna miała rację! - Kunek pokręcił łbem z podziwem - Wygląda naprawdę superkunio... Teraz już wiem, dlaczego ta skrzynka jest taka mała. Ona nie jest na ludzi, tylko na zwierzęta!
Jedno go zaniepokoiło. Przez cały ten czas, kiedy patrzył na dziadka, ten ani razu się nie poruszył. Zaczął więc przyglądać mu się uważniej i po chwili nie miał już wątpliwości: Dziadek Kun stał nieruchomo jak...
- Zdechnięty! - wyszeptał ze zgrozą - Dziadek Kun jest zdechnięty! Zamknięty w tej skrzynce, jak w jakimś grobie. A więc Babka Kuna mówiła prawdę. Dziadka złupili ludzie!
W tej strasznej i porażającej wieści była jedna rzecz, z której, od biedy, można się było ucieszyć:
- Babcia będzie szczęśliwa, jak jej powiem, że miała rację. Dziadek Kun rzeczywiście został złupiony, a nie nawiał do innej...
W tym momencie wzrok Kunka natrafił na coś,
363
na co z początku nie zwrócił on uwagi. Z tyłu, skok za Dziadkiem Kunem, zauważył stojącą nieruchomo samiczkę z trojgiem szczeniąt. Każde z nich wyglądało, wypisz wymaluj, jak jego dziadek. Z tą tylko różnicą, że nie brakowało im ani uszu ani ślepiów.
Z piersi Kunka wyrwało się ciche westchnienie:
- A jednak nawiał do innej. Lepiej o niczym nie będę babci wspominał.
- Jutro musisz nastawić pułapkę. Słyszysz, co mówię?! - wybił Kunka z zadumy podniesiony głos Gniadej - Wszystkie pułapki!
- Ja nie chcę, żeby zabijać to zwierzątko - rozszlochał się tymczasem Czerwony Kapturek - Nie moją Plusię.
- Ależ córciu - zezłościła się Gniada - To nie są żadne pluszaki, tylko prawdziwe szkodniki!
- Już raz nastawiłem i nic z tego. Podobno - odezwał się Wąsal do Gniadej - bradzo trudno jest się pozbyć kun.
- Ale... - nie dawał za wygraną Czerwony Kapturek - one są takie śliczne i milusie.
- Ale i groźne! - odezwał się twardo
Z piersi Kunka wyrwało się ciche westchnienie:
- A jednak nawiał do innej. Lepiej o niczym nie będę babci wspominał.
- Jutro musisz nastawić pułapkę. Słyszysz, co mówię?! - wybił Kunka z zadumy podniesiony głos Gniadej - Wszystkie pułapki!
- Ja nie chcę, żeby zabijać to zwierzątko - rozszlochał się tymczasem Czerwony Kapturek - Nie moją Plusię.
- Ależ córciu - zezłościła się Gniada - To nie są żadne pluszaki, tylko prawdziwe szkodniki!
- Już raz nastawiłem i nic z tego. Podobno - odezwał się Wąsal do Gniadej - bradzo trudno jest się pozbyć kun.
- Ale... - nie dawał za wygraną Czerwony Kapturek - one są takie śliczne i milusie.
- Ale i groźne! - odezwał się twardo
364
Wąsal - Przecież nie mogę pozwolić córciu, żeby to coś przegryzło nam w samochodzie przewody hamulcowe. Nie zdajesz sobie sprawy, jakie to niebezpieczne. Jutro wyjeżdżamy do babci. Wiesz, co by się stało, gdybyśmy rozpędzili się z góry na tych zakrętach i nagle wysiadły hamulce? Lepiej nie mówić...
- Ale ja nie chcę, żeby je zabijać - rozpłakał się rzęsiście Czerwony Kapturek - O, tu jest napisane - dziewczynka dokończyła przez łzy - że komuś udało się pozbyć kun za pomocą moczu bengalskiego tygrysa.
- A skąd ja ci tu wezmę mocz bengalskiego tygrysa? - zrobił wielkie oczy Wąsal.
- Mocz, to znaczy siuśki, tak? - upewnił się Czerwony Kapturek - To może wystarczyłby na przykład krowie albo końskie?
Wąsal uśmiechnął się pod wąsem i pokręcił głową.
- No, dobrze... - odezwał się już spokojniejszym głosem - Tutaj dalej, piszą coś o jakiś żywołapkach.
- O czym? - zapytały równocześnie Gniada
- Ale ja nie chcę, żeby je zabijać - rozpłakał się rzęsiście Czerwony Kapturek - O, tu jest napisane - dziewczynka dokończyła przez łzy - że komuś udało się pozbyć kun za pomocą moczu bengalskiego tygrysa.
- A skąd ja ci tu wezmę mocz bengalskiego tygrysa? - zrobił wielkie oczy Wąsal.
- Mocz, to znaczy siuśki, tak? - upewnił się Czerwony Kapturek - To może wystarczyłby na przykład krowie albo końskie?
Wąsal uśmiechnął się pod wąsem i pokręcił głową.
- No, dobrze... - odezwał się już spokojniejszym głosem - Tutaj dalej, piszą coś o jakiś żywołapkach.
- O czym? - zapytały równocześnie Gniada
365
i córka.
Wąsal przybliżył twarz do monitora i zaczął czytać:
- „Żywołapka, to urządzenie wykonane z mocnej, ocynkowanej kraty i odporne na agresywne zachowanie schwytanych zwierząt. Wejście samozatrzaskowe skonstruowane zostało w bardzo niezawodny sposób. Specjalna zapadnia z zabezpieczeniem działa niezwykle sprawnie. Dodatkowo klatka wyposażona jest w drugie wejście do wyciągania schwytanych zwierząt”.
Wąsal skończył czytać, chrząknął kilka razy i odezwał się po chwili:
- Tak. Jutro rano, przed wyjazdem, pojadę do sklepu po taką żywołapkę i nastawię ją na strychu. Jeśli to rzeczywiście działa, to zanim wrócimy od babci, powinno już się coś złapać. To znaczy ta kuna. A wtedy nie wiem... Może oddam ją do zoo... Albo wywiozę ją gdzieś bardzo daleko stąd, tak żeby już nigdy tu nie wróciła...
Kunek więcej już nie usłyszał. Udało mu się przeskoczyć na wybraną wcześniej gałązkę,
Wąsal przybliżył twarz do monitora i zaczął czytać:
- „Żywołapka, to urządzenie wykonane z mocnej, ocynkowanej kraty i odporne na agresywne zachowanie schwytanych zwierząt. Wejście samozatrzaskowe skonstruowane zostało w bardzo niezawodny sposób. Specjalna zapadnia z zabezpieczeniem działa niezwykle sprawnie. Dodatkowo klatka wyposażona jest w drugie wejście do wyciągania schwytanych zwierząt”.
Wąsal skończył czytać, chrząknął kilka razy i odezwał się po chwili:
- Tak. Jutro rano, przed wyjazdem, pojadę do sklepu po taką żywołapkę i nastawię ją na strychu. Jeśli to rzeczywiście działa, to zanim wrócimy od babci, powinno już się coś złapać. To znaczy ta kuna. A wtedy nie wiem... Może oddam ją do zoo... Albo wywiozę ją gdzieś bardzo daleko stąd, tak żeby już nigdy tu nie wróciła...
Kunek więcej już nie usłyszał. Udało mu się przeskoczyć na wybraną wcześniej gałązkę,
366
potem na następną, a z niej na kolejną, i tak dalej, aż wspiął się na dach. Wykonał parę skoków po dachówkach i po chwili stał przed wejściem na strych. Już miał wśliznąć się do środka, lecz się zawahał. Bał się, że wewnątrz czeka na niego Kun z karczemną awanturą za naruszenie zakazu wychodzenia. Musiał szybko wymyślić, jak odwrócić jego uwagę.
- O! Powiem mu o bzach. Że nagle zniknęły i że nie da się już tamtędy zejść z dachu. Albo nie, lepiej nic nie pisnę. Jeszcze będzie na mnie - zreflektował się - że to znowu moja wina.
Wśliznął się na strych z podkulonymi uszami i ogonem. Był przygotowany na niezły ochrzan. Jakież więc było jego zdumienie, gdy okazało się, że na strychu nikogo nie było. Nikogo, poza Babką Kuną oczywiście, która najspokojniej w świecie chrapała na swoim katafalku.
- Biedna babunia. Nie może się dowiedzieć o dziadziusiu - pomyślał - nikomu nie mogę o tym nawet pisnąć. A Kunowi i Kuneczce pewnie zabrakło pcheł i poszli sobie nałapać.
- O! Powiem mu o bzach. Że nagle zniknęły i że nie da się już tamtędy zejść z dachu. Albo nie, lepiej nic nie pisnę. Jeszcze będzie na mnie - zreflektował się - że to znowu moja wina.
Wśliznął się na strych z podkulonymi uszami i ogonem. Był przygotowany na niezły ochrzan. Jakież więc było jego zdumienie, gdy okazało się, że na strychu nikogo nie było. Nikogo, poza Babką Kuną oczywiście, która najspokojniej w świecie chrapała na swoim katafalku.
- Biedna babunia. Nie może się dowiedzieć o dziadziusiu - pomyślał - nikomu nie mogę o tym nawet pisnąć. A Kunowi i Kuneczce pewnie zabrakło pcheł i poszli sobie nałapać.
367
Ten żart, zamiast uśmiechu, wywołał jednak na jego pyszczku kwaśny grymas. Jakby zgryzł w zębach kolejny niedojrzały owoc agrestu.
I wtedy... na piersiach poczuł wyraźne ukłucie. Odruchowo podniósł prawą tylną łapę i wysunął pazury. Już chciał się podrapać, ale zatrzymał łapę w pół ruchu.
- O wilku mowa! - wykrzyknął radośnie - Pchła! Złapałem jakąś zabłąkaną pchłę. A więc jest na tym świecie sprawiedliwość! Hurra, mam pchłę!
Kunek dawno tak się nie cieszył. Posiadanie pchły dowodziło przecież, że wcale nie ma w żyłach szczurzych sików, tylko najprawdziwszą krew. Ale najważniejsze było to, że teraz Kuneczka będzie mogła poiskać także i jego.
Już chciał podskoczyć z radości, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Przez takie nieodpowiedzialne zachowanie, mógł przecież z siebie tę pchłę strącić. A wtedy zaprzepaściłby swoją szansę na iskanie. Postanowił być już od tej chwili bardzo ostrożny. Zaczął wsłuchiwać się w swoje ciało i po chwili
I wtedy... na piersiach poczuł wyraźne ukłucie. Odruchowo podniósł prawą tylną łapę i wysunął pazury. Już chciał się podrapać, ale zatrzymał łapę w pół ruchu.
- O wilku mowa! - wykrzyknął radośnie - Pchła! Złapałem jakąś zabłąkaną pchłę. A więc jest na tym świecie sprawiedliwość! Hurra, mam pchłę!
Kunek dawno tak się nie cieszył. Posiadanie pchły dowodziło przecież, że wcale nie ma w żyłach szczurzych sików, tylko najprawdziwszą krew. Ale najważniejsze było to, że teraz Kuneczka będzie mogła poiskać także i jego.
Już chciał podskoczyć z radości, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Przez takie nieodpowiedzialne zachowanie, mógł przecież z siebie tę pchłę strącić. A wtedy zaprzepaściłby swoją szansę na iskanie. Postanowił być już od tej chwili bardzo ostrożny. Zaczął wsłuchiwać się w swoje ciało i po chwili
368
poczuł nowe ugryzienie.
- Dobrze, że wcześniej sobie coś skubnąłem - przypomniał sobie cierpki smak owocu agrestu, którego skosztował w ogrodzie - Co prawda, od razu go wyplułem, ale zawsze coś przecież zostało na języku. Moja pchła ma teraz co szamać. O rany - nie mógł się nadziwić swojemu szczęściu - mam swoją własną pchłę! Pij sobie pij, do woli - przemówił do niej czule - Będę się tobą opiekować. Koniec z bieganiem i z zabawami. Przecież nie mogę się skaleczyć. Każda kropelka krwi jest teraz na wagę życia. Twojego życia. Bo to teraz jest karma dla ciebie, przecie...
Nagle urwał i zrobił wielkie ślepia.
- Ale w takim razie, nie mogę też pozwolić iskać się Kuneczce! - wykrzyknął - Jeszcze zrobiłaby tobie krzywdę.
Pomyślał, że powinien nadać swojej pchle jakieś imię.
- Tylko jak właściwie można nazwać pchłę? Może Pchlunia? A jeśli jest to chłopczyk, a nie dziewczynka? To trzeba by to sprawdzić. Zajrzeć to tu, to tam. Tylko jak? - zmartwił się - Przecież
- Dobrze, że wcześniej sobie coś skubnąłem - przypomniał sobie cierpki smak owocu agrestu, którego skosztował w ogrodzie - Co prawda, od razu go wyplułem, ale zawsze coś przecież zostało na języku. Moja pchła ma teraz co szamać. O rany - nie mógł się nadziwić swojemu szczęściu - mam swoją własną pchłę! Pij sobie pij, do woli - przemówił do niej czule - Będę się tobą opiekować. Koniec z bieganiem i z zabawami. Przecież nie mogę się skaleczyć. Każda kropelka krwi jest teraz na wagę życia. Twojego życia. Bo to teraz jest karma dla ciebie, przecie...
Nagle urwał i zrobił wielkie ślepia.
- Ale w takim razie, nie mogę też pozwolić iskać się Kuneczce! - wykrzyknął - Jeszcze zrobiłaby tobie krzywdę.
Pomyślał, że powinien nadać swojej pchle jakieś imię.
- Tylko jak właściwie można nazwać pchłę? Może Pchlunia? A jeśli jest to chłopczyk, a nie dziewczynka? To trzeba by to sprawdzić. Zajrzeć to tu, to tam. Tylko jak? - zmartwił się - Przecież
369
jest tak mała, że całą ledwo widać, a co dopiero „to tu, to tam”.
Postanowił jednak zaryzykować i przyjrzeć się pchle. Wolał nie używać ani zębów ani pazurów, tylko namierzyć ją miękko językiem. Zaczął lizać się leciutko po brzuchu i już za trzecim razem poczuł bolesne dziabnięcie w język.
- Ałć! - pisnął jak oparzony - A to bandytka!
Wywalił bolący język na wierzch. i ostrożnie potarł go łapą. W tym samym momencie od języka odpadł ostry kawałek wyschniętej gałązki winorośli i bezgłośnie upadł na podłogę.
- Ach, więc to tak! To to jest ta moja pchła... Zwykła drzazga.
Kunek westchnął ciężko i smutno zwiesił pyszczek. Poczuł się, jak nigdy dotąd, samotny i bardzo nieszczęśliwy.
Postanowił jednak zaryzykować i przyjrzeć się pchle. Wolał nie używać ani zębów ani pazurów, tylko namierzyć ją miękko językiem. Zaczął lizać się leciutko po brzuchu i już za trzecim razem poczuł bolesne dziabnięcie w język.
- Ałć! - pisnął jak oparzony - A to bandytka!
Wywalił bolący język na wierzch. i ostrożnie potarł go łapą. W tym samym momencie od języka odpadł ostry kawałek wyschniętej gałązki winorośli i bezgłośnie upadł na podłogę.
- Ach, więc to tak! To to jest ta moja pchła... Zwykła drzazga.
Kunek westchnął ciężko i smutno zwiesił pyszczek. Poczuł się, jak nigdy dotąd, samotny i bardzo nieszczęśliwy.
370
Rozdział 11
ZDECHNIĘCIE LUDZI
Kunek cicho wyśliznął się na dach. Zbiegł po dachówkach i ostrożnie wyjrzał za rynnę. Na podjeździe przed domem stał wiśniowo umaszczony samochód Wąsala. Obok na ziemi leżały różne torby i pakunki. Gniada podawała je kolejno mężowi, a on wkładał je do wnętrza
371
pojazdu. Kunkowi na ten widok serce załomotało jak szalone:
- Intruzi wyjeżdżają. Ładują tyle gratów, to znaczy, że wszyscy. A najważniejsze, że zamierzają użyć swojego pojazdu-wyszeptał.
Czuł, że nadszedł moment, na który tak czekał.
- To najważniejsza chwila w moim życiu. Godzina „Z”. Pora zdechnięcia ludzi!
Cały zadrżał z emocji.
- Polowanie czas zacząć. Tylko muszę działać bardzo ostrożnie. Ludzie mają kiepski słuch i węch, ale za to w dzień całkiem nieźle widzą.
Wycofał się ostrożnie i posusował na tył dachu. Szybko ześliznął się po dzikim winie na ziemię. Okrążył dom i wyjrzał zza rogu. Upewnił się, że intruzi nie mogą go zauważyć i podkradł się jak tylko mógł najbliżej samochodu. Tam przyczaił w pobliskich krzakach. Postanowił zaczekać na właściwy moment.
Chwile oczekiwania dłużyły mu się jak wieczność. W końcu ludzie umieścili w samochodzie wszystkie walizki
- Intruzi wyjeżdżają. Ładują tyle gratów, to znaczy, że wszyscy. A najważniejsze, że zamierzają użyć swojego pojazdu-wyszeptał.
Czuł, że nadszedł moment, na który tak czekał.
- To najważniejsza chwila w moim życiu. Godzina „Z”. Pora zdechnięcia ludzi!
Cały zadrżał z emocji.
- Polowanie czas zacząć. Tylko muszę działać bardzo ostrożnie. Ludzie mają kiepski słuch i węch, ale za to w dzień całkiem nieźle widzą.
Wycofał się ostrożnie i posusował na tył dachu. Szybko ześliznął się po dzikim winie na ziemię. Okrążył dom i wyjrzał zza rogu. Upewnił się, że intruzi nie mogą go zauważyć i podkradł się jak tylko mógł najbliżej samochodu. Tam przyczaił w pobliskich krzakach. Postanowił zaczekać na właściwy moment.
Chwile oczekiwania dłużyły mu się jak wieczność. W końcu ludzie umieścili w samochodzie wszystkie walizki
372
i wrócili do domu. To właśnie był ten „właściwy moment”.
Kunek wiedział, że ma bardzo mało czasu. Wskoczył pod samochód i jakimiś mrocznymi, ciasnymi kanałami, podobnymi do krecich korytarzy, przecisnął się do silnika. Tu uderzyła go w nozdrza mnogość ohydnych zapachów. Takiego smrodu Kunek jeszcze nigdy nie czuł, ani w lesie, ani w ogrodzie. Ani tym bardziej w gnieździe.
- Dobrze, że jestem na czczo - pomyślał, ledwo opanowując odruchy wymiotne.
Rozejrzał się za żyłą do przegryzienia i od razu przeżył szok. Był przekonany, że zastanie tu tylko jedną żyłę. Tymczasem wokół niego kłębiła się cała plątanina najprzeróżniejszych żył. Od tego widoku można było dostać ślepiopląsu.
- O, kuna... Babka Kuna mówiła o właściwej żyle. Ale nie myślałem, że będzie ich tu aż tyle - wyszeptał do siebie zupełnie zdezorientowany - To... którą mam przegryźć? Może tę cienką?
Przyłożył zęby do najcieńszej z żył. Już miał zacisnąć na niej szczęki, ale w ostatniej chwili
Kunek wiedział, że ma bardzo mało czasu. Wskoczył pod samochód i jakimiś mrocznymi, ciasnymi kanałami, podobnymi do krecich korytarzy, przecisnął się do silnika. Tu uderzyła go w nozdrza mnogość ohydnych zapachów. Takiego smrodu Kunek jeszcze nigdy nie czuł, ani w lesie, ani w ogrodzie. Ani tym bardziej w gnieździe.
- Dobrze, że jestem na czczo - pomyślał, ledwo opanowując odruchy wymiotne.
Rozejrzał się za żyłą do przegryzienia i od razu przeżył szok. Był przekonany, że zastanie tu tylko jedną żyłę. Tymczasem wokół niego kłębiła się cała plątanina najprzeróżniejszych żył. Od tego widoku można było dostać ślepiopląsu.
- O, kuna... Babka Kuna mówiła o właściwej żyle. Ale nie myślałem, że będzie ich tu aż tyle - wyszeptał do siebie zupełnie zdezorientowany - To... którą mam przegryźć? Może tę cienką?
Przyłożył zęby do najcieńszej z żył. Już miał zacisnąć na niej szczęki, ale w ostatniej chwili
373
się zawahał.
- A może lepiej od razu grubą? - pomyślał.
Przeniósł zęby na sąsiednią żyłę. Była rzeczywiście masywna. Wyglądała, jakby była najważniejsza ze wszystkich. Kontrolnie zerknął w bok i wtedy zauważył, że obok przebiega żyła tak samo gruba, ale znacznie dłuższa od tej, którą właśnie trzymał w zębach.
- Tak, na pewno trzeba przegryźć grubą... ale którą? Tę krótką grubą, czy może lepiej tamtą długą grubą? Wreszcie tę prostą, czy raczej tamtą dalej, pozwijaną i poskręcaną?
Drogocenny czas uciekał, a on nie mógł się zdecydować. Zamiast przystąpić do dzieła, przenosił zęby z jednej żyły na drugą i mamrotał gorączkowo pod nosem:
- Przegryzę tę krótką, grubą, pozwijaną... Nie nie, tę cienką, długą i pokręconą... Albo nie, tę grubą, prostą i długą...
Po chwili tak już mu się zakręciło w ogonie, że się całkowicie pogubił. Wszystkie żyły zbiły mu się w ślepiach w jeden kłąb i zaczęły wirować, jak stado szpaków na niebie. I wtedy usłyszał kroki
- A może lepiej od razu grubą? - pomyślał.
Przeniósł zęby na sąsiednią żyłę. Była rzeczywiście masywna. Wyglądała, jakby była najważniejsza ze wszystkich. Kontrolnie zerknął w bok i wtedy zauważył, że obok przebiega żyła tak samo gruba, ale znacznie dłuższa od tej, którą właśnie trzymał w zębach.
- Tak, na pewno trzeba przegryźć grubą... ale którą? Tę krótką grubą, czy może lepiej tamtą długą grubą? Wreszcie tę prostą, czy raczej tamtą dalej, pozwijaną i poskręcaną?
Drogocenny czas uciekał, a on nie mógł się zdecydować. Zamiast przystąpić do dzieła, przenosił zęby z jednej żyły na drugą i mamrotał gorączkowo pod nosem:
- Przegryzę tę krótką, grubą, pozwijaną... Nie nie, tę cienką, długą i pokręconą... Albo nie, tę grubą, prostą i długą...
Po chwili tak już mu się zakręciło w ogonie, że się całkowicie pogubił. Wszystkie żyły zbiły mu się w ślepiach w jeden kłąb i zaczęły wirować, jak stado szpaków na niebie. I wtedy usłyszał kroki
374
wracających do pojazdu ludzi i podniesiony głos Wąsala:
- Nie możemy odłożyć tego wyjazdu. Przez tę całą przeprowadzkę nie byliśmy u mamusi już ponad miesiąc. Odważysz się zadzwonić do niej, że jednak nie przyjedziemy? Bo ja nie.
- Ale skoro Ewcia tak źle się czuje... - zaczęła nie mniej podenerwowana Gniada.
- Według mnie symuluje - bezpardonowo przerwał żonie Wąsal - Wczoraj była jeszcze całkiem zdrowa.
- A jeżeli naprawdę coś jej dolega? - nie dawała za wygraną Gniada - Nie jesteś przecież lekarzem...
- Czoło ma chłodne. Zresztą, nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć, że gdyby naprawdę miała czterdzieści stopni, to by majaczyła i była nieprzytomna... - powiedział zdecydowanym głosem Wąsal, drapiąc się nerwowo po wąsach - Nie chce od poniedziałku iść do nowej szkoły, to cała jej choroba. Paluszek i główka, to szkolna wymówka. Moim zdaniem nie możemy jej ulec.
- To dla niej trudny okres, sam mówiłeś
- Nie możemy odłożyć tego wyjazdu. Przez tę całą przeprowadzkę nie byliśmy u mamusi już ponad miesiąc. Odważysz się zadzwonić do niej, że jednak nie przyjedziemy? Bo ja nie.
- Ale skoro Ewcia tak źle się czuje... - zaczęła nie mniej podenerwowana Gniada.
- Według mnie symuluje - bezpardonowo przerwał żonie Wąsal - Wczoraj była jeszcze całkiem zdrowa.
- A jeżeli naprawdę coś jej dolega? - nie dawała za wygraną Gniada - Nie jesteś przecież lekarzem...
- Czoło ma chłodne. Zresztą, nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć, że gdyby naprawdę miała czterdzieści stopni, to by majaczyła i była nieprzytomna... - powiedział zdecydowanym głosem Wąsal, drapiąc się nerwowo po wąsach - Nie chce od poniedziałku iść do nowej szkoły, to cała jej choroba. Paluszek i główka, to szkolna wymówka. Moim zdaniem nie możemy jej ulec.
- To dla niej trudny okres, sam mówiłeś
375
- westchnęła Gniada.
- No... ale... mamusia tak się ucieszyła, że ją zobaczy... że... porozmawia sobie ze swoją wnusią - powiedział Wąsal niemal prosząco.
- Porozmawia sobie przez telefon - odpowiedział mu stanowczy głos Gniadej - Poza tym, podczas naszej nieobecności, Ewcia zaopiekuje się domem i zwierzętami...
- Przy czterdziestu stopniach gorączki! Na pewno! Mówię ci, ona coś kombinuje. Niby boi się sama spać, sama w swoim pokoju, a nie boi się zostać na noc sama w domu?
- A ty czego tam szukasz pod samochodem? - zmieniła szybko temat Gniada.
- Patrzę, czy sucho. Wolę sprawdzić, czy ta kuna nie zdążyła już przypadkiem czegoś przegryźć - wystękał Wąsal, wstając z kolan.
Zaraz potem nad łbem Kunka rozległ się zgrzyt i pokrywa silnika uniosła się gwałtownie. Nagle zrobiło się jasno. Tuż przed ślepiami Kunka wyrósł płaski pysk Wąsala.
Cofnął się błyskawicznie, zanim jeszcze intruz zdołał go zobaczyć. Ale, o zgrozo,
- No... ale... mamusia tak się ucieszyła, że ją zobaczy... że... porozmawia sobie ze swoją wnusią - powiedział Wąsal niemal prosząco.
- Porozmawia sobie przez telefon - odpowiedział mu stanowczy głos Gniadej - Poza tym, podczas naszej nieobecności, Ewcia zaopiekuje się domem i zwierzętami...
- Przy czterdziestu stopniach gorączki! Na pewno! Mówię ci, ona coś kombinuje. Niby boi się sama spać, sama w swoim pokoju, a nie boi się zostać na noc sama w domu?
- A ty czego tam szukasz pod samochodem? - zmieniła szybko temat Gniada.
- Patrzę, czy sucho. Wolę sprawdzić, czy ta kuna nie zdążyła już przypadkiem czegoś przegryźć - wystękał Wąsal, wstając z kolan.
Zaraz potem nad łbem Kunka rozległ się zgrzyt i pokrywa silnika uniosła się gwałtownie. Nagle zrobiło się jasno. Tuż przed ślepiami Kunka wyrósł płaski pysk Wąsala.
Cofnął się błyskawicznie, zanim jeszcze intruz zdołał go zobaczyć. Ale, o zgrozo,
376
zapomniał o ogonie. Nie zdążył go schować, a teraz już było za późno. Wąsal wpatrywał się akurat w to miejsce, gdzie wyeksponowana była jego łysa końcówka.
Zaczął obmacywać i oglądać różne przewody. W pewnym momencie wziął w palce ogon Kunka. Lekko się zdziwił, gdyż przewód ten był innego koloru, niż pozostałe. Poza tym, miał luźno sterczącą końcówkę, tak, jakby był niepotrzebny.
Intruz szarpnął, a Kunkowi z bólu aż ślepia wylazły z orbit. Zacisnął mocno szczęki i ani pisnął. Był zaklinowany tak, że nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Jedyną szansą na przeżycie było siedzieć teraz, jak mysz pod miotłą. Musiał przygotować się na najgorsze.
- Najpierw wyrwie mi ogon, a potem, po kawałku, złupi mnie całego - pomyślał.
Na potwierdzenie tego, zobaczył przez wąską szparę, jak Wąsal wyciągnął z kieszeni metalowe obcęgi. Wyglądały jak szczęki drapieżnika. Intruz pochylił się i złapał w nie jego ogon.
- Już po mnie! - jęknął w duchu.
Zaczął obmacywać i oglądać różne przewody. W pewnym momencie wziął w palce ogon Kunka. Lekko się zdziwił, gdyż przewód ten był innego koloru, niż pozostałe. Poza tym, miał luźno sterczącą końcówkę, tak, jakby był niepotrzebny.
Intruz szarpnął, a Kunkowi z bólu aż ślepia wylazły z orbit. Zacisnął mocno szczęki i ani pisnął. Był zaklinowany tak, że nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Jedyną szansą na przeżycie było siedzieć teraz, jak mysz pod miotłą. Musiał przygotować się na najgorsze.
- Najpierw wyrwie mi ogon, a potem, po kawałku, złupi mnie całego - pomyślał.
Na potwierdzenie tego, zobaczył przez wąską szparę, jak Wąsal wyciągnął z kieszeni metalowe obcęgi. Wyglądały jak szczęki drapieżnika. Intruz pochylił się i złapał w nie jego ogon.
- Już po mnie! - jęknął w duchu.
377
Zamknął ślepia i czekał na najgorsze. Wystarczyło tylko, żeby Wąsal ścisnął szczęki. I wtedy rozległ się głos Gniadej:
- Co ty tam jeszcze robisz?
- Już już - odkrzyknął Wąsal - Tylko wytną jakiś niepotrzebny przewód.
- Ty już lepiej nic nie wycinaj. Mało ci było bzów?
- Ale tylko...
-A od kiedy ty się znasz na samochodach? - zapytała z wyraźną drwiną Gniada - Lepiej nic tam nie ruszaj. W przeciwnym razie już teraz ci radzę zadzwonić do mamusi, że jednak nie przyjedziemy.
Na odgłos słowa „mamusia”, Wąsal zesztywniał. Jeszcze walczył ze sobą. Widać było, że ma wielką ochotę zacisnąć obcęgi i obciąć intrygujący kabelek. Jednak w końcu, tylko westchnął z rezygnacją. Schował pośpiesznie obcęgi i z hukiem zamknął maskę. Przy silniku znów zrobiło się ciemno.
Kunek odetchnął głęboko, ale jeszcze przez chwilę nie mógł dojść do siebie.
- Co ty tam jeszcze robisz?
- Już już - odkrzyknął Wąsal - Tylko wytną jakiś niepotrzebny przewód.
- Ty już lepiej nic nie wycinaj. Mało ci było bzów?
- Ale tylko...
-A od kiedy ty się znasz na samochodach? - zapytała z wyraźną drwiną Gniada - Lepiej nic tam nie ruszaj. W przeciwnym razie już teraz ci radzę zadzwonić do mamusi, że jednak nie przyjedziemy.
Na odgłos słowa „mamusia”, Wąsal zesztywniał. Jeszcze walczył ze sobą. Widać było, że ma wielką ochotę zacisnąć obcęgi i obciąć intrygujący kabelek. Jednak w końcu, tylko westchnął z rezygnacją. Schował pośpiesznie obcęgi i z hukiem zamknął maskę. Przy silniku znów zrobiło się ciemno.
Kunek odetchnął głęboko, ale jeszcze przez chwilę nie mógł dojść do siebie.
378
Drżał cały i szczękał zębami. To on miał zdechnąć intruzów, a o mały włos, sam zostałby zdechnięty przez Wąsala.
Trzasnęły drzwi pojazdu i zawarczał groźnie silnik. Po chwili wszystko, włącznie z Kunkiem, zaczęło się trząść, jak w gorączce. Kunek podkulił ogon w obawie, żeby mu go nigdzie nie wciągnęło. Przecież bez ogona, choćby nawet takiego łysego, nie byłby w stanie już nic nigdy wymyślić.
Zaczął wpadać w coraz większą panikę. Taka szansa na zdechnięcie ludzi mogła się już więcej nie powtórzyć. Ludzie odjeżdżają, a on traci drogocenny czas. Wciąż nie może się zdecydować, którą żyłę wziąć na ząb. Musiał działać błyskawicznie.
Zanim jednak zdążył coś przedsięwziąć, pojazd ruszył z miejsca. Powoli zaczął nabierać szybkości. Kunek rozwarł szeroko szczęki i nie zastanawiając się dłużej przyłożył je do najbliższej żyły. I wtedy, przez warkot silnika, do uszu przedarł mu się charkot Babki Kuny:
- „Trzeba przegryźć odpowiednią żyłę i to tak, żeby posoka nie wyleciała z niej od razu,
Trzasnęły drzwi pojazdu i zawarczał groźnie silnik. Po chwili wszystko, włącznie z Kunkiem, zaczęło się trząść, jak w gorączce. Kunek podkulił ogon w obawie, żeby mu go nigdzie nie wciągnęło. Przecież bez ogona, choćby nawet takiego łysego, nie byłby w stanie już nic nigdy wymyślić.
Zaczął wpadać w coraz większą panikę. Taka szansa na zdechnięcie ludzi mogła się już więcej nie powtórzyć. Ludzie odjeżdżają, a on traci drogocenny czas. Wciąż nie może się zdecydować, którą żyłę wziąć na ząb. Musiał działać błyskawicznie.
Zanim jednak zdążył coś przedsięwziąć, pojazd ruszył z miejsca. Powoli zaczął nabierać szybkości. Kunek rozwarł szeroko szczęki i nie zastanawiając się dłużej przyłożył je do najbliższej żyły. I wtedy, przez warkot silnika, do uszu przedarł mu się charkot Babki Kuny:
- „Trzeba przegryźć odpowiednią żyłę i to tak, żeby posoka nie wyleciała z niej od razu,
379
tylko wyciekała, a raczej wykapywała, po trochu. Kap, kap, tak kapała, aż do momentu kiedy pojazd się odpowiednio nie rozpędzi...”
A pojazd właśnie jechał coraz szybciej i z każdą chwilą robiło się bardziej niebezpiecznie. Kunek zacisnął delikatnie szczęki na wybranej żyle. Zamierzał, zgodnie ze wskazówkami Babki Kuny, tylko lekko ją nakłuć. Ale pojazd skręcił nagle i Kunkiem szarpnęło. Rzuciło go w bok i ząb przeorał w poprzek całą żyłę. Kunek usłyszał, a raczej poczuł, głośne chrupnięcie i pysk zalała mu gorzka posoka.
- Teraz chodu! - wrzasnęło w nim wszystko głośniej od pracującego silnika.
Spojrzał w dół i wtedy w ślepia zajrzał mu paniczny strach. Ziemia w zawrotnym tempie przesuwała się pod kołami samochodu. Kamienne kostki brukowe migały mu hipnotycznie przed ślepiami. Chciał wyskoczyć, ale sparaliżowany strachem, nie mógł się nawet poruszyć. Przywarł kurczowo do metalowych elementów podwozia i zaszczękał zębami:
- Za nic nie wyskoczę. Zaraz rozbiję się
A pojazd właśnie jechał coraz szybciej i z każdą chwilą robiło się bardziej niebezpiecznie. Kunek zacisnął delikatnie szczęki na wybranej żyle. Zamierzał, zgodnie ze wskazówkami Babki Kuny, tylko lekko ją nakłuć. Ale pojazd skręcił nagle i Kunkiem szarpnęło. Rzuciło go w bok i ząb przeorał w poprzek całą żyłę. Kunek usłyszał, a raczej poczuł, głośne chrupnięcie i pysk zalała mu gorzka posoka.
- Teraz chodu! - wrzasnęło w nim wszystko głośniej od pracującego silnika.
Spojrzał w dół i wtedy w ślepia zajrzał mu paniczny strach. Ziemia w zawrotnym tempie przesuwała się pod kołami samochodu. Kamienne kostki brukowe migały mu hipnotycznie przed ślepiami. Chciał wyskoczyć, ale sparaliżowany strachem, nie mógł się nawet poruszyć. Przywarł kurczowo do metalowych elementów podwozia i zaszczękał zębami:
- Za nic nie wyskoczę. Zaraz rozbiję się
380
razem z ludźmi.
Zamknął ślepia i zaczął błagać wszystkich swoich nieżyjących przodków o pomoc. Najpierw wzywał Dziadka Kuna. Zaraz potem Babkę Kunę. Co prawda, kiedy wychodził, jeszcze żyła, ale przecież od tamtego momentu minęło już sporo czasu. Dalej błagał o pomoc swoich rodziców, których, za przykładem Kuna, też zaczął już zaliczać do kategorii nieżyjących przodków.
- Jeżeli przeżyję, to obiecuję, że...
Nie dokończył, bo to, co chciał przyrzec, byłoby jednak zbyt dolegliwe. Gdyby przeżył, musiałby jednak dotrzymać obietnicy.
- Może uda mi się jakoś wyjść z opresji bez żadnych przyrzeczeń...
Ledwo to pomyślał, pojazd podskoczył gwałtownie na wyboju. Kunkiem podrzuciło do góry tak, że ledwo zdołał się uchronić przed wypadnięciem i rozjechaniem przez koła pojazdu.
- Obiecuję, że do końca życia będę się już dzielił moimi deserkami z Kunem! - bez zastanowienia dokończył obietnicę, kurczowo wczepiając się w metalowe elementy pojazdu.
Zamknął ślepia i zaczął błagać wszystkich swoich nieżyjących przodków o pomoc. Najpierw wzywał Dziadka Kuna. Zaraz potem Babkę Kunę. Co prawda, kiedy wychodził, jeszcze żyła, ale przecież od tamtego momentu minęło już sporo czasu. Dalej błagał o pomoc swoich rodziców, których, za przykładem Kuna, też zaczął już zaliczać do kategorii nieżyjących przodków.
- Jeżeli przeżyję, to obiecuję, że...
Nie dokończył, bo to, co chciał przyrzec, byłoby jednak zbyt dolegliwe. Gdyby przeżył, musiałby jednak dotrzymać obietnicy.
- Może uda mi się jakoś wyjść z opresji bez żadnych przyrzeczeń...
Ledwo to pomyślał, pojazd podskoczył gwałtownie na wyboju. Kunkiem podrzuciło do góry tak, że ledwo zdołał się uchronić przed wypadnięciem i rozjechaniem przez koła pojazdu.
- Obiecuję, że do końca życia będę się już dzielił moimi deserkami z Kunem! - bez zastanowienia dokończył obietnicę, kurczowo wczepiając się w metalowe elementy pojazdu.
381
Ledwo wypowiedział te słowa, ogarnęło go jakieś niezwykłe ciepło. Był pewny, iż to znak, że przodkowie wysłuchali jego prośby. Zrobiło mu się nawet przez chwilę błogo i przyjemnie. Jednak temperatura szybko rosła i już po chwili elementy pojazdu, których się trzymał, zaczęły go boleśnie parzyć. Silnik stał się gorący, jak piec. Palenie stało się nieznośne i Kunek musiał oderwać od metalu przednie łapy. Dokładnie w tym momencie pojazd znowu podskoczył na wystającej kostce brukowej i Kunka podrzuciło do góry. Odbił się grzbietem od blachy pokrywy silnika i poleciał w dół. Zamachał rozpaczliwie łapami i kłapnął szczękami, ale już nie było się czego złapać.
Kunek wypadł z pędzącego pojazdu na ulicę i zaczął koziołkować po bruku. Boleśnie szorował grzbietem o nierówną kostkę i obijał się o spód pędzącego pojazdu. Milimetry, a zostałby rozjechany przez tylne koła. Wtedy nieodwracalnie zmieniłby się w porcję żarcia dla wron, i to niezbyt wielką.
Na szczęście skończyło się na bolesnych
Kunek wypadł z pędzącego pojazdu na ulicę i zaczął koziołkować po bruku. Boleśnie szorował grzbietem o nierówną kostkę i obijał się o spód pędzącego pojazdu. Milimetry, a zostałby rozjechany przez tylne koła. Wtedy nieodwracalnie zmieniłby się w porcję żarcia dla wron, i to niezbyt wielką.
Na szczęście skończyło się na bolesnych
382
obtłuczeniach i zachłyśnięciu się śmierdzącym dymem z rury wydechowej.
Kiedy zdołał już dojść do siebie, uniósł pysk i prychnął gniewnie w kierunku bramy. Jednak po samochodzie została tylko smrodliwa mgiełka czarnosiwego dymu, która snuła się leniwie nad ulicą.
Był cały poobijany, wysmarowany i podtruty. Równocześnie jednak rozpierało go szczęście i niezmierna duma. Zrobił to. Wcielił w życie plan, o którym mówiła straszna tajemnica kun. Plan zdechnięcia ludzi. Może i przegryzł żyłę trochę za mocno, ale był przekonany, że to tylko przyśpieszy ich zdech.
-Pojazd pędził już przecież wystarczająco szybko.
Teraz mógł tylko czekać na wielką katastrofę pojazdu z intruzami. Ale na pewno nie zamierzał tego czynić na środku drogi.
Z trudem podźwignął kości z ulicy. Pojękując z bólu otrzepał z kurzu futerko. Podniósł wzrok i błyszczącymi z radości ślepiami omiótł spojrzeniem ogród i dom. Głęboko odetchnął.
Kiedy zdołał już dojść do siebie, uniósł pysk i prychnął gniewnie w kierunku bramy. Jednak po samochodzie została tylko smrodliwa mgiełka czarnosiwego dymu, która snuła się leniwie nad ulicą.
Był cały poobijany, wysmarowany i podtruty. Równocześnie jednak rozpierało go szczęście i niezmierna duma. Zrobił to. Wcielił w życie plan, o którym mówiła straszna tajemnica kun. Plan zdechnięcia ludzi. Może i przegryzł żyłę trochę za mocno, ale był przekonany, że to tylko przyśpieszy ich zdech.
-Pojazd pędził już przecież wystarczająco szybko.
Teraz mógł tylko czekać na wielką katastrofę pojazdu z intruzami. Ale na pewno nie zamierzał tego czynić na środku drogi.
Z trudem podźwignął kości z ulicy. Pojękując z bólu otrzepał z kurzu futerko. Podniósł wzrok i błyszczącymi z radości ślepiami omiótł spojrzeniem ogród i dom. Głęboko odetchnął.
383
- Gniazdo... - wyszeptał - Wreszcie wolne i wyswobodzone.
Kuśtykając na lewą przednią i tylną prawą łapę, ruszył powoli w stronę domu. Był tak wyczerpany i obolały, że marzył teraz tylko o jednym:
- Walnąć się do wyra i spać. Spaać, spaaać, spaaaaaaaaaaaaaaa... ććććć!
Ogarnął go błogi spokój i cisza. Poczuł nawet coś w rodzaju pustki w ogonie. Do tej pory ciągle walczył i kombinował tylko, jak zdechnąć ludzi. Teraz, kiedy to się już stało, poczuł wielką ulgę. Przed ślepiami zaczęły przewijać mu się deserki, do koloru do wyboru, na które z pewnością właśnie sobie zasłużył.
Nagle, coś go tknęło. Jakaś myśl, która krążyła wokół przysmaków, jak natrętna pszczoła, aż w końcu ucięła go boleśnie w język.
- Przecież, jeśli nie zobaczę katastrofy na własne ślepia, nigdy nie będę pewny, czy mi się udało.
Deserki natychmiast rozpłynęły się w powietrzu. Nie miał innego wyjścia, jak tylko puścić się
Kuśtykając na lewą przednią i tylną prawą łapę, ruszył powoli w stronę domu. Był tak wyczerpany i obolały, że marzył teraz tylko o jednym:
- Walnąć się do wyra i spać. Spaać, spaaać, spaaaaaaaaaaaaaaa... ććććć!
Ogarnął go błogi spokój i cisza. Poczuł nawet coś w rodzaju pustki w ogonie. Do tej pory ciągle walczył i kombinował tylko, jak zdechnąć ludzi. Teraz, kiedy to się już stało, poczuł wielką ulgę. Przed ślepiami zaczęły przewijać mu się deserki, do koloru do wyboru, na które z pewnością właśnie sobie zasłużył.
Nagle, coś go tknęło. Jakaś myśl, która krążyła wokół przysmaków, jak natrętna pszczoła, aż w końcu ucięła go boleśnie w język.
- Przecież, jeśli nie zobaczę katastrofy na własne ślepia, nigdy nie będę pewny, czy mi się udało.
Deserki natychmiast rozpłynęły się w powietrzu. Nie miał innego wyjścia, jak tylko puścić się
384
pędem w ślad za pojazdem intruzów.
O dziwo, biegło mu się tak dobrze, jakby wcale nie wypadł przed chwilą z pędzącego pojazdu i nie potłukł się dotkliwie. Oczywiście nie miał żadnych szans, by dogonić samochód. Ten za bardzo już się oddalił. Kunek znał jednak pewne miejsce, skąd, jak na łapie, widać było wijącą się w dół drogę. Był pewny, że stamtąd zobaczy katastrofę w całej swej okazałości i ostatecznie rozwieje swoje wątpliwości.
Pędził jak wiatr. Ciekawość dodawała mu skrzydeł. Niemal frunął w powietrzu, gdy długimi susami przecinał chodniki i ulicę. W oka mgnieniu przemierzył kilka trawników i rabatek, aż dotarł do niewielkiego wzniesienia, górującego wyraźnie nad otwartą przestrzenią. Z jego szczytu od razu dostrzegł wiśniowy samochód Wąsala. Pojazd staczał się z wielką prędkością w dół, zawijając z piskiem opon od pobocza do pobocza. Jeden zakręt zdołał pokonać. Ale już na kolejnym nie wyrobił się i zjechał z drogi. Rozbił barierkę i wyleciał w powietrze.
O dziwo, biegło mu się tak dobrze, jakby wcale nie wypadł przed chwilą z pędzącego pojazdu i nie potłukł się dotkliwie. Oczywiście nie miał żadnych szans, by dogonić samochód. Ten za bardzo już się oddalił. Kunek znał jednak pewne miejsce, skąd, jak na łapie, widać było wijącą się w dół drogę. Był pewny, że stamtąd zobaczy katastrofę w całej swej okazałości i ostatecznie rozwieje swoje wątpliwości.
Pędził jak wiatr. Ciekawość dodawała mu skrzydeł. Niemal frunął w powietrzu, gdy długimi susami przecinał chodniki i ulicę. W oka mgnieniu przemierzył kilka trawników i rabatek, aż dotarł do niewielkiego wzniesienia, górującego wyraźnie nad otwartą przestrzenią. Z jego szczytu od razu dostrzegł wiśniowy samochód Wąsala. Pojazd staczał się z wielką prędkością w dół, zawijając z piskiem opon od pobocza do pobocza. Jeden zakręt zdołał pokonać. Ale już na kolejnym nie wyrobił się i zjechał z drogi. Rozbił barierkę i wyleciał w powietrze.
385
Kunek nie mógł oderwać od tego oczu. Jak urzeczony wślepiał się, jak pojazd intruzów szybował na niebie. Wyglądał, jak wielki sokół wypatrujący ofiary. W pewnej chwili zatrzymał się, jakby zauważył w dole jakąś zwierzynę, a potem runął z dziobem skierowanym pionowo w przepaść. Zanim, z hukiem miażdżonego żelastwa, rozbił się o potężną topolę, Kunek zdołał zobaczyć jeszcze przyklejone do szyb przerażone twarze Wąsala, Gniadej i Czerwonego Kapturka. Do jego uszu dotarły krzyki, które wydobywały się z ich gardeł i szeroko rozwartych ust:
- Ratunku! Ratuuuunku! Raaaatuuuuuunkuuuuuuuu...
Krzyki „ratunku” ocuciły Kunka na podłodze strychu, kilka kroków od legowiska.
- O rany! Urwał mi się dzień - pomyślał jeszcze na wpół przypomny - Tylko… kiedy?
Chciał się podnieść, ale tylko jęknął cicho. Ból przypomniał mu, jak straszliwie potłukł się o bruk, kiedy wyleciał z pojazdu intruzów.
- A więc, zdechnąłem ich! - ucieszył się
- Ratunku! Ratuuuunku! Raaaatuuuuuunkuuuuuuuu...
Krzyki „ratunku” ocuciły Kunka na podłodze strychu, kilka kroków od legowiska.
- O rany! Urwał mi się dzień - pomyślał jeszcze na wpół przypomny - Tylko… kiedy?
Chciał się podnieść, ale tylko jęknął cicho. Ból przypomniał mu, jak straszliwie potłukł się o bruk, kiedy wyleciał z pojazdu intruzów.
- A więc, zdechnąłem ich! - ucieszył się
386
się - Przegryzłem żyłę i załatwiłem intruzów. Naprawdę to zrobiłem!
Odetchnął z ulgą. Już się bał, że to było znowu tylko przywidzenie. Postanowił odtworzyć sobie urwany dzień.
- Zdechnąłem ludzi, a potem wypadłem… i potłukłem się. Wszystko mnie bolało. Co było dalej... Acha, przecież zrobiło mi się słabo i nagle bardzo zachciało mi się spać. Kuśtykałem do wyra, to jeszcze pamiętam doskonale, i wtedy… zachciało mi się zobaczyć katastrofę intruzów. Tak. Więc zawróciłem i poleciałem na wzgórek. Zaraz, zaraz. Poleciałem? Ale jak, skoro byłem tak poobijany, że ledwo mogłem się ruszać?
Już kiedyś przeżył coś podobnego. Gdy wchodził na dom po dzikim winie. Gałązka urwała się i spadł z dużej wysokości. To było właśnie wtedy. Tata znalazł go, jak leżał bez tchu. Od razu zaczął lamentować, że Kunek nie żyje. Ale on wszystko to widział i słyszał. Bo, gdy spadał i już miał rozbić się o ziemię, jego przednie łapki zmieniły się w skrzydła i jak ptak wzleciał
Odetchnął z ulgą. Już się bał, że to było znowu tylko przywidzenie. Postanowił odtworzyć sobie urwany dzień.
- Zdechnąłem ludzi, a potem wypadłem… i potłukłem się. Wszystko mnie bolało. Co było dalej... Acha, przecież zrobiło mi się słabo i nagle bardzo zachciało mi się spać. Kuśtykałem do wyra, to jeszcze pamiętam doskonale, i wtedy… zachciało mi się zobaczyć katastrofę intruzów. Tak. Więc zawróciłem i poleciałem na wzgórek. Zaraz, zaraz. Poleciałem? Ale jak, skoro byłem tak poobijany, że ledwo mogłem się ruszać?
Już kiedyś przeżył coś podobnego. Gdy wchodził na dom po dzikim winie. Gałązka urwała się i spadł z dużej wysokości. To było właśnie wtedy. Tata znalazł go, jak leżał bez tchu. Od razu zaczął lamentować, że Kunek nie żyje. Ale on wszystko to widział i słyszał. Bo, gdy spadał i już miał rozbić się o ziemię, jego przednie łapki zmieniły się w skrzydła i jak ptak wzleciał
387
w powietrze. Krążył nad domem, nad rozpaczającym tatą i nad samym sobą, leżącym nieruchomo na trawie. Wznosił się coraz wyżej i wyżej. Dom, tata, tamten Kunek i cały ogród… wszystko to oddalało się i malało. Już prawie znikło mu z widoku, kiedy przyszła pierwsza wiosenna burza.
- Deszcz zawrócił cię ze ścieżki zdechu- cieszył się jego tata, a Kunek już nigdy wcześniej ani nigdy później nie widział go tak szczęśliwego.
Co z tego, skoro on nie podzielał wtedy jego radości.
-Tak fajnie się latało-myślał z żalem i strasznie był ciekaw, gdzie by doleciał, gdyby nie ocucił go ten głupi deszcz-Chyba nigdy się już tego nie dowiem...
I właśnie teraz było bardzo podobnie. Co prawda nie latał, ale jak na skrzydłach przecinał skwery i ulice i z podejrzaną łatwością dotarł na sam szczyt wzgórka, skąd miał niby obserwować katastrofę intruzów i słyszeć ich ostatnie okrzyki.
-Ach, więc to, że z góry widzę, jak intruzi rozbijają się i słyszę, jak wołają o ratunek,
- Deszcz zawrócił cię ze ścieżki zdechu- cieszył się jego tata, a Kunek już nigdy wcześniej ani nigdy później nie widział go tak szczęśliwego.
Co z tego, skoro on nie podzielał wtedy jego radości.
-Tak fajnie się latało-myślał z żalem i strasznie był ciekaw, gdzie by doleciał, gdyby nie ocucił go ten głupi deszcz-Chyba nigdy się już tego nie dowiem...
I właśnie teraz było bardzo podobnie. Co prawda nie latał, ale jak na skrzydłach przecinał skwery i ulice i z podejrzaną łatwością dotarł na sam szczyt wzgórka, skąd miał niby obserwować katastrofę intruzów i słyszeć ich ostatnie okrzyki.
-Ach, więc to, że z góry widzę, jak intruzi rozbijają się i słyszę, jak wołają o ratunek,
388
to wszystko już mi się tylko wydawało. Zresztą, skąd mógłbym wiedzieć, że krzyczą „ratunku”, skoro nie kuniam po ludzku?
- Ratunku! Ratunkuuuuuu!
- O rany. Znów to samo. Może to dlatego, że teraz nic na mnie nie napadało? Żaden deszcz? I tylko mój wzrok powrócił już ze ścieżki zdechu, ale słuch wciąż na niej pozostał? A ze zdechniętym słuchem w życiu nie upoluję żadnego deserku. - zmarwił się.
Zaraz jednak sobie przypomniał, że w rogu strychu leży miska, do której podczas deszczu przez dziurę w dachu wlewa się deszczówka. Postanowił dowlec się tam i zanurzyć łeb w chłodnej wodzie.
Pierwsze dwa kroki były bolesne, ale z każdym następnym szło mu się coraz łatwiej. Przy piątym kroku stanął jednak jak wryty. Naprzeciw niego, z rozszerzonymi z przerażenia ślepiami stał Kun i… wydzierał się w niebogłosy:
- Ratunku! Ratunku! Ratuuuuuu…
Kiedy zauważył Kunka, urwał gwałtownie i od razu zmienił ton:
- Ratunku! Ratunkuuuuuu!
- O rany. Znów to samo. Może to dlatego, że teraz nic na mnie nie napadało? Żaden deszcz? I tylko mój wzrok powrócił już ze ścieżki zdechu, ale słuch wciąż na niej pozostał? A ze zdechniętym słuchem w życiu nie upoluję żadnego deserku. - zmarwił się.
Zaraz jednak sobie przypomniał, że w rogu strychu leży miska, do której podczas deszczu przez dziurę w dachu wlewa się deszczówka. Postanowił dowlec się tam i zanurzyć łeb w chłodnej wodzie.
Pierwsze dwa kroki były bolesne, ale z każdym następnym szło mu się coraz łatwiej. Przy piątym kroku stanął jednak jak wryty. Naprzeciw niego, z rozszerzonymi z przerażenia ślepiami stał Kun i… wydzierał się w niebogłosy:
- Ratunku! Ratunku! Ratuuuuuu…
Kiedy zauważył Kunka, urwał gwałtownie i od razu zmienił ton:
389
- No, w końcu pan był się łaskaw obudzić - fuknął - już myślałem, że sobie zedrę gardło. No, na co czekasz? Uwolnij mnie stąd.
- To znaczy, skąd?
W pierwszej chwili Kunek nie zrozumiał, o co mu chodzi. Niby dlaczego miałby go skądś uwalniać, skoro tamten stał sobie najspokojniej w świecie na samym środku strychu? Dopiero kiedy skoczył do przodu i coś z dźwięcznym brzękiem zatrzymało go gwałtownie w pół skoku, Kunek aż pisnął z przejęcia. Dostrzegł błyszczące, podłużne i poprzeczne błyski wokół swojego brata. Przetarł ślepia, ale to nie pomogło. Wzrok go nie mylił. Jego braciszka otaczały szczelnie ze wszystkich stron solidne pręty metalowej klatki.
- O rany! - jęknął - Jest odwrotnie. To jednak mój słuch powrócił ze ścieżki zdechu, a wzrok na niej pozostał. Ciągle mam przywidzenia. Muszę jak najszybciej wsadzić łeb w tę deszczówkę i to najlepiej aż po sam ogon.
Ruszył, ale zatrzymał go płaczliwy głos Kuna:
- Najpierw omal nie zwaliłem się z dachu,
- To znaczy, skąd?
W pierwszej chwili Kunek nie zrozumiał, o co mu chodzi. Niby dlaczego miałby go skądś uwalniać, skoro tamten stał sobie najspokojniej w świecie na samym środku strychu? Dopiero kiedy skoczył do przodu i coś z dźwięcznym brzękiem zatrzymało go gwałtownie w pół skoku, Kunek aż pisnął z przejęcia. Dostrzegł błyszczące, podłużne i poprzeczne błyski wokół swojego brata. Przetarł ślepia, ale to nie pomogło. Wzrok go nie mylił. Jego braciszka otaczały szczelnie ze wszystkich stron solidne pręty metalowej klatki.
- O rany! - jęknął - Jest odwrotnie. To jednak mój słuch powrócił ze ścieżki zdechu, a wzrok na niej pozostał. Ciągle mam przywidzenia. Muszę jak najszybciej wsadzić łeb w tę deszczówkę i to najlepiej aż po sam ogon.
Ruszył, ale zatrzymał go płaczliwy głos Kuna:
- Najpierw omal nie zwaliłem się z dachu,
390
bo gdzieś zniknęły bzy. Na szczęście Kuneczka szła pierwsza i mnie ostrzegła. A właściwie, to jej wrzask i huk, kiedy zaryła pyskiem w glebę. No, ale tak się tym wszystkim zdenerwowałem, że jak zobaczyłem, że tutaj, na samym środku strychu, leży sobie takie jajeczko... pyszne takie... krąglutkie - chlipał Kun - taki deserek... smaczny... No, to chciałem sobie zjeść ten deserek na deserek. Podbiegłem, no i wtedy nagle coś strzeliło i szczęknęło i... właśnie nie mogę wyjść... Umiałbyś to to otworzyć?
- Ja?
Kunek podszedł ostrożnie pod klatkę. Okrążył ją dwa razy i przyjrzał się uważnie wszystkim detalom. Kiedy skończył, spojrzał na Kuna. Wyglądał w tej klatce jak papuga. Jego nos wygiął się haczykowato w stronę podłogi a na wierzchołku łba wyrósł mu wielki, pstrokaty i pierzasty czub. Kunek aż parsknął śmiechem:
- Ale fajna kuniamorgana!
Od razu zrobiło mu się weselej. Zapomniał nawet o bólu, który dotąd towarzyszył każdemu
- Ja?
Kunek podszedł ostrożnie pod klatkę. Okrążył ją dwa razy i przyjrzał się uważnie wszystkim detalom. Kiedy skończył, spojrzał na Kuna. Wyglądał w tej klatce jak papuga. Jego nos wygiął się haczykowato w stronę podłogi a na wierzchołku łba wyrósł mu wielki, pstrokaty i pierzasty czub. Kunek aż parsknął śmiechem:
- Ale fajna kuniamorgana!
Od razu zrobiło mu się weselej. Zapomniał nawet o bólu, który dotąd towarzyszył każdemu
391
jego ruchowi. Mimo, iż nie miał zielonego pojęcia, jak otworzyć tą klatkę, przytaknął pyskiem i pisnął:
- Jasne. Otworzyć to, to łatwizna.
- To, na co czekasz? Otwórz i wypuść mnie stąd. Natychmiast... - odezwał się Kun.
Jego głos przybrał natarczywy, wręcz rozkazujący ton. Słychać było, że w jednej chwili poczuł się bardzo pewnie.
Kunek zaczął już wcześniej nawet kombinować, jak by tu dobrać się do zamka tej klatki. Był pewny, że prędzej czy później to rozkuni. Nieprzyjemny głos Kuna zmroził go jednak. Wyprostował się i patrząc bratu prosto w ślepia, wycedził chłodno przez zęby:
- Zapomniałeś coś dodać, braciszku...
Kun był pewny, że Kunek bezzwłocznie i ochoczo przystąpi do dzieła i na taką bezczelność z jego strony, aż go zatkało.
- Pewnie szczurek chce, żebym się przed nim pokajał - pomyślał i już miał coś mu odwarknąć, jednak dziwne błyski w jego ślepiach, powstrzymały go.
- Jasne. Otworzyć to, to łatwizna.
- To, na co czekasz? Otwórz i wypuść mnie stąd. Natychmiast... - odezwał się Kun.
Jego głos przybrał natarczywy, wręcz rozkazujący ton. Słychać było, że w jednej chwili poczuł się bardzo pewnie.
Kunek zaczął już wcześniej nawet kombinować, jak by tu dobrać się do zamka tej klatki. Był pewny, że prędzej czy później to rozkuni. Nieprzyjemny głos Kuna zmroził go jednak. Wyprostował się i patrząc bratu prosto w ślepia, wycedził chłodno przez zęby:
- Zapomniałeś coś dodać, braciszku...
Kun był pewny, że Kunek bezzwłocznie i ochoczo przystąpi do dzieła i na taką bezczelność z jego strony, aż go zatkało.
- Pewnie szczurek chce, żebym się przed nim pokajał - pomyślał i już miał coś mu odwarknąć, jednak dziwne błyski w jego ślepiach, powstrzymały go.
392
Przestraszył się, że ten jeszcze może nie zechcieć go wypuścić.
- Potem się z nim policzę - obiecał sobie w duchu i z największym trudem, wręcz z obrzydzeniem, wydusił z siebie słowo - pro... szę...
Kunek skrzywił się z ostentacyjnym rozczarowaniem.
- Miałem raczej na myśli słowo „szczurku” - powiedział chłodno - Powinieneś powiedzieć: „wypuść mnie stąd, szczurku”!
- Wy... puść mnie ssstąd, szczurku - bezwiednie powtórzył za nim Kun.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że właśnie nazwał Kunka najgorszym przezwiskiem, jakie istniało w świecie kun. Wcześniej robił to często, ale nigdy w sytuacji, kiedy potrzebował jego pomocy. Bo też nigdy dotąd nie jej nie potrzebował. Teraz spojrzał na Kunka ze strachem, a w ślepiach momentalnie zabłysły mu łzy.
Kunek nawet zaczął żałować braciszka. Ale od razu odżyły mu w pamięci wszystkie przykrości,
- Potem się z nim policzę - obiecał sobie w duchu i z największym trudem, wręcz z obrzydzeniem, wydusił z siebie słowo - pro... szę...
Kunek skrzywił się z ostentacyjnym rozczarowaniem.
- Miałem raczej na myśli słowo „szczurku” - powiedział chłodno - Powinieneś powiedzieć: „wypuść mnie stąd, szczurku”!
- Wy... puść mnie ssstąd, szczurku - bezwiednie powtórzył za nim Kun.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że właśnie nazwał Kunka najgorszym przezwiskiem, jakie istniało w świecie kun. Wcześniej robił to często, ale nigdy w sytuacji, kiedy potrzebował jego pomocy. Bo też nigdy dotąd nie jej nie potrzebował. Teraz spojrzał na Kunka ze strachem, a w ślepiach momentalnie zabłysły mu łzy.
Kunek nawet zaczął żałować braciszka. Ale od razu odżyły mu w pamięci wszystkie przykrości,
393
jakich od niego doznał w ciągu całego swojego życia. A przynajmniej tej jego części, którą pamiętał. Wszystkie jego kłamstwa, donosy i wyzwiska. Przypomniał też sobie swoją obietnicę, całkiem świeżutką, że przy pierwszej nadarzającej się okazji sam wciśnie pysk Kuna w pułapkę na szczury.
- Teraz już nie muszę. Samoobsługa - pomyślał z satysfakcją, a gdy na dodatek przypomniał sobie najostatniejszą obietnicę złożoną w pojeździe intruzów przodkom, że jak przeżyje godzinę „Z”, to będzie się dzielił ze swoim bratem deserkami, jego pysk rozszerzył się w błogim uśmiechu - Tak, teraz mogę dotrzymać przyrzeczenia. Położę taki deserek przy wejściu na strych i powiem mu: chodź i weź sobie.
- Nie chcesz? - zapyta wtedy, gdy uwięziony w klatce Kun, z oczywistych powodów, nie pofatyguje się po deserek - Nie, to nie. Ja dotrzymałem przyrzeczenia. Ale w tej sytuacji, skoro nie chcesz, to ja muszę to zjeść sam. Żeby się nie zmarnowało - dokończy już z pełnym
- Teraz już nie muszę. Samoobsługa - pomyślał z satysfakcją, a gdy na dodatek przypomniał sobie najostatniejszą obietnicę złożoną w pojeździe intruzów przodkom, że jak przeżyje godzinę „Z”, to będzie się dzielił ze swoim bratem deserkami, jego pysk rozszerzył się w błogim uśmiechu - Tak, teraz mogę dotrzymać przyrzeczenia. Położę taki deserek przy wejściu na strych i powiem mu: chodź i weź sobie.
- Nie chcesz? - zapyta wtedy, gdy uwięziony w klatce Kun, z oczywistych powodów, nie pofatyguje się po deserek - Nie, to nie. Ja dotrzymałem przyrzeczenia. Ale w tej sytuacji, skoro nie chcesz, to ja muszę to zjeść sam. Żeby się nie zmarnowało - dokończy już z pełnym
394
pyskiem, zadowolony, że tak łatwo udało mu się wywieść w pole swoich nieżyjących przodków.
Owrócił się i zaczął odchodzić. Szedł bardzo powoli, napawając się dochodzącymi zza jego grzbietu płaczliwymi jękami Kuna.
- Proszę! - szlochał jego starszy brat - Błagam! Sczurrr... to znaczy Kunku, uwolnij mnie.
Ale Kunek nie zatrzymał się, ani nawet się nie odwrócił. Wyśliznął się na dach i odetchnął pełną piersią. Powiódł spojrzeniem po całej okolicy. Był szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Szczęśliwy i wolny. Za jednym zamachem pozbył się i ludzi i swojego wrednego braciszka.
- Uwolnię go jak skruszeje... - pomyślał i dodał - może...
Chciał przez chwilę postać sobie w samotności i spokoju na szczytu dachu i ponapawać się świadomością wyswobodzenia gniazda. Jednak dokładnie w tej chwili, kiedy o tym sobie pomyślał i już zabierał się za to „napawanie się”, za jego grzbietem, jakby spod ziemi, wyrosła Kuneczka. Nadchodziła od strony ściany porosłej dzikim winem.
Owrócił się i zaczął odchodzić. Szedł bardzo powoli, napawając się dochodzącymi zza jego grzbietu płaczliwymi jękami Kuna.
- Proszę! - szlochał jego starszy brat - Błagam! Sczurrr... to znaczy Kunku, uwolnij mnie.
Ale Kunek nie zatrzymał się, ani nawet się nie odwrócił. Wyśliznął się na dach i odetchnął pełną piersią. Powiódł spojrzeniem po całej okolicy. Był szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Szczęśliwy i wolny. Za jednym zamachem pozbył się i ludzi i swojego wrednego braciszka.
- Uwolnię go jak skruszeje... - pomyślał i dodał - może...
Chciał przez chwilę postać sobie w samotności i spokoju na szczytu dachu i ponapawać się świadomością wyswobodzenia gniazda. Jednak dokładnie w tej chwili, kiedy o tym sobie pomyślał i już zabierał się za to „napawanie się”, za jego grzbietem, jakby spod ziemi, wyrosła Kuneczka. Nadchodziła od strony ściany porosłej dzikim winem.
395
Kunek zauważył, że wyraźnie utykała na przednią łapę.
- Czy ten bez, a raczej jego nagły brak, przez co spadłam z dachu, to też twoja sprawka?! - pisnęła do Kunka groźnym głosem.
Były to pierwsze słowa wypowiedziane przez nią do Kunka od… Już nawet nie pamiętał od kiedy.
- O! - udał zdziwienie - Jednak umiesz piszczeć...
Kuneczka już otworzyła pysk, żeby mu coś gniewnie odpysknąć, ale w tym momencie, z głębi strychu, rozległy się żałosne miauki Kuna.
- Co to za jęki? - zaniepokoiła się Kuneczka - Co ty tu znowu narozrabiałeś? Nie można cię zostawić nawet na chwilę...
W pierwszym odruchu, Kunek wkunił się, że Kuneczka ciągle go za wszystko obwinia. Jednak już w następnym momencie, jej obecność i rozchodzące się lamenty Kuna nasunęły mu pewien pomysł. Szybko dał Kuneczce znak, żeby się nie odzywała. Miał nadzieję, że Kun jej nie usłyszał i nic nie wie
- Czy ten bez, a raczej jego nagły brak, przez co spadłam z dachu, to też twoja sprawka?! - pisnęła do Kunka groźnym głosem.
Były to pierwsze słowa wypowiedziane przez nią do Kunka od… Już nawet nie pamiętał od kiedy.
- O! - udał zdziwienie - Jednak umiesz piszczeć...
Kuneczka już otworzyła pysk, żeby mu coś gniewnie odpysknąć, ale w tym momencie, z głębi strychu, rozległy się żałosne miauki Kuna.
- Co to za jęki? - zaniepokoiła się Kuneczka - Co ty tu znowu narozrabiałeś? Nie można cię zostawić nawet na chwilę...
W pierwszym odruchu, Kunek wkunił się, że Kuneczka ciągle go za wszystko obwinia. Jednak już w następnym momencie, jej obecność i rozchodzące się lamenty Kuna nasunęły mu pewien pomysł. Szybko dał Kuneczce znak, żeby się nie odzywała. Miał nadzieję, że Kun jej nie usłyszał i nic nie wie
396
o jej obecności.
- To nic takiego - wyszeptał Kuneczce do ucha - Tylko Kun złapał się w klatkę i siedzi tam... jak papuga.
Kuneczka wybałuszyła ślepia i już otwierała pyszczek, żeby coś wykrzyknąć, kiedy Kunek zakneblował ją jej własnym ogonem i szybko dorzucił:
- Chyba już skruszał, więc bądź cicho, to coś zobaczysz... a raczej usłyszysz, tak?
Kuneczka zawahała się, ale po chwili pokiwała lekko łbem na znak, że się zgadza. Kunek mógł więc ją puścić. Przybliżył pyszczek do dziury na strych i krzyknął:
- Sam się uwolnij braciszku! Przecież dla ciebie to pestka... W końcu jesteś Superkunem.
Z ciemnej czeluści strychu wydobył się głuchy jęk Kuna:
- Ja... tylko chciałem deserek... Nie jestem żadnym Superkunem. Tylko się tak przechwalałem przed tą siksą... Kuneczką.
Kuneczkę aż zatkało. Szczęka jej opadła i kołatnęła o dachówkę. Ślepia zrobiły się
- To nic takiego - wyszeptał Kuneczce do ucha - Tylko Kun złapał się w klatkę i siedzi tam... jak papuga.
Kuneczka wybałuszyła ślepia i już otwierała pyszczek, żeby coś wykrzyknąć, kiedy Kunek zakneblował ją jej własnym ogonem i szybko dorzucił:
- Chyba już skruszał, więc bądź cicho, to coś zobaczysz... a raczej usłyszysz, tak?
Kuneczka zawahała się, ale po chwili pokiwała lekko łbem na znak, że się zgadza. Kunek mógł więc ją puścić. Przybliżył pyszczek do dziury na strych i krzyknął:
- Sam się uwolnij braciszku! Przecież dla ciebie to pestka... W końcu jesteś Superkunem.
Z ciemnej czeluści strychu wydobył się głuchy jęk Kuna:
- Ja... tylko chciałem deserek... Nie jestem żadnym Superkunem. Tylko się tak przechwalałem przed tą siksą... Kuneczką.
Kuneczkę aż zatkało. Szczęka jej opadła i kołatnęła o dachówkę. Ślepia zrobiły się
397
wielkie i okrągłe, jak krążki, na które Kunek narobił na stole intruzów. Chciała coś wykrzyknąć z oburzeniem, ale Kunek dał jej znak, że milczała. Wiedział, że to był dopiero początek i najlepsze jeszcze było przed nimi.
- Jak to? - odkrzyknął Kunowi przez dziurę - Przecież uratowałeś tej siksie... - błysnęły zęby Kuneczki i Kunek musiał się odchylić, żeby ich nie posmakować - to jest, Kuneczce, życie...
- Miałbym ryzykować życie dla jakiejś baby? Tylko ty jesteś zdolny do takiej głupoty - jęknął Kun - Przecież to ty ją uratowałeś, nie pamiętasz? Ja tam głupi nie jestem. Uratowałem coś najważniejszego! Siebie! Teraz ty musisz mnie uratować!
Kunek musiał aż przytrzymać Kuneczkę. Była tak wzburzona, że od razu chciała lecieć do Kuna z zębami i pazurami. Właściwie, to Kunek chętnie by nawet popatrzył, jak Kuneczka wpada na strych i dorywa tego tłuściocha. Rozniosłaby go chyba razem z klatką. Jednak on potrzebował Kuna żywego. Przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Chyba nie chcesz zawdzięczać życia jakiemuś
- Jak to? - odkrzyknął Kunowi przez dziurę - Przecież uratowałeś tej siksie... - błysnęły zęby Kuneczki i Kunek musiał się odchylić, żeby ich nie posmakować - to jest, Kuneczce, życie...
- Miałbym ryzykować życie dla jakiejś baby? Tylko ty jesteś zdolny do takiej głupoty - jęknął Kun - Przecież to ty ją uratowałeś, nie pamiętasz? Ja tam głupi nie jestem. Uratowałem coś najważniejszego! Siebie! Teraz ty musisz mnie uratować!
Kunek musiał aż przytrzymać Kuneczkę. Była tak wzburzona, że od razu chciała lecieć do Kuna z zębami i pazurami. Właściwie, to Kunek chętnie by nawet popatrzył, jak Kuneczka wpada na strych i dorywa tego tłuściocha. Rozniosłaby go chyba razem z klatką. Jednak on potrzebował Kuna żywego. Przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Chyba nie chcesz zawdzięczać życia jakiemuś
398
„szczurkowi” - wykrzyknął prosto w strychową czeluść - przez którego, dopiero co, omal nie zginąłeś w pułapce na szczury?
- Nie jesteś szczurrr... - słowo „szczurek” utknęło w gardle Kuna jak ostra kość - Przecież ty wcale nie wpychałeś mnie w tamtą pułapkę. To ja chciałem zeżreć mięsko i sam pchałem tam pysk... Przepraszam za tego szczurr... Tak, to ja jestem szczur... rkiem, a ty jesteś Superkunem! Prawdziwym Superkunem. Uratuj mnie wreszcie! - jęknął.
- Jak? Co?
Tyle tylko zdołała wydusić z siebie Kuneczka. Potem zamilkła i ogłupiała wpatrywała się w Kunka rozszerzonymi ślepiami jak sroka w gnat.
- Ratuj mnie, Superkunie! - doleciały z głębi strychu błagalny jęki.
- Dziwne - zdał sobie nagle sprawę Kunek - Starszy braciszek nazwał mnie Superkunem, a ja nie czuję żadnej radości. Nie piszcz tak! - odkrzyknął - Bo jeszcze ludzie cię usłyszą i...
Zwiesił znacząco głos.
- Nie jesteś szczurrr... - słowo „szczurek” utknęło w gardle Kuna jak ostra kość - Przecież ty wcale nie wpychałeś mnie w tamtą pułapkę. To ja chciałem zeżreć mięsko i sam pchałem tam pysk... Przepraszam za tego szczurr... Tak, to ja jestem szczur... rkiem, a ty jesteś Superkunem! Prawdziwym Superkunem. Uratuj mnie wreszcie! - jęknął.
- Jak? Co?
Tyle tylko zdołała wydusić z siebie Kuneczka. Potem zamilkła i ogłupiała wpatrywała się w Kunka rozszerzonymi ślepiami jak sroka w gnat.
- Ratuj mnie, Superkunie! - doleciały z głębi strychu błagalny jęki.
- Dziwne - zdał sobie nagle sprawę Kunek - Starszy braciszek nazwał mnie Superkunem, a ja nie czuję żadnej radości. Nie piszcz tak! - odkrzyknął - Bo jeszcze ludzie cię usłyszą i...
Zwiesił znacząco głos.
399
Kun, zamiast się uspokoić, rozpiszczał się jeszcze głośniej:
- Ratunku! Zaraz przyjdą ludzie i mnie złupią! Oddam ci swoje legowisko... I będziesz mnie mógł nazywać szczurkiem ile razy zechcesz...
- Zrób coś! - jęknęła błagalnie Kuneczka - Bo tymi piskami naprawdę sprowadzi tu ludzi i go złupią.
- Nie peniaj - prychnął Kunek i zmrużył filuternie ślepia - nikt go nie złupi.
- Jak to... Skąd wiesz? - wydukała Kuneczka.
Musiała zauważyć podejrzane błyski w jego ślepiach, gdyż od razu pisnęła z niepokojem w głosie:
- Przyznaj się, coś ty znowu zmalował?!
- Nic...
Kunek zawahał się przez moment. Nie był pewny, czy może już Kuneczce powiedzieć o tym, czego dokonał.
- Nic takiego - machnął łapą - po prostu... tylko… zdechnąłem ludzi.
- Co?! - Kuneczka aż przysiadła z wrażenia - Jak?!
- Ratunku! Zaraz przyjdą ludzie i mnie złupią! Oddam ci swoje legowisko... I będziesz mnie mógł nazywać szczurkiem ile razy zechcesz...
- Zrób coś! - jęknęła błagalnie Kuneczka - Bo tymi piskami naprawdę sprowadzi tu ludzi i go złupią.
- Nie peniaj - prychnął Kunek i zmrużył filuternie ślepia - nikt go nie złupi.
- Jak to... Skąd wiesz? - wydukała Kuneczka.
Musiała zauważyć podejrzane błyski w jego ślepiach, gdyż od razu pisnęła z niepokojem w głosie:
- Przyznaj się, coś ty znowu zmalował?!
- Nic...
Kunek zawahał się przez moment. Nie był pewny, czy może już Kuneczce powiedzieć o tym, czego dokonał.
- Nic takiego - machnął łapą - po prostu... tylko… zdechnąłem ludzi.
- Co?! - Kuneczka aż przysiadła z wrażenia - Jak?!
400